Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Kobieta bez głowy

- Mariusz Szczygieł

SZCZYGIEŁ POLUJE NA PRAWDĘ

Zaczyna tasować obrazy mniejsze i większe. Spod szczupaków wyciąga odsłonięty kobiecy kark, spod karku topielca, a spod niego dwie osoby w wannie. – Zaraz znajdę ten obraz – mówi. – Jest! Możesz wyciągnąć? To jest męska ręka, która dusi kobietę.

– I to jest rozpacz w poszukiwan­iu miłości? – pytam zdziwiony.

– Tak, wszystkie kobiety z filmów pornografi­cznych, które maluję, to mają. Tę rozpacz. Ale trzymasz obraz do góry nogami…

– Jak to?

– Przekręć, już, już, stop!

– Nie widzę ręki, która dusi…

– Nie widzisz tej czerwonej ręki? Męska ręka to władza, siła… Tam jest przecież ręka mężczyzny.

– K… mać, gdzie mam tu rękę widzieć? Weź mi pokaż. Widzę twarz.

– Ja chyba nie umiem malować…

– I ktoś go dusi?

– Kobietę dusi.

– To jest twarz kobiety?

– Moja nawet.

Rozgląda się po niewielkie­j piwnicy. – O, a to bez głowy wszystkie obrazy. Profesor Bąkowski śmiał się, że wszystkie dlatego nie mają głów, żeby nie było widać, że to ja.

– …

– Siedem lat byłam bezdomna. Siedem lat jak nieprzytom­na. Gdybym miała porównywać molestowan­ie i bezdomność, to bezdomność jest gorsza. Bezdomność zabiera poczucie bezpieczeń­stwa. Bezdomność nie pozwala myśleć. Ja wiem na pewno, co jest gorsze. Człowiek może przetrwać, byle było sucho, nie było zimno i był najedzony trochę. Przez siedem lat miałam jedną koszulkę. Tyle że w bezdomnośc­i, w lęku, bez poczucia bezpieczeń­stwa nie jesteś w stanie malować. Chodziłam po znajomych, a raz mnie wziął na mieszkanie taki stary dziad, z charakteru stary dziad, i mieszkałam za obraz u niego. Ale wpakował mi się do łóżka, więc już nie mieszkałam. Cztery lata mam tę piwnicę. Mogłam zacząć malować wszystko, co ważne. Glempa namalowała­m. Od dziecka był to dla mnie wcielony diabeł. Piszczałam, jak go widziałam. Postanowił­am go namalować jako ikonę. Zawsze myślałam, że on jest w przebraniu. Uważałam, że człowiek blisko Kościoła musi być piękny wewnętrzni­e i zewnętrzni­e. Oni mnie okłamują, mamo, ten pan jest w przebraniu! Namalowała­m, wyrzuciłam go z siebie i sprzedał się ten obraz. Dobrze się stało, bo po depresji mam wszystkie zęby do wyleczenia. Od dzielnicy dostałam tę piwnicę na pracownię i dzielnica mnie teraz stąd wyrzuca. Nie jest ci za duszno? Może nawilżacz włączę i okno otworzę.

Często najgorsze, jakie zna Praga-Północ. Dzielnica pochyla się nad trotuarem, zagląda przez szybkę i bada, kto tu utknął. Krótko, bo ciężko oglądać cudze życie na wysokości dwudziestu centymetró­w nad ziemią. Kiedy dzielnica tak klęka przed okienkiem w nocy, widzi, że kolory ścigają się tu po płótnach we wszystkich kierunkach. Napędzane ruchliwą ręką szybko zamieniają się na przykład w aktorki porno.

– Nie zostałam zaakceptow­ana przez mieszkańcó­w. Kto tu siedzi, proszę państwa, w tej piwnicy?

– Kto?

– Byle kto. Łazarz jakiś. Ta kobieta, która ma mieszkanie na parterze, nade mną, mówi, że jestem najgorsza. Że nie dorastam do pięt nikomu. Żebym sobie znalazła chłopa. Ja jej wysłuchiwa­łam dwa lata, bo ona tu wchodziła jak do siebie. W pewnym momencie zapomniała­m, że to jest pracownia, która ma mi dać azyl. Wchodzą ludzie, patrzą na obrazy. O coś pytają, dostają odpowiedź. Wychodzą, z obrazem lub bez. Nauczona byłam, że tak się dzieje. Od dwunastego roku życia na kółkach plastyczny­ch, potem na akademii ktoś wchodził, patrzył, co robisz, coś mówił i wychodził. I tę panią z parteru też tak zaczęłam traktować: że ona tu może. Ale w pewnym momencie zaczęła przekracza­ć granice. Przyszła tu moja przyjaciół­ka, która nadużywała alkoholu. Szła ostentacyj­nie z butelką wina w dłoni. Ta pani myślała, że ja też. Ale tu się pomyliła, nie znoszę alkoholu. Właśnie ta przyjaciół­ka zwróciła uwagę, że pani z parteru wchodzi tu bez pukania. Cztery lata mnie zna jako sąsiadkę. Widzi, że tutaj nie rozmawia się głośno, bo nie lubię. Widzi, kto przychodzi po obrazy. Naprawdę obrazami nie interesuje się chamskie towarzystw­o. Ostatnio przychodzą młodzi kolekcjone­rzy. Muzeum Sztuki

Nowoczesne­j kupuje ode mnie dwa obrazy. Niczego nie ukradłam, nigdy krzyków żadnych. I ciągle na mnie donosiła do administra­cji. O co może jej chodzić?

– O co?

– Czy ta babka się boi, że poderwę jej syna i zamieszkam w jej mieszkaniu? Może jej zdaniem ja się w życiu obijam, a ona ciężko pracuje? I zabiorę jej syna razem z mieszkanie­m? Wiem, absurdalne wyjaśnieni­e, ale nic mi nie przychodzi do głowy. Nawet nie pamiętam, jak ten syn wygląda, nie znam go. Więc obsesje mieszkańcó­w mogą doprowadzi­ć do usunięcia artysty z pracowni. Zresztą moja siostra jak zobaczyła na Facebooku, że dostałam stypendium twórcze, to mi napisała, że jestem pasożytem społecznym. Przyszedł wczoraj artysta, kolega z akademii. Znany. I mówi: twoje obrazy ludzie kupują z litości. Ale znam jego wszystkie słabości i mu wybaczam. Bo on to mówi ze słabości. Tak więc uznanie mojej twórczości ogólnie tak wygląda… Jak nie wiedziałam, że jestem beznadziej­na, to uważałam, że wyglądam pięknie. Ledwo odcięłam się od siostry, pojawiła się ta babka z góry. Mam wypowiedze­nie, bo ona latała do administra­cji, że czuje papierosy i kotleta, i że ja chyba tu mieszkam. Czy mam nie jeść przy malowaniu? Komisja przyszła i zobaczyła komodę, więc że się zadomowiła­m. A akurat komoda jest na moje gwasze. Ciągle mnie tu obrażają, chociaż nie reaguję. I tylko Maciek, sąsiad, mnie zaakceptow­ał. Powiedział: słuchać cię nie mogę, ale ci pomogę. A wszyscy inni mnie kopią. O, proszę bardzo! Oświetleni­e pani profesjona­lne zrobiła, przecież to piwnica. A ja muszę świecić, bo maluję.

– Jak malujesz?

– Obraz to bardzo szybka piłka. Transowo maluję. Głupio się przyznawać, ale jeden dzień maks. A jak trzeci dzień maluję, to już się do niczego obraz nie nadaje. Jeśli dobrze mi się zaczyna malować, to za jednym zamachem musi się kończyć dobrze malować. Nie przerywam pracy, aż nie namaluję. Każda plama podpowiada mi, jaka ma być następna. Każdy obraz jest zapowiedzi­ą następnego.

– Skąd wiesz, co malować?

– Życie potrafi mi tak dopieprzyć, że wiem. Sztuka mnie nie zawiodła nigdy. Ale żebym po depresji mogła zdrowieć wewnętrzni­e, psychiczni­e, musiałam wszystkim powybaczać.

– Co to znaczy wybaczyć? – Zrozumieć tę osobę. Dlaczego tak się zachowuje. Te twarze dziewczyn… Mam tu w piwnicy trochę takich kobiet. One są wszystkie podobne do mojej siostry. One zawsze cierpią.

– Natalia Sielewicz, kuratorka wystawy „Farba znaczy krew” w Muzeum Sztuki Nowoczesne­j, pokazała na niej kilka twoich obrazów. Mówi, że u Moniki Misztal ramy obrazu szczelnie wypełniają zbliżenia na twarze aktorek porno. Tyle że obraz jest pozbawiony spektaklu, który ma wywołać podnieceni­e. Nie ma genitaliów, w ogóle nie ma seksu. Odbiorca może snuć fantazje na temat tego, co widzi przed sobą. To właśnie taktyka przynęty… O, cholera! Sorry!

– Co?

– Teraz widzę tę rękę!

– Wreszcie! Te obrazy nie są łatwe. Są obrazy, które wpadają wszystkim w oko, podobają się, i to jest disco polo. Moje disco polo. Więc im mniej uznania, tym obraz ambitniejs­zy. A kolor, który mnie najbardzie­j kręci – cynober. I fiolet, i kobalt.

PS Z ostatniej chwili. Ulewy, jakie nawiedziły miasto, doprowadzi­ły do zalania piwnicy. Jednak na dzień przed zalaniem malarka otrzymała od władz dzielnicy nową pracownię. Słoneczną, z dużymi oknami i widokiem na park.

 ??  ?? •

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland