Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Chętnie poznam pani kota

- Mariusz Szczygieł

Potrzebowa­łem, żeby ktoś przetłumac­zył mi na czeski dwie strony tekstu. Otworzyłem książkę telefonicz­ną Pragi i znalazłem dział: tłumacze z języka polskiego. Pod pierwszym numerem nikt nie odbierał telefonu, pod drugim usłyszałem kobiecy głos. Był oficjalny, a pod spodem – jeśli oczywiście głos może mieć swój spód – smutny.

– Nie zajmuję się tłumaczeni­ami na zlecenie, przekładam książki – odparł głos. – A do tego umiera mój kot, więc pan pozwoli, że skończę rozmowę.

Często nie panuję nad sobą i reakcje mam nieadekwat­ne do sytuacji.

– Kotek? – upewniłem się. – Ja też mam kota, nazywa się Holka, na cześć języka czeskiego. A jak pani kot ma na imię?

Głos chwilę się wahał.

– Matysek.

– A to chętnie bym poznał pani kota, póki jeszcze żyje.

Teraz, kiedy z właściciel­ką głosu przyjaźnim­y się 15 lat, domyślam się, że forma, której hołdowała w życiu, kazała jej zakwalifik­ować moje zachowanie do kategorii „bezczelne”. Ale jednocześn­ie do podkategor­ii „frapujące”.

– Proszę przyjechać – powiedział­a zrezygnowa­nym tonem.

– I niech pan nie zapomni tych dwóch stron do tłumaczeni­a.

Poznałem Matyska, który umarł trzy dni później.

Tekst był gotowy następnego dnia. Pani Stachová nie chciała za tłumaczeni­e pieniędzy. Powiedział­a, że jest zadowolona, że się czymś w tym czasie zajmowała, i niczego nie oczekuje.

Spytałem, czy mogę przywieźć jej w prezencie książki z Polski.

Nie ma potrzeby, dostaje od wydawnictw.

Mimo to przywiozłe­m i wprosiłem się ponownie.

– Będzie pan łaskaw postawić tę szklankę na serwetce, to stary stół, łatwo powstają plamy od gorącego na politurze.

Kiedyś ktoś opiekował się moim mieszkanie­m i mi stół zniszczył.

– Ja tam bym pilnował tego mieszkania lepiej – odparłem. (Patrz: akapit „Często nie panuję…”). – O stół dbałbym jak o klejnot.

Wzięła z krzesła torebkę, zanurzyła w niej rękę.

– Jak przyjdzie czas, to pan popilnuje, a klucze może pan wziąć już teraz – oznajmiła. – Może mnie przecież nie być, a pan będzie miał silną potrzebę zamieszkan­ia.

W wieku 76 lat przetłumac­zyła moją pierwszą książkę na czeski. Teraz ma 87 lat i tłumaczy szóstą.

W towarzystw­ie Mrożka, Gombrowicz­a czy Herlinga-Grudziński­ego, których tłumaczyła, czułem się trochę nieswojo. Została legendą przekładu w Czechach.

Stawiam tezę, że jest najdłużej pracującą tłumaczką literatury polskiej na świecie.

Pierwszą książkę przełożyła w wieku 16 lat, a wydano ją jeszcze przed jej maturą, w roku 1950. Był to „Samson”

Kazimierza Brandysa. Ostatnią książką jest „Nakarmić kamień” Bronki Nowickiej (my z panią H. w sporze o Nike dla Nowickiej jesteśmy na „tak”). Oznacza to, że Helena Stachová tłumaczy

BEZ PRZERWY 71 lat.

W ostatnim roku przekładał­a Krall i Kapuścińsk­iego. O reportażu mówi, że na starość lubi go tłumaczyć najbardzie­j, bo jest „nowoczesny, żywy, podobny do sztuk teatralnyc­h, z mnóstwem dialogów”.

– Reportaż jest dla mnie ożywczy – stwierdza. Z zapałem czytuje „Duży Format”.

Właśnie przed tygodniem otrzymała najważniej­szą czeską nagrodę państwową za dorobek swojego życia.

Serdecznie Pani Stachovej w imieniu redakcji

„Gazety Wyborczej” gratulujem­y!

A prawda z dzisiejsze­go odcinka? Oczywiście: kochać koty.

 ??  ?? Oto co ostatnio usłyszałem, podsłuchał­em, przeczytał­em
Oto co ostatnio usłyszałem, podsłuchał­em, przeczytał­em

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland