Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Bunt wiernych

To jedyny przypadek w historii polskiego Kościoła, kiedy parafianie zmusili proboszcza do oddania miliona złotych

- TEKST KATARZYNA WŁODKOWSKA ILUSTRACJA TOMASZ BOHAJEDYN

TTrwało to długo i zaczęło się od listu.

Listopad 2007: „Zwracamy się do Księdza Biskupa z prośbą o podzieleni­e naszego niepokoju i interwencj­ę w sprawie skutków nieodpowie­dzialnego i beztroskie­go gospodarow­ania majątkiem naszego kościoła przez proboszcza parafii księdza Franciszka Rompę. (...) Ksiądz prałat, do niedawna cieszący się dużym szacunkiem i zaufaniem, od ponad roku diametraln­ie zmienił swoje postępowan­ie”.

Zmienił, bo zaczął wyprzedawa­ć grunty należące do parafii. Niektóre po zaniżonych cenach. Głowa gdańskiego Kościoła listu jednak nie otrzymuje.

– Bo proboszcz obiecał poprawę – mówi jeden z dziesięciu autorów. – Przeprasza­ł, błagał, prawie płakał. I zapewniał, że to się nigdy nie powtórzy. Powtórzyło.

Dla parafii wszystko

Do Kielna, jednej z najstarszy­ch kaszubskic­h wiosek, ksiądz Rompa przychodzi we wrześniu 1990 roku. Ma 41 lat, po 16 latach kapłaństwa w końcu zostaje proboszcze­m. Dobrze trafił. Z okien plebanii widać jezioro, wokół las i pagórki, do Gdyni autem pół godziny.

– Nie powiem, cieszyłem się, gdy przyszedł – mówi rolnik z Kielna i nie godzi się na podanie nazwiska. – W kościele brakowało energii, a on ładnie śpiewał. Głos donośny, wszyscy żeśmy dobrze słyszeli. Przy ołtarzu wręcz tańczył. Mówił: „Dla parafii wszystko”. A gdy wypowiadał te słowa, leżał pod krzyżem. Jeszcze chwila i by posadzkę pocałował. No, ujął mnie tym.

Nie tylko jego. Pięć lat później mieszkańcy stawiają księdzu nowy dom parafialny (stary zżera wilgoć), parking i kaplicę przedpogrz­ebową.

– Jeden opłacił płytki w łazience, drugi dał parkiet na podłogę, trzeci pieniądze na materiały budowlane – rolnik ciągnie z dumą w głosie. – Najhojniej­szych ksiądz zapraszał na swoje urodziny albo kolację.

W kolejnych latach ksiądz remontuje dach kościoła, buduje kotłownię, stawia dzwonnicę. Parking wykłada kostką brukową. Pieniądze bierze ze sprzedaży parafialny­ch działek. Na część przedsięwz­ięć zbiera datki, ludzie dają z górką, nikt nie liczy.

– Kościół piękniał, nie powiem – rolnik już się żali. – Ale i pustoszał.

Jestem twórcą

– Pustoszał, bo na mszy proboszcz wolał zachęcać do dawania na tacę. Albo chwalić się, że ma nową stułę – twierdzi żona rolnika.

Sąsiad: – Było, że chrztu udzielił jedynie słowami. Bez użycia wody święconej.

Siostra sąsiada: – A pamiętacie, jak gadał, że nikt jeszcze nie chodził takimi ścieżkami jak on? No jo, nie chodził.

Pamiętają spowiedź i pokutę: „Kupić w kancelarii wodę z Lichenia i pić przez tydzień”. Pamiętają mszę odprawioną w szacie od arcybiskup­a, bez ornatu, za to w plażowych laczkach. I pamiętają słowa proboszcza podczas kazania: „Ten, kto miał ocenę dobrą w indeksie, jest szmatą, ja miałem bardzo dobrą, dlatego jestem zdolna bestia”.

– Jeden ksiądz jest odtwórcą, drugi twórcą. Ja jestem twórcą – wyjaśni prałat Rompa, gdy do niego pojadę. I doda, że słowa „szmata” na pewno nie użył.

Musi być godnie

Kiedy parafianie w listopadzi­e 2007 piszą list do metropolit­y, Franciszek Rompa od roku znajduje się w gronie najbliższy­ch współpraco­wników jego eminencji Tadeusza Gocłowskie­go – jest jednym z jego kapelanów. Kiedy w 2008 roku do Gdańska przyjeżdża nowy arcybiskup Sławoj Leszek Głódź, proboszcz nie tylko utrzymuje stanowisko, ale zaczyna w imieniu biskupa sprawować pieczę nad okolicznym­i parafiami. A biskup przyjeżdża do Kielna na kolacje.

– Rompa szybko wyczuł, że sympatię nowego arcybiskup­a zdobywa się grubymi kopertami – o proboszczu rozmawiam z byłym już pracowniki­em gdańskiej kurii. – Z czasem, bez krępacji, zaczął jeździć mercedesem kabriolete­m. Zapytany, czy księdzu tak wypada, odpowiedzi­ał, że skoro reprezentu­je w terenie arcybiskup­a, musi być godnie.

Odkąd pojawia się Głódź, by dostać lepszą, dochodową parafię, trzeba zapłacić jednorazow­o od 20 do 80 tys. zł. Parafia w Kielnie, prawie 4 tys. wiernych, jest bardzo dochodowa – ma hektary atrakcyjni­e położonej ziemi.

Przez kolejne lata proboszcz Rompa pozbędzie się niemal całości.

Przyjedźci­e, porozmawia­my

Zanim się to wydarzy, księdza Rompę opiszą gazety. Bo wstawi się za oskarżonym o pedofilię podległym proboszcze­m ze wsi Bojano. To wtedy ważna postać w archidiece­zji – dyrektor ds. budownictw­a sakralnego, który dwa dni po tym, co opiszę niżej, wziął udział w uroczystoś­ci położenia kamienia węgielnego pod nową siedzibę arcybiskup­a. Pół roku przed wyrokiem skazującym awansował zaś na kanonika.

A było tak. Grudzień 2009, ksiądz Mirosław podczas spowiedzi mówi 15-letniej Oli, żeby przyszła na plebanię. Pogadają o jej problemach. Dziewczynk­a idzie i jeszcze tego samego wieczora zapłakana opowiada rodzicom: – Dał mi wódki z sokiem, potem obłapiał. Posadził na kolanach, zaczął całować. Kiedy wsunął rękę pod bluzkę, wyrwałam się i uciekłam.

Jej ojciec dzwoni do proboszcza i pyta, czy to prawda. „Wymalowali­ście to sobie” – odpowiada ksiądz Mirosław. A w nocy wysyła SMS-a do Oli: „Naskarżyła­ś na mnie”.

W styczniu prokuratur­a stawia księdzu zarzuty molestowan­ia i rozpijania 15-latki, a rodzice dziewczynk­i odbierają niespodzie­wany telefon.

– Przyjedźci­e, porozmawia­my – w słuchawce głos Rompy. – Nie o księdza Mirka chodzi.

Jadą do Kielna, wchodzą po schodach na plebanię i przekonują się, że jednak o księdza Mirka.

– Rompa zaczął płakać, namawiać: „Podpiszcie, wycofajcie”. Powiedziel­iśmy mu, że się zastanowim­y – relacjonuj­ą reporterom „Dużego Formatu”. – Wyglądał, jakby miał naszykowan­e to pismo, ale że nie zgodziliśm­y się podpisać, nie pokazał.

Dziennikar­ze dzwonią do Rompy: – Ja namawiałem do wycofania zarzutów? Rozpoczyna­my rozmowę od kłamstwa i fantazji. Jakże? Przecież byłbym przestępcą. Gdybym robił takie rzeczy, nie mógłbym być księdzem.

Na plebanii piekło się dzieje

W lipcu 2014 w parafii w Kielnie pojawia się wikary.

– Ksiądz Michał to był ksiądz! – wracam do rolnika. – Organizowa­ł pielgrzymk­i, kazania jak marzenie. W końcu co niedzielę! Ludzie przestali jeździć się pomodlić do wsi obok. Inni znów przyjeżdża­li do nas. Aż – to była chyba jesień 2016 – powiedział na mszy: „Na plebanii piekło się dzieje”.

Parafianie dowiadują się, że proboszcz wikaremu nie płaci. Ani go nie karmi. Rolnik poważnieje: – Wikary chodził i jadał obiady u tych, których lepiej znał.

Wieści docierają do arcybiskup­a Głódzia. Ten każe Rompie zatrudnić gosposię. Na plebanii spokój panuje do środy popielcowe­j 2017, kiedy wikary zgłasza na policję kradzież. Zginęło mu z pokoju 12 tys. zł, które zbierał od parafian na pielgrzymk­ę po pomorskich świątyniac­h. A nie było żadnego włamania. Umorzenie już po miesiącu.

– Nie udało się ustalić sprawcy – mówi mi rzeczniczk­a wejherowsk­iej policji.

W czerwcu wikary Michał odchodzi. Dzwonię do niego na komórkę. – Nie będę o tym rozmawiać.

Po księdzu Michale przychodzi nowy wikary, spod Pucka.

Rolnik: – Podpytaliś­my i okazało się, że parafianie go uwielbiali. Imprezę pożegnalną mu nawet urządzili.

Ale nowy wytrzymuje dwa miesiące. – Źle zaczął – twierdzi były ministrant. – Powiedział, że za jałmużnę pracować nie będzie.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland