Cudowna agorafobia
Do północnej stacji pomp prowadzi szutrowa droga. Za nami tumany pyłu, we wstecznym lusterku widzę przemykające zające i bażanty. Wyznaczone od linijki pola ciągną się po horyzont, mijamy maszyny do nawadniania, wielkie bębny z nawiniętymi setkami metrów gumowych rur. Każda ma koła i silnik, poruszają się automatycznie, dostarczając wodę wszędzie tam, gdzie jest potrzebna. Widok tych maszyn sprawia, że cała ta przestrzeń wydaje mi się jeszcze bardziej nieludzka.
W końcu tuż za linią przydrożnych drzew pojawia się północna stacja pomp – największa i jedna z pięciu odpowiadających za przenoszenie wody z rzeki na wyżej położony taras łąk. Stacja pracuje, ale pełni też funkcję muzealną. Można tu obejrzeć wystawę o tym, jak człowiek wydarł rzekę naturze, a potem szybko się zorientował, jak wielki popełnił błąd, i oddał ją z powrotem. Jakby wbrew wymowie całej wystawy tuż obok budynku stoi dumny obelisk poświęcony tamtej regulacji z patetyczną inskrypcją: „Wspólnym wysiłkiem zdobyliśmy ziemię dla upraw”. Jesteśmy w Danii, a dokładnie w zachodniej Jutlandii. W dolinie pohańbionej rzeki Skjern Å. Duński dziennikarz Jakob Fälling uparł się, by pokazać mi to miejsce. W 1962 roku rozpoczęto tu największy w historii tego kraju projekt osuszania rzecznej doliny. Swoim zasięgiem objął on 4 tysiące hektarów łąk, które na krótko zamieniono w pola uprawne. Na krótko – drenaż tego ogromnego terenu sprawił, że coraz więcej zanieczyszczeń z pól trafiało do fjordu Ringkøbing. Rzeka straciła możliwość samooczyszczania. Opadł też poziom wód gruntowych i związki żelaza znajdujące się w ziemi zaczęły wchodzić w reakcję z powietrzem, co dodatkowo zwiększyło skażenie środowiska. Znacząco zmniejszyła się bioróżnorodność. 19 lat po zakończeniu regulacji Skjern Å parlament podjął decyzję o wycofaniu się z tego przedsięwzięcia i przywrócenia rzece jej naturalnego biegu. Rozpoczął się największy w historii Danii proces oddawania naturze tego, co do niej należy. Został zakończony w 2003 roku. Kosztował więcej niż próba okiełznania rzeki.
Wchodzimy na dach przepompowni i wtedy wszystko to staje się oczywiste. Na północ od nas aż po horyzont ciągnie się rolnicza, nudna monokultura, która kogoś z agorafobią spokojnie mogłaby przyprawić o zapaść. Wystarczy jednak odwrócić się do niej plecami, by ujrzeć przywróconą naturze dolinę Skjern Å. Rzeka meandruje przez sam środek wielkiej połaci mokradeł i łąk, a nad wszystkim czuwa biała wieża kościoła w Lønborgu, po drugiej stronie doliny.
Przez kilka chwil przyglądam się tym dwóm widokom – cichej monotonii pól i rozwrzeszczanej ptactwem rzece. Wygląda jak zderzenie dwóch systemów logicznych – dwóch kompletnie różnych porządków, czasów i moralności. Z jednej strony skomputeryzowana, opanowana przez automaty produkcja, z drugiej szczerość żywiołu. Tu ostrzeżenie, tam obietnica.