Dzieci, JAK NIE ZDACIE, PODAM RZĄD DO SĄDU
Chłopcy na drzewie mają powieszony worek bokserski i ćwiczą. Dziewczyny sadzą kwiaty. Nie przejmujemy się już egzaminem
Kto przystąpi do egzaminu ósmoklasisty, a kto – nie
O czym marzą ósmoklasiści:
Dostałem nowy komputer, zamierzam go rozłożyć na części i złożyć. Informatyka, elektronika – tym planuję się zajmować w przyszłości, to moje marzenie. Teraz? Chcę napisać w końcu egzamin. Trudno jest nie myśleć o szkole.
Chciałbym na chwilę wrócić do szkoły i chociaż pożegnać się z klasą, nauczycielami, bo już do nich nie wrócę we wrześniu. I zacząć wakacje. W przyszłości chcę zostać kierowcą. Jak tata i brat.
Nie wiem, czy w Łodzi, czy w innym mieście, ale chciałbym pójść do wojska. Zostać żołnierzem. Na razie marzy mi się po prostu normalność. Lubiłem chodzić do szkoły, ciężko mi się uczy przez internet.
Gdybym mogła, poszłabym do szkoły i przytuliła wszystkich nauczycieli, nawet tych, których mniej lubiłam. Spotkałabym się z nimi, porozmawiała na żywo, podziękowała, bo starają się ze wszystkich sił przygotować nas do egzaminów. Na przyszłość mam masę pomysłów: technikum informatyczne, fryzjerskie, klasa mundurowa. Najbardziej marzy mi się jednak zostanie programistką i podróżowanie. Lubię zwiedzać Polskę.
Chciałabym spotkać się z rodziną biologiczną, z siostrą. I żeby ta dziwna sytuacja się skończyła.
Wrócić do szkoły. I może pojechać na rower? Gdziekolwiek, przed siebie.
Rodzice: DZIECI, MIEJCIE WYRĄBANE NA TO, CO BĘDZIE
Monika, Strzeszkowice (woj. lubelskie), dwoje dzieci: Przez pierwsze dni nauczyciele kontaktowali się na Messengerze. Potem każdy przedmiot wyglądał inaczej: fizykę, angielski Szymon miał w Zoomie, chemię i niemiecki w Classroomie, z pozostałych przedmiotów dostawał pytania na maila klasowego albo na Messengerze. Ja dodatkowo monitorowałam dziennik elektroniczny. Jak siadał o godz. 9 do lekcji, tak z pokoju nie wychodził do godz. 15. Nie wiem, jak on to ogarniał, na szczęście jest świetny z informatyki.
Mam nadzieję, że nie zostanę postawiona pod ścianą i wyborem: córka czy syn. Bo to będzie trochę taki wybór.
Weronika, młodsza córka, ma problemy z nerkami. Przez lata brała sterydy, leki. Wystarczyło trochę stresu, zła dieta, choroba wracała. Teraz udało nam się odstawić leki, ale ślady obniżonej odporności zostały. Ze względu na nią staramy się ograniczać do minimum kontakty z ludźmi. Nasza kuzynka niedawno urodziła, nie odwiedziliśmy jej, jak znajomi przechodzą obok naszego domu, to rozmawiamy z odległości, przez płot. W sklepach staram się odsuwać od ludzi. Poprosiłam też szefa o pracę zdalną, pracuję w banku. Jeśli Szymon nie pójdzie na egzamin, mimo szóstek i piątek, które ma, będzie miał zero punktów. Nie dostanie się do szkoły średniej. Jeśli pójdzie, nie wiadomo, co przyniesie, czy zarazi
Weronikę. Wiem, że oceny z drugiego semestru z tego roku to loteria, ale to będzie bezpieczniejsze, dla mnie to jedyny sensowny scenariusz.
Beata, Staw Kunowski (woj. świętokrzyskie), troje dzieci: Lekcje online w czasie rzeczywistym? To jest wioska, słabo z zasięgiem. Nie ma mowy o takich lekcjach, jak pokazują w telewizji. W klasie Karola uczy się pięcioro ósmoklasistów. Przez pierwsze dni pani od polskiego przesyłała zadania przez Messengera. Teraz większość nauczycieli wysyła mailowo ćwiczenia. Korzystają też ze strony szkoły, każda klasa ma swoją zakładkę. Niektórych ćwiczeń nie da się edytować, więc Karol pobiera, drukuje, wypełnia, robi zdjęcie i odsyła.
Oni naprawdę w domu niczego porządnie się nie nauczą. To jest zdalne zadawanie pracy domowej, a nie zdalne lekcje. Mamy laptopa i komputer bez kamerki. Nie ma możliwości każdemu kupić sprzętu. Z wykształcenia z mężem jesteśmy kucharzami, ja zajmuję się dziećmi, nie pracuję, mąż w zawodzie nie mógł znaleźć pracy. Dorabia teraz na budowach. Mieszkamy w mieszkaniu trzypokojowym, jest nas siedmioro. Dla każdego pokoju nie mam, chyba że któreś uczyłoby się w łazience. Kacper, ósmoklasista, ma pokój z młodszym i starszym bratem, więc jest ich trzech. Dziewczyny zajmują drugi pokój. W czasie lekcji zdalnych najmłodsze dzieci (syn i córka) przychodzą do mnie, pozostali uczą się u siebie.
Elżbieta, Nakonowo (woj. kujawsko-pomorskie), czwórka dzieci: Nie mam laptopa, dzieci – oprócz najmłodszego – mają telefony. Asia, ósmoklasistka, odrabiała prace domowe w zeszytach, robiła zdjęcia i wysyłała mailem, ale w lekcjach nie mogła uczestniczyć, przez komórkę nie udawało jej się połączyć z internetową szkołą. Zgłosiłam wychowawczyni, że nie mamy komputera. Następnego dnia oddzwoniła, że laptop jest do odebrania ze szkoły. Asia już nadrobiła zaległości.
Zebrałam moje dzieci i powiedziałam: nie ma znaczenia, co zrobi rząd i jakie podejmie decyzje. Nie przejmujcie się. Nawet gdyby się zdarzyło, że któreś z was będzie musiało powtarzać rok szkolny, to i lepiej, bo może w przyszłym roku będzie spokojniej. Nie mam wpływu na to, jak postępuje rząd, ale mogę wpłynąć na moje dzieci. Ósmoklasistom Zuźce i Bartkowi zapowiedziałam, że na egzamin 21 kwietnia w szkole ich nie puszczę. Oni na to, że nie zdadzą. Odpowiedziałam w ich języku: miejcie wyrąbane na to, co będzie. Na szkole życie się nie kończy. Jak nie zdacie, podam rząd do sądu. Nie po to od 13 marca siedzimy w zamknięciu, bez kontaktu z innymi, żebym wysłała mojego chorego Bartka do szkoły.
Bartek przyszedł do nas półtora roku temu, z domu rodzinnego, po strasznych przejściach, z ciężką chorobą. Wyleczyliśmy to już, ale ma obniżoną odporność. Nie ma mowy, żebym go naraziła na jakiś egzamin. Zuzia jest z nami trzy lata. Jest zdrowa, ale wróci potem do domu, może nie będzie miała objawów i zarazi Bartka. Nikt nie utrzyma dzieci na odległość. Powiedziałam o tym wychowawczyni.
Stwierdziła, że gdyby była na moim miejscu, zrobiłaby podobnie.
Od 2000 roku prowadzę rodzinny dom dziecka. Przez 20 lat było u mnie 57 wychowanków. Przychodzą do nas różne dzieci, najczęściej z problemami, mają za sobą trudne doświadczenia, są pod opieką psychologów, niektóre psychiatrów. Teraz wizyty nam przełożyli, ale radzimy sobie. Niestety, od 13 marca nie możemy przyjmować korepetytorów, a każde moje dziecko miało korepetycje dwa razy w tygodniu, z matematyki i angielskiego, od studentów. Zaległości są.
