Bwana Kubwa Sienkiewicz! czyli udręki młodzi szkolnej
Ta informacja wstrząsnęła całą Polską, choć zarazem została niezauważona, a przecież jest fundamentalnie ważna. Oto polonistka Katarzyna Fiołek z Sochaczewa napisała do Ministerstwa Edukacji petycję, aby usunąć z lektur w podstawówce „W pustyni i w puszczy” Henryka Sienkiewicza za utrwalanie rasistowskich stereotypów. Iskrą, która wznieciła ogień w Katarzynie Fiołek, była śmierć czarnego Amerykanina George’a Floyda uduszonego przez białego policjanta. Reperkusje jej wystąpienia okazały się straszliwe – nie mówię tu o internetowej, pełnej wyzwisk awanturze, ale moim życiu – zmitrężyłem bowiem grube godziny na ponowne przeczytanie „W pustyni i w puszczy”, z którym to upiornym dziełem nie miałem styczności od czasów środkowego, a może schyłkowego Gierka. To, że czytałem tę powieść dziś inaczej niż dekady temu, dodawać nie muszę, choć zaznaczam, że i wówczas nie porwała mnie intrygą, emocjami ani językiem, bo to dzieło rozpaczliwie było anachroniczne już w dniach, gdy je noblista prokurował. Poza tym zawsze wolałem Verne’a.
Kanony lektur szkolnych są po to, aby je podważać, a nawet demolować. Zazwyczaj nic z tych demolek nie wychodzi i jako dręczyliśmy młódź polską niestrawnymi drętwotami i szlachetnymi nudziarstwami, tako nadal dręczymy i dręczyć będziemy, hodując kolejne generacje cierpiące na kliniczny wstręt do literatury. Każdy zatem głos za zdemolowaniem kanonu przyjmuję z wdzięcznością, ale pamiętam, że na gruzach starego zawsze powstać może kanon bardziej upiorny i dla młodzieży zabójczy. Ledwo wspomnę o tym, jak Roman Giertych, w roku 2007 minister edukacji, wyrzucał z kanonu Gombrowicza, a przyjmował w poczet klasyków szkolnych Dobraczyńskiego.
Czy w „Pustyni i w puszczy” jest powieścią naładowaną rasizmem? Naturalnie! Jest tam rasizm, kolonializm, biały suprematyzm, fanatyzm religijny, to wszystko w stężeniu zabójczym. Czytać dzisiaj tę powieść i nie zauważać tego byłoby ślepotą bądź analfabetyzmem. Ale jeśli wyrzucać dzieło Sienkiewicza z lektur, to z innych nawet, mocniejszych i bardziej zasadniczych powodów.
Ujawnię potworną tajemnicę, choć to tajemnica poliszynela: Sienkiewicz książki pisał dla kasy wyłącznie. Może miał z tego pisania też inne przyjemności, ale nie pokrzepianie serc było dlań motywacją, podobnie jak nie rasizm ani promocja katolicyzmu, lecz brzęk monet i szelest banknotów. Jeśli wam się zdaje, że skrobiąc „Latarnika”, łzy ronił za utraconą ojczyzną, to mylicie się zgubnie. Są papiery na to, że pisał „Latarnika” dla kasy, jako i Stasia z Nel dla kasy powołał do życia. Poziom i żarliwość patriotyzmu nierzadko są implikowane wysokością wypłaty.
Nie sądzę również, żeby rasistowscy kibole i nasi biali suprematyści stali się rasistowskimi kibolami i białymi suprematystami na skutek tego, że przeczytali w szkole powieść Sienkiewicza. Czy dlatego stali się rasistami i suprematystami, bo zachwycili się postacią Stasia Tarkowskiego, nadchłopca, nawet nadmężczyzny, który ubije strasznego lwa, poskromi słonia, wystrzela mahdystów, zwycięży plemię Samburu, ochrzci pogan i muzułmanów, dokona czynów epokowych i chwalebnych, jak na Polaka przystało? Nie spodziewam się. Alfred Szklarski zajumał Sienkiewiczowi pomysł i stworzył Tomka Wilmowskiego, który nie mniej niż Tarkowski hodował pokolenia Polaków, choć wymowa „Tomków” była tolerancyjna i pełna zrozumienia dla innych kultur. Pytanie teleturniejowe: Sienkiewicz czy Szklarski bardziej polską młódź wychowywali?
Jeśli usuwać „W pustyni i w puszczy” z lektur, to za bezbrzeżną nudę i drętwotę tej książki oraz psychologiczną płyciznę. Taką powieścią pożądania do literatury nie wzbudzi się u młodzieży i w tym problem fundamentalny; lektury szkolne miast rozbudzać pasję czytelniczą, mordują ją brutalnie. U Sienkiewicza wszystkie postaci papierowe, jedyną figurą z głębią psychologiczną jest mastyf Saba – ludzie zupełnie nieciekawi, jedynie pies ma charakter, tyle że o zwierzętach ciekawiej można w innych powieściach czytać.
Jeśli wyrzucać „W pustyni i w puszczy” z kanonu, to dlatego że to słabizna najzwyczajniej, naiwna i łopatologiczna, a jeśli jednak nie wyrzucać Sienkiewicza, jeśli nadal dręczyć młódź polską, która i tak ma straszliwy bałagan w głowie i w nieustannym dysonansie poznawczym żyje, to rozmawiać o tej powieści wnikliwie i zasadnicze nauki na przyszłość z niej pobierać. O okropnościach, jakie są skutkiem fanatyzmu religijnego chociażby, u Sienkiewicza pokazanego na przykładzie muzułmańskim, ale my tutaj, nad Wisłą, a nie nad Nilem żyjemy, bardziej niż z szaleństwem Mahdiego do czynienia mamy z obłąkaniem katolickim. Może młódź polska wyniosłaby z lektury „W pustyni i w puszczy” rozsądne wnioski? Tyle że do tego trzeba byłoby legionów Siłaczek w tym naszym monstrualnym Obrzydłówku.
„Narodziny narodu” Griffitha to bezapelacyjne arcydzieło kina niemego, gigantyczny krok w dziejach kinematografii, i to już u samego jej zarania, film z 1915 roku, prawie równolatek powieści Sienkiewicza. Jest rasistowski? Jest rasistowski porażająco, i nawet 105 lat temu był rasistowski immanentnie, choć rok później Griffith nakręcił kolejną trzygodzinną kobyłę, czyli „Nietolerancję”, która traktowała akurat o tolerancji – sceny z tego filmu ukazujące Babilon do dziś porażają doskonałością. Nie mówię, że należy oglądać stuletnie trzygodzinne filmy nieme, ale należy posiąść umiejętność spojrzenia na film bądź powieść jako dzieło sztuki, a dopiero potem troskać się jego wymową. A jeśli zatroskać, to zamiast palić tę powieść na symbolicznym stosie (zanim spali się na stosie prawdziwym), poddać ją wnikliwej debacie, albowiem wszystko jest naszym dziedzictwem – filmy słuszne i niesłuszne, poprawne i niepoprawne, sławiące miłość i promujące nienawiść, gnioty i arcydzieła. Każdy, kto chce gmerać przy sztuce, czy wiedziony szlachetnymi, czy niskimi przesłankami, pokazuje swą niemądrość i niezrozumienie sztuki jako istoty naszego życia, niezależnej od słuszności czy niesłuszności. Słuszność i moralność niechaj najpierw zapanują w polityce i życiu społecznym. Sztuka niech będzie podła, niesprawiedliwa, niesłuszna, ale niechaj pozostanie sztuką.
Największą zaletą „W pustyni i w puszczy” pozostaje zdiagnozowanie i opisanie „moralności Kalego”. Nieopatrznie, pisząc o czarnym niewolniku, zdefiniował nasz noblista charakter wielkiej liczby białych Polaków. Poza tym Polska znajduje się nieustająco pod urokiem Mzimu i to jest kłopot prawdziwy. A polskie złe Mzimu jest gorsze niż najgorszy Sienkiewicz.
POLSCY PISARZE NIOSĄ POMOC W CZASACH PANDEMII