Psychodeliczna Katarzyna, czyli historia to śmiech głupców
Wielka to najpotworniejsza ze wszystkich Katarzyn świata, najokrutniejsza z władczyń w całej historii, bezlitosna gnębicielka Polski, która Polskę rozebrała w XVIII wieku do rosołu, owszem, z pomocą cesarzy Prus i Austrii, ale była to przecież władczyni wybitna, czego o ówczesnych polskich władzach powiedzieć nie można. W nieszczęsnym dla Rzeczpospolitej XVIII stuleciu nie dorobiliśmy się ani jednego miłościwie panującego króla, który sięgałby kolan Katarzynie Wielkiej. Jeśli mamy czegoś zazdrościć Rosjanom, to akurat Katarzyny, która zresztą była Niemką – taka caryca nawet dziś by nam się przydała.
Bezceremonialna nieścisłość historyczna tego serialu jest zresztą jego niebywałą zaletą. Nie zważajcie na to, że Piotr III występuje tu jako syn Piotra Wielkiego, a nie jego wnuk, Katarzyna jako żona cara ma tu lat niespełna
20, a na dworze rosyjskim i w armii carskiej aż roi się od czarnych, których chyba należałoby nazwać Afrorosjanami, ale jeśli kto widział „Miłość i śmierć” Woody’ego Allena, to zdziwić go nie powinny te zabiegi. Jest „Wielka” niczym wspomożone dopalaczami połączenie „Faworyty” Lanthimosa i „Marii Antoniny” Sofii Coppoli, ale jeszcze mocniej groteskowe, bardziej barokowe, silniej oszalałe, wdzięczniej plugawe. O niepomiernej sprośności i kaskadowych wulgaryzmach nie wspominam przez grzeczność, ale jeśli ostatnio, przełamawszy bariery mego niepohamowanego ponuractwa, płakałem ze śmiechu, to właśnie na „Wielkiej”. Wszystko już było przecież, a historia ma to do siebie, że powtarza się jako farsa – i o tym jest „Wielka” właśnie. Cały dwór carski składa się niemal wyłącznie z lizusów, niedorajdów oraz idiotów, za to pijących na umór, tłukących kieliszki, strzelających z pistoletów gdzie popadnie, demolujących, co się da, posiadających wiedzę o świecie, kulturze, nauce i sztuce żadną, za to krzyczących wciąż „Hurra!”. Car krzyczy bez przerwy „Hurra!” i cały dwór zgodnie wrzeszczy „Hurra!”, nawet jak jest upokarzany nieustannie. Ten, kto nie zakrzyknie „Hurra!”, może liczyć się z niełaską imperatora, choćby nawet owo „Hurra!” miało być aplauzem po najbardziej niedorzecznej jego decyzji. Albo krzyczysz „Hurra!”, albo zawiśniesz, taki jest wybór dworaka.
To, że w czasie podróży cara rozbrzmiewa hymn Związku Radzieckiego, niechaj też wami nie wstrząśnie – tak ma właśnie być i ma to głęboki sens. To, że drugoplanowe postacie noszą nazwiska Breżniew, Czechow, Gorki czy Raskolnikow, świadczy też o filmie lepiej, niż myślicie.
Car Piotr jest kompletnym kretynem i niebosiężnym bufonem przekonanym że lud go kocha bezgranicznie. Mówi: „Przerobię Rosję na moje podobieństwo”, i stara się, jak może, trzeba przyznać, że ze sporymi sukcesami. W tym pełnym zepsucia, korupcji i głupoty zamtuzie Katarzyna usiłuje wprowadzić postęp, oświecenie i rozpalić kaganek oświaty. Pragnie nie tylko zakończyć absurdalną wojnę ze Szwecją, prowadzoną przez wiecznie narąbanego generała, wyedukować kobiety, rozpowszechnić szkolnictwo, ulżyć doli ludu, ale także zamordować męża – w tym celu zawiązując dworski spisek, nadzwyczaj egzotyczny, a przez to malowniczy. Chce nawet rozpropagować maszyny drukarskie, które do tej pory były w użyciu jedynie przez Cerkiew, jako że gdyby dostały się w ręce świeckich, doprowadziłoby to do katastrofy: pornografii, liberalizmu, wolnomyślicielstwa, podważania nieomylności Cerkwi i wszelkich innych bezeceństw. Poniekąd Cerkiew miała rację – Katarzyna chciała drukować
Woltera czy Rousseau, ale dworacy zabierają się do powielania wyłącznie nieapetycznej erotyki, że ujmę to eufemistycznie. Jeśli jesteś dworzaninem cara, nawet najbardziej zaufanym, pogódź się z tym, że car będzie oficjalnie chędożył twoją żonę i każdy na dworze carskim posiądzie pełnię wiedzy o tych zespoleniach. Napomknę na marginesie, że taka sytuacja nie musi dotyczyć wyłącznie carskiego dworu w XVIII wieku.
Cerkiew rządzi nawet medycyną, zatwierdza lekarstwa i decyduje o dopuszczeniu lekarzy do zawodu, a kimś na kształt ministra zdrowia jest patriarcha owej Cerkwi. Na ospę ma władza niezawodny sposób: zarażonych palić, umarłych, ale i żywych także, aby nie roznosili dalej zarazków, bo ospa niby szaleje, ale oficjalnie to właściwie jej nie ma.
To, że drugoplanowe postacie noszą nazwiska Breżniew, Czechow, Gorki czy Raskolnikow, świadczy o serialu „Wielka” lepiej, niż myślicie
Zachwycony „Wielką”, lecz rozpaczający z powodu, iż obejrzałem już całą i tantalowy głód ciągu dalszego szarpie mi trzewia, oddaję się rozmyślaniom następującym: jaki mianowicie okres polskiej historii nadaje się na taki serial? Czasy saskie, równoległe do fabuły pokazanej w „Wielkiej”, zdają się nazbyt oczywiste, choć głupota polska sięgała wówczas historycznych szczytów. Równie wspaniały jak „Wielka” jednak serial widzę poświęcony polskiej historii. Listę królów, i w ogóle wszelkich władców, których rządy mogłyby się stać kanwą naszej odpowiedzi na „Wielką”, mnogość od ręki jestem gotów przyrządzić. Nawet jeśli miałaby to być „historia tylko miejscami prawdziwa”.