Cztery tygodnie zdalnych lekcji: LOGOWANIE NA TELEFONIE
Szymon z polskiego ma już tylko powtórki, wszystkie lektury przerobili, o matematykę się nie martwię, jest z niej bardzo dobry. Stwierdził, że wystarczy być na lekcjach, czasem coś powiedzieć i dostaje się ocenę albo plusa. Podoba mu się to. Nie lubi się sam uczyć, lubi słuchać i jemu zostaje to w głowie, jak ma dobrego nauczyciela, to nie musi otwierać książki. Szymon obejrzał kawałek lekcji fizyki w telewizji, ale stwierdził, że tam są błędy i szkoda jego czasu.
Syn zaczyna o godz. 9. Nauczyciele pilnują się i przesyłają ćwiczenia tylko wtedy, gdy w planie z daną klasą mają lekcje. Trzeba odesłać potem odrobioną pracę do końca dnia.
Z angielskiego, niemieckiego nie mogę mu pomóc, bo nie znam. Z matematyki jest bardzo dobry, tylko czasem nie doczyta polecenia, chce już skończyć i stąd błędy. Z polskiego teraz czyta „Quo vadis”, ma do napisania charakterystykę. Jak trochę odrobi, wyjdzie na podwórko, z psem się pobawi, piłkę pokopie. Patrzę, jak ludzie siedzą pozamykani w blokach, w czterech ścianach i nie wyobrażam sobie tego. U nas podwórko jest duże, za stodołą mamy jeszcze pole, kawałek lasku, można wyjść.
Karol pisał egzamin próbny przez internet z polskiego, ale zanim wszedł na stronę, to było południe. Z matematyki nauczyciel pobrał arkusz i im wysłał. Karol stwierdził, że w szkole lepiej mógłby się skoncentrować.
Kacper lekcje zaczyna najwcześniej z całej piątki, około godz. 9. Pozostałe dzieciaki jeszcze śpią, więc bierze mojego laptopa, zakłada słuchawki i może się spokojnie połączyć na Teamsach. Biologia i geografia była na innej platformie. Nie udało mu się połączyć. Nauczyciele przesyłają mu więc ćwiczenia na Librusie. Jeśli czegoś nie zrobi, wpisywane ma BZ, czyli brak zadania, nie dostaje jedynek.
Wszyscy zaczynamy około godz. 10. Drukuję po kolei z Librusa polecenia i robimy. Syn w pierwszej klasie ma codziennie zadawane i codziennie odsyłam wychowawczyni. Syn w drugiej klasie ma wysyłać na koniec tygodnia z pięciu dni zadania. Córka, pierwsza klasa liceum, radzi sobie sama, głównie na telefonie.
Dyrekcja napisała też, że gdyby był problem ze sprzętem, co tydzień w środę w szkole jest dyżur, można przyjść po wydruki.
Jeden z moich chłopców powiedział mi: „Ciocia, jak ja nie rozumiem matematyki i fizyki w klasie, kiedy pani tłumaczy, to jak ja mam teraz zrozumieć i zrobić zadanie”. Mam pięcioro dzieci w szkołach średnich, dwoje w ósmej klasie, już nie jestem w stanie im pomóc przy lekcjach. Pozostaje mi tylko sprawdzać i pytać, czy zrobili. To, które lepsze z polskiego, pomaga drugiemu w wypracowaniu. Zachęcałam je, żeby robiły zadania na miarę swoich możliwości, pisali szczerze i otwarcie, jeśli czegoś nie potrafią. Szkoła przyjęła to ze zrozumieniem. Nauczyciele wtedy zadają coś innego, nie częstują dziecka jedynką.
Bartuś chciałby iść do szkoły mundurowej, do klasy straż graniczna. Mieszka w pokoju z Patrykiem, który chodzi do takiej klasy. Bartuś traktuje go jak starszego brata. Chce iść do szkoły tam, gdzie on, żeby czuć się bezpiecznie. Jeszcze nie ma w sobie tyle siły, żeby funkcjonować samodzielnie. Zuźka jest pilna, radzi sobie z nauką. Chce iść do szkoły branżowej, do klasy informatyk multimedialny.
Dzieci zaczynają odczuwać zamknięcie. Chłopcy wariują. Obcięli sobie włosy na zero i patrzą, komu szybciej rosną.
