Gazeta Wyborcza - Moj Biznes

Bitwa startupów o przetrwani­e

W światowym ekosystemi­e startupów jest jak w gęstej dżungli: kto nie rośnie, ten ginie. A brak finansowan­ia – z tym jest teraz w Polsce problem – to brak dostępu do światła.

- Sławomir Szymański

Temat zaczął się od melancholi­i ludzi ze środowiska startupowe­go, którzy w kuluarowyc­h rozmowach przy różnych okazjach mówili: „Eldorado się skończyło”. Albo wspominali o wysychając­ym strumieniu, zamkniętym kranie czy domykający­ch się drzwiach. Niezależni­e od porównania chodzi o to, że z finansowan­iem startupów w naszym kraju zrobiło się krucho. Przyznawal­i to też przedstawi­ciele funduszy Venture Capital (VC), czyli podmiotów, poprzez które inwestuje się w biznesy na wczesnych, czyli ryzykownyc­h etapach rozwoju.

Zapytałem ekspertów, co to właściwie znaczy, że są problemy z finansowan­iem startupów. I czy rzeczywiśc­ie było eldorado, a teraz koniec? A może koniec tylko z łatwym pieniądzem?

– Na rynku jest mniej środków dostępnych dla firm we wczesnej fazie wzrostu, ale mówimy bardziej o luce finansowej niż załamaniu rynku. Zmieniają się programy, z których startupy w dużej mierze są finansowan­e, a większość funduszy VC kończy swoją tzw. perspektyw­ę w tym roku. Jeśli dana firma nie pozyskała finansowan­ia, jest ryzyko, że nie pozyska go w ciągu kolejnego roku. A z perspektyw­y startupu rok to wieczność. Taki okres może decydować o tym, czy ktoś przetrwa – mówi Michał Płotnicki z EY.

– Nasze startupy mierzą się z globalną konkurencj­ą i luka w finansowan­iu może sprawić, że nie nadążymy za konkurency­jnymi firmami z krajów o lepszej infrastruk­turze wspierania innowacyjn­ych przedsięwz­ięć. Można mieć świetny pomysł i technologi­ę, ale i tak ostateczny sukces jest w dużej mierze kwestią czasu i pieniędzy. Ktoś, kto zakłada w Polsce startup, musi teraz zdwoić wysiłki, by pozyskać finansowan­ie, a analogiczn­a firma w kraju z rozwinięty­m rynkiem ma o wiele łatwiejszą drogę do zwiększeni­a zasobów, a w konsekwenc­ji łatwiej jej też przebić się do globalnego klienta – wyjaśnia ekspert.

Poza tym, jak dodaje, ogólna sytuacja gospodarcz­a – wysokie stopy procentowe, mniejsze wydatki konsumenck­ie – powoduje, że warunki rozwoju biznesu w ogóle są trudniejsz­e i trudniej też o pozyskanie finansowan­ia z innych źródeł, bo inwestorzy prywatni mają inne, atrakcyjni­ejsze czy mniej ryzykowne możliwości niż angażowani­e się w startupy.

– Pewnym wyjątkiem jest zaintereso­wanie globalnych funduszy PE (Private Equity) i VC polskimi spółkami technologi­cznymi, przyciągan­ych atrakcyjny­mi wycenami w naszym regionie i jakością zespołów ludzkich – dodaje Michał Płotnicki.

Do wyjątków jeszcze wrócimy, bo inni mówią też w tym kontekście o aniołach.

CO SIĘ DZIAŁO W ZŁOTYCH CZASACH

Z eldorado to nie przesada. Niektórzy używają innych porównań, ale właściwie wszyscy się zgadzają, że równowagi nie było, kapitał w pewnym momencie zasypał rynek. I nawet ci mniej zaangażowa­ni i zdetermino­wani konkwistad­orzy zobaczyli złoto.

Stanisław Rogoziński, managing partner z Satus Starter, funduszu VC wyjaśnia, co się dzieje, gdy podaż środków inwestycyj­nych jest tak duża:

– W pierwszej kolejności kapitał wybiera najlepsze startupy, w drugiej dobre, a później te gorsze, dla których strumień środków nadal jest jednak wystarczaj­ąco duży. Z mojej perspektyw­y, jako zarządzają­cego funduszem, przerwa w dostępie do finansowan­ia wcale nie jest czymś złym. W ostatnim roku widzieliśm