Kobieta bez głowy
SZCZYGIEŁ POLUJE NA PRAWDĘ
Zaczyna tasować obrazy mniejsze i większe. Spod szczupaków wyciąga odsłonięty kobiecy kark, spod karku topielca, a spod niego dwie osoby w wannie. – Zaraz znajdę ten obraz – mówi. – Jest! Możesz wyciągnąć? To jest męska ręka, która dusi kobietę.
– I to jest rozpacz w poszukiwaniu miłości? – pytam zdziwiony.
– Tak, wszystkie kobiety z filmów pornograficznych, które maluję, to mają. Tę rozpacz. Ale trzymasz obraz do góry nogami…
– Jak to?
– Przekręć, już, już, stop!
– Nie widzę ręki, która dusi…
– Nie widzisz tej czerwonej ręki? Męska ręka to władza, siła… Tam jest przecież ręka mężczyzny.
– K… mać, gdzie mam tu rękę widzieć? Weź mi pokaż. Widzę twarz.
– Ja chyba nie umiem malować…
– I ktoś go dusi?
– Kobietę dusi.
– To jest twarz kobiety?
– Moja nawet.
Rozgląda się po niewielkiej piwnicy. – O, a to bez głowy wszystkie obrazy. Profesor Bąkowski śmiał się, że wszystkie dlatego nie mają głów, żeby nie było widać, że to ja.
– …
– Siedem lat byłam bezdomna. Siedem lat jak nieprzytomna. Gdybym miała porównywać molestowanie i bezdomność, to bezdomność jest gorsza. Bezdomność zabiera poczucie bezpieczeństwa. Bezdomność nie pozwala myśleć. Ja wiem na pewno, co jest gorsze. Człowiek może przetrwać, byle było sucho, nie było zimno i był najedzony trochę. Przez siedem lat miałam jedną koszulkę. Tyle że w bezdomności, w lęku, bez poczucia bezpieczeństwa nie jesteś w stanie malować. Chodziłam po znajomych, a raz mnie wziął na mieszkanie taki stary dziad, z charakteru stary dziad, i mieszkałam za obraz u niego. Ale wpakował mi się do łóżka, więc już nie mieszkałam. Cztery lata mam tę piwnicę. Mogłam zacząć malować wszystko, co ważne. Glempa namalowałam. Od dziecka był to dla mnie wcielony diabeł. Piszczałam, jak go widziałam. Postanowiłam go namalować jako ikonę. Zawsze myślałam, że on jest w przebraniu. Uważałam, że człowiek blisko Kościoła musi być piękny wewnętrznie i zewnętrznie. Oni mnie okłamują, mamo, ten pan jest w przebraniu! Namalowałam, wyrzuciłam go z siebie i sprzedał się ten obraz. Dobrze się stało, bo po depresji mam wszystkie zęby do wyleczenia. Od dzielnicy dostałam tę piwnicę na pracownię i dzielnica mnie teraz stąd wyrzuca. Nie jest ci za duszno? Może nawilżacz włączę i okno otworzę.
Często najgorsze, jakie zna Praga-Północ. Dzielnica pochyla się nad trotuarem, zagląda przez szybkę i bada, kto tu utknął. Krótko, bo ciężko oglądać cudze życie na wysokości dwudziestu centymetrów nad ziemią. Kiedy dzielnica tak klęka przed okienkiem w nocy, widzi, że kolory ścigają się tu po płótnach we wszystkich kierunkach. Napędzane ruchliwą ręką szybko zamieniają się na przykład w aktorki porno.
– Nie zostałam zaakceptowana przez mieszkańców. Kto tu siedzi, proszę państwa, w tej piwnicy?
– Kto?
– Byle kto. Łazarz jakiś. Ta kobieta, która ma mieszkanie na parterze, nade mną, mówi, że jestem najgorsza. Że nie dorastam do pięt nikomu. Żebym sobie znalazła chłopa. Ja jej wysłuchiwałam dwa lata, bo ona tu wchodziła jak do siebie. W pewnym momencie zapomniałam, że to jest pracownia, która ma mi dać azyl. Wchodzą ludzie, patrzą na obrazy. O coś pytają, dostają odpowiedź. Wychodzą, z obrazem lub bez. Nauczona byłam, że tak się dzieje. Od dwunastego roku życia na kółkach plastycznych, potem na akademii ktoś wchodził, patrzył, co robisz, coś mówił i wychodził. I tę panią z parteru też tak zaczęłam traktować: że ona tu może. Ale w pewnym momencie zaczęła przekraczać granice. Przyszła tu moja przyjaciółka, która nadużywała alkoholu. Szła ostentacyjnie z butelką wina w dłoni. Ta pani myślała, że ja też. Ale tu się pomyliła, nie znoszę alkoholu. Właśnie ta przyjaciółka zwróciła uwagę, że pani z parteru wchodzi tu bez pukania. Cztery lata mnie zna jako sąsiadkę. Widzi, że tutaj nie rozmawia się głośno, bo nie lubię. Widzi, kto przychodzi po obrazy. Naprawdę obrazami nie interesuje się chamskie towarzystwo. Ostatnio przychodzą młodzi kolekcjonerzy. Muzeum Sztuki
Nowoczesnej kupuje ode mnie dwa obrazy. Niczego nie ukradłam, nigdy krzyków żadnych. I ciągle na mnie donosiła do administracji. O co może jej chodzić?
– O co?
– Czy ta babka się boi, że poderwę jej syna i zamieszkam w jej mieszkaniu? Może jej zdaniem ja się w życiu obijam, a ona ciężko pracuje? I zabiorę jej syna razem z mieszkaniem? Wiem, absurdalne wyjaśnienie, ale nic mi nie przychodzi do głowy. Nawet nie pamiętam, jak ten syn wygląda, nie znam go. Więc obsesje mieszkańców mogą doprowadzić do usunięcia artysty z pracowni. Zresztą moja siostra jak zobaczyła na Facebooku, że dostałam stypendium twórcze, to mi napisała, że jestem pasożytem społecznym. Przyszedł wczoraj artysta, kolega z akademii. Znany. I mówi: twoje obrazy ludzie kupują z litości. Ale znam jego wszystkie słabości i mu wybaczam. Bo on to mówi ze słabości. Tak więc uznanie mojej twórczości ogólnie tak wygląda… Jak nie wiedziałam, że jestem beznadziejna, to uważałam, że wyglądam pięknie. Ledwo odcięłam się od siostry, pojawiła się ta babka z góry. Mam wypowiedzenie, bo ona latała do administracji, że czuje papierosy i kotleta, i że ja chyba tu mieszkam. Czy mam nie jeść przy malowaniu? Komisja przyszła i zobaczyła komodę, więc że się zadomowiłam. A akurat komoda jest na moje gwasze. Ciągle mnie tu obrażają, chociaż nie reaguję. I tylko Maciek, sąsiad, mnie zaakceptował. Powiedział: słuchać cię nie mogę, ale ci pomogę. A wszyscy inni mnie kopią. O, proszę bardzo! Oświetlenie pani profesjonalne zrobiła, przecież to piwnica. A ja muszę świecić, bo maluję.
– Jak malujesz?
– Obraz to bardzo szybka piłka. Transowo maluję. Głupio się przyznawać, ale jeden dzień maks. A jak trzeci dzień maluję, to już się do niczego obraz nie nadaje. Jeśli dobrze mi się zaczyna malować, to za jednym zamachem musi się kończyć dobrze malować. Nie przerywam pracy, aż nie namaluję. Każda plama podpowiada mi, jaka ma być następna. Każdy obraz jest zapowiedzią następnego.
– Skąd wiesz, co malować?
– Życie potrafi mi tak dopieprzyć, że wiem. Sztuka mnie nie zawiodła nigdy. Ale żebym po depresji mogła zdrowieć wewnętrznie, psychicznie, musiałam wszystkim powybaczać.
– Co to znaczy wybaczyć? – Zrozumieć tę osobę. Dlaczego tak się zachowuje. Te twarze dziewczyn… Mam tu w piwnicy trochę takich kobiet. One są wszystkie podobne do mojej siostry. One zawsze cierpią.
– Natalia Sielewicz, kuratorka wystawy „Farba znaczy krew” w Muzeum Sztuki Nowoczesnej, pokazała na niej kilka twoich obrazów. Mówi, że u Moniki Misztal ramy obrazu szczelnie wypełniają zbliżenia na twarze aktorek porno. Tyle że obraz jest pozbawiony spektaklu, który ma wywołać podniecenie. Nie ma genitaliów, w ogóle nie ma seksu. Odbiorca może snuć fantazje na temat tego, co widzi przed sobą. To właśnie taktyka przynęty… O, cholera! Sorry!
– Co?
– Teraz widzę tę rękę!
– Wreszcie! Te obrazy nie są łatwe. Są obrazy, które wpadają wszystkim w oko, podobają się, i to jest disco polo. Moje disco polo. Więc im mniej uznania, tym obraz ambitniejszy. A kolor, który mnie najbardziej kręci – cynober. I fiolet, i kobalt.
PS Z ostatniej chwili. Ulewy, jakie nawiedziły miasto, doprowadziły do zalania piwnicy. Jednak na dzień przed zalaniem malarka otrzymała od władz dzielnicy nową pracownię. Słoneczną, z dużymi oknami i widokiem na park.