Osiem tygodni zdalnych lekcji: PIERWSZE JEDYNKI
Córka koleżanki wylądowała u psychologa na teleporadach, bo siedziała i płakała, że nie zda egzaminu ósmoklasisty. Szymon jest już mocno zirytowany tą sytuacją. Ostatnio dostał minusa z WOS-u i oznajmił mi, żebym nie oczekiwała od niego, że będzie robił wszystko, co ma zadane. Widać, że ma po dziurki w nosie tego wszystkiego. Stwierdził, że tego egzaminu dobrze nie napisze. Weronika ma dosyć. Dla niej takie siedzenie w domu to jest tragedia. Szymon pójdzie na egzamin.
Nauczyciele zaczęli stawiać jedynki, bo część dzieci nie odsyłała prac. Karola pilnuję, ale złości się na mnie o to coraz częściej. Bierze rower i jeździ po okolicy. Nosi go już. Za szkołą nie przepada, ale mówi, że chciałby wrócić i zobaczyć się z kolegami.
Starszy syn znalazł nową pracę. Od maja jeździ na tirach, ale po Polsce.
Od piątku do soboty nie było w ogóle internetu, burza przeszła przez wioskę, więc pewnie coś uszkodziło. Na szczęście to był weekend majowy. Syn nie musiał nic odrabiać. Omówili już wszystkie lektury z polskiego. Pani z geografii zrobiła im kartkówkę. Wychowawczyni poprosiła o kontakt telefoniczny, chciała się dowiedzieć, jak idzie nauka, więc mieliśmy miniwywiadówkę.
Karol chyba nie dopuszcza myśli do siebie, że będą egzaminy.
Kiedy wyjdziemy, kiedy pójdziemy na basen, chcemy pojechać na wakacje. Takich pytań codziennie jest coraz więcej. Dzieci wariują, codziennie jest awantura, biją się, kłócą. Są zwyczajnie zmęczone. Cały czas mobilizuję je do nauki, ale zwłaszcza te starsze trudno.
Najbardziej obawiam się egzaminu z języka polskiego, wciąż nie omówili wszystkich lektur. Nie ma nadal lekcji z biologii, geografii i niemieckiego.
Mówię do dzieci, że są urodzone pod szczęśliwą gwiazdą. Rok temu przeżywałam egzamin gimnazjalny podczas strajku nauczycieli. Do końca nie było wiadomo, czy uzbierają się komisje. Teraz zawirowania z egzaminem ósmoklasisty.
Chłopaki szaleją na rowerach, ale dopiero jak odrobią lekcje. Asia cały czas się doucza.
Mam wrażenie, że przez ten czas wydorośleli. Nie muszę im przypominać o pracy domowej, pilnują się.
Dziewczyny mają korbę na punkcie malowania. Przebierają się, czeszą, malują i idą robić sobie zdjęcia. Chłopcom kupiłam sprzęt sportowy do ćwiczeń w ogrodzie. Na drzewie mają powieszony worek bokserski, rękawice i ćwiczą. Dziewczyny dodatkowo uaktywniły się w ogrodzie, kopią, sadzą kwiaty. Nie przejmujemy się już egzaminem. Dzieci do lekcji online podchodzą już na zasadzie byleby zaliczyć. Ja nie naciskam.
Są rozżalone, że mamy taki czas, ale to mądre nastolatki. Kiedy w innym domu dziecka w Łodzi doszło do zakażenia, przestraszyły się. Wiedzą, że gdybym ja zachorowała, to nie miałby się kto nimi zająć. Nie mam problemu z utrzymaniem ich w domu. Mają podejście zdroworozsądkowe, a nie „bo ja chcę”. Przechodzą przyspieszone przystosowanie do życia w odpowiedzialności. Trochę oswoiliśmy się z tym lękiem, wiemy, że musimy się z wirusem skonfrontować. Zuźka i Bartuś pójdą na egzaminy. A na połowę lipca zamówiłam domek w Karwi nad morzem, 800 metrów od plaży. Spełniłam chociaż dzieciom marzenia podróżnicze.