Podatniku, ratuj
PRZYSZŁOŚĆ WEDŁUG ORLIŃSKIEGO
Skąd brać pieniądze na rozwój? Ktoś tak bogaty jak Blake Carrington ma jakieś na koncie. Wyjmuje książeczkę czekową, wypisuje na niej cyfrę z odpowiednim rządkiem zer. Et voilà!
Nie, to niestety nie jest takie proste. O nowe złoża ropy będzie rywalizować z innymi przedsiębiorcami, którzy też mają rezerwy, ale do tego wezmą wielki kredyt w banku. W efekcie wypiszą czek z lepszą cyfrą i to oni się rozwiną, a Carrington zostanie z tym, co ma, a w końcu zbankrutuje.
Chcąc nie chcąc, nasz Blake też musi się zadłużyć, po prostu żeby dotrzymać kroku konkurentom, którzy to robią. I teraz wreszcie do akcji wkracza profesor Hyman Minsky.
Podzielił on zadłużających się biznesmenów na trzy kategorie.
Najwspanialszą i najszlachetniejszą nazwał grupą hedgingową (od strategii inwestowania obliczonej na minimalizowanie ryzyka). Blake Carrington z pewnością należy do tej grupy, no bo wszystko, do czego należy, jest z definicji najwspanialsze i najszlachetniejsze. Biznesmen z tej grupy zadłuża się, oczekując, że z przyszłych zysków będzie w stanie zmniejszyć zadłużenie (gdy chodzi o Blake’a, on spłaci wszystko w terminie co do grosza; ale definicja mówi o samej zdolności do spłacenia choćby części).
Szczebel niżej jest kategoria biznesmenów nieco mniej szlachetnych. Do niej na pewno należy ten wredny Walter Lankershim, odwieczny rywal Blake’a. Minsky nazwał ich grupą spekulacyjną. Biznesmen spekulacyjny nie chce albo nie może obniżyć zadłużenia. Dochody wystarczają mu na obsługę odsetek – sam kredyt zaś roluje, czyli w nieskończoność przedłuża umowę (tak jak my to czasem robimy z debetem na koncie albo karcie kredytowej).
Jeszcze niżej są ludzie, do których nie bardzo pasuje szlachetne słowo „biznesmen”, bo to po prostu przestępcy. Ci ludzie uprawiają piramidę finansową, zwaną w Ameryce „schematem Ponziego” (od włoskiego hochsztaplera sprzed stu lat). W piramidzie nawet jeśli są jakieś dochody, to osiąga się je kosztem lawinowo rosnącego zadłużenia. Taki „biznes” nie może się skończyć inaczej niż bankructwem, które w dodatku zrujnuje wierzycieli.
Powie ktoś: nie ma co ich żałować, skoro pożyczyli pieniądze aferzyście, który kręcił zwykłą piramidę. Widziały gały, w co się pakowały.
Nie tak szybko – odpowiada profesor Minsky. W czasach prosperity te trzy grupy: hedging, spekulanci i piramidziarze, działają oddzielnie. Łatwo odróżnić jednych od drugich.
Raz na kilkanaście czy kilkadziesiąt lat zdarza się jednak wydarzenie, które dziś nazywamy „momentem Minsky’ego”. Może nim być na przykład nagły spadek ceny ropy naftowej (albo nieruchomości, albo kursu jakiejś waluty, albo ruchu turystycznego – wszystko jedno).
W tym momencie Blake Carrington ze zgrozą odkrywa, że z biznesmena hedgingowego stał się spekulacyjnym. Przy obecnych cenach ropy nie ma szans na spłatę zaciągniętego długu, ale przynajmniej nie grozi mu bankructwo – ma inne rezerwy, jest w stanie obsługiwać odsetki, dogada się z bankiem w sprawie rolowania kredytu.
Wredny Walter, jego konkurent, ze zgrozą tymczasem sobie uświadamia, że zainwestował pożyczone pieniądze w szyby naftowe, które nie będą opłacalne w dającej się przewidzieć przyszłości. Jeszcze nie wszyscy o tym wiedzą, więc może brać kolejne pożyczki, żeby spłacać poprzednie, ale wiadomo, czym to się skończy.
Jego biznes, który jeszcze miesiąc temu (przy cenie 60 dolarów za baryłkę) był wprawdzie ryzykowny, ale uczciwy – teraz jest już piramidą. Za miesiąc, dwa będzie musiał ogłosić bankructwo – pociągając za sobą na dno banki, fundusze inwestycyjne i drobnych ciułaczy, którzy mu zaufali.
I tylko prawdziwi aferzyści nie przejmują się momentem Minsky’ego. Jak robili piramidę, tak dalej ją robią.
Hipoteza Minsky’ego pokazuje bankierów i finansistów jako seryjnych podpalaczy. W czasie koniunktury podsycają spekulacyjną gorączkę, a gdy nadchodzi krach, wołają do podatnika – „wykup nasze długi, bo inaczej cała gospodarka zatonie”.
Najgorszy jest los drugoplanowych bohaterów „Dynastii” – robotników, inżynierów, geologów pracujących dla Blake’a i Waltera. Choć to nie oni zaciągali te kredyty, to oni są głównymi poszkodowanymi. To oni nagle wylatują z pracy, to z ich podatków będą ratowane upadające biznesy.
Czy ten system jest uczciwy? – pytał 50 lat temu Hyman Minsky. – A może warto go jednak zmodyfikować? Może warto wprowadzić przepisy utrudniające zaciąganie kredytów w celach spekulacyjnych?
Przecież obecny system działa tak, że kapitalista gra w ruletkę, i jak wygra, wypłaca sobie premię. A jak przegra, woła: „Podatniku, ratuj”.
Zostawię państwa z tymi pytaniami. Moim zdaniem to, co teraz widzimy, to kolejny moment Minsky’ego. Świat nie wyciągnął wniosków z poprzedniego, który mieliśmy w roku 2007.
Nie wiem, czy dożyję lat trzydziestych. Ale mam nadzieję, że około roku 2035 nie będę recyklingować tego felietonu i pisać, że świat nie wyciągnął wniosków z kryzysu roku 2020.