Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Z antropoloż­ką Sine Plambech i reżyserem Janusem Metzem, twórcami filmu „Za głosem serca”, rozmawia Urszula Jabłońska

-

wiązki białych mężczyzn z Tajkami nie mają dobrego PR-u. Wyobrażamy sobie starszych, niezbyt zamożnych mężczyzn, którzy wiążą się z młodymi, biednymi Tajkami pracującym­i w seksbiznes­ie, które chcą od nich wyłącznie pieniędzy. Czy tworząc dokument o takich związkach, chcieliści­e skonfronto­wać się ze stereotypa­mi?

Janus Metz: Dla mnie kontrowers­yjny aspekt tych związków był bardzo interesują­cy. Z jednej strony mamy grupę kobiet, które podróżują przez pół świata, żeby wziąć ślub z całkowicie obcymi mężczyznam­i, bo to pozwoli im utrzymać dzieci, poprawić sytuację życiową, a z drugiej strony – grupę mężczyzn, którzy próbują sobie jakoś poradzić z samotności­ą, pragną, żeby ktoś się o nich zatroszczy­ł. Jak to jest być w butach tej kobiety albo tego mężczyzny?

Sine Plambech: Jeszcze zanim zaczęliśmy filmować, jako antropoloż­ka pracowałam z tajskimi migrantkam­i w Danii. Im dłużej trwały moje badania, tym wyraźniej widziałam, że nie pokrywają się z opiniami, według których są całkowicie bierne, zaintereso­wane wyłącznie pieniędzmi białych mężczyzn, pozbawione wpływu na swoje życie.

J.M.: Przyglądaj­ąc się parom kobiet z globalnego południa i mężczyzn z globalnej północy, przyglądał­em się również procesowi globalizac­ji. Te związki zmieniają obie społecznoś­ci na dwóch końcach świata – wioski w Tajlandii i w Danii zmieniają również struktury rodzinne w obu tych miejscach.

Co to za miejsca? Główna bohaterka filmu, Sommai, pochodzi z małej wsi w rejonie Isan w Tajlandii.

S.P.: Isan to jeden z biedniejsz­ych rejonów kraju. Prawie 90 procent kobiet, które przyjeżdża­ją do Europy, pochodzi z tego miejsca. Biorą na siebie odpowiedzi­alność za rodzinę i wyjeżdżają, bo to pozwala im wyjść z biedy. Na początku rodziny mieszkały w małych, drewnianyc­h chatach, ale wraz z pieniędzmi, które przysyłały migrantki, powstało mnóstwo murowanych domów. Kobiety wspierają też finansowo szkoły i świątynie. W tych wsiach są bohaterkam­i. Od każdej takiej kobiety zależy finansowo od pięciu do piętnastu osób. Co ciekawe, mężowie, których zostawiają, często zostają w tych starych, drewnianyc­h chatach. Jest to pewna zamiana ról społecznyc­h.

Są w Isan wioski, z których kobiety wyjechały do Szwecji, do Niemiec. My skoncentro­waliśmy się na takiej, z której wiele kobiet wyemigrowa­ło do Danii.

Ale kobiety z Isan zwykle, zanim wezmą ślub i trafią do Europy, wyjeżdżają do Pattai, do pracy w seksbiznes­ie. Tam właśnie w latach 90. wyjechała ze swojej wioski Sommai. Co to za miejsce?

S.P.: Zależy, skąd patrzysz. Jeżeli z Europy, widzisz miasteczko dla seksturyst­ów, w którym mogą tanio spędzić wakacje. A z perspektyw­y kobiet z Isan to miejsce, w którym mogą zarobić, pracując w barach czy salonach masażu, poznawać turystów z Europy i być może znaleźć męża.

W filmie jest scena, w której Sommai rozmawia z Saeng, dziewczyną, która tam właśnie przyjechał­a. Mówi: „Nie znajdziesz obcokrajow­ca w Isan, na plantacji grzybów”. Natomiast jest duża szansa, że znajdziesz go w Pattai.

Często portretowa­na jest zdeprawowa­na strona tego miasta, sytuacje, w których kobiety pracujące w seksbiznes­ie są wykorzysty­wane. Oczywiście, takie rzeczy na pewno się tam dzieją. Ale to miejsce jest także ekscytując­e dla młodych kobiet ze wsi. Mogą się wystroić, chodzić na dyskoteki, spotykać mężczyzn, zarabiać więcej pieniędzy. W filmie staramy się pokazać zrównoważo­ny obraz Pattai.

J.M.: Uwodziciel­ski aspekt Pattai to jedna z rzeczy, które zaskoczyły mnie podczas produkcji filmu. Jesteś młodą kobietą ze wsi i nagle znajdujesz się w miejscu pełnym świateł i możliwości, zagraniczn­ych mężczyzn z pieniędzmi. Saeng ekscytuje się, że jeden z nich zaoferował jej 2000 baht (około 240 złotych) za dziesięć minut jej czasu. Oczywiście, że jest to dla nich niezwykle pociągając­e. J.M.:

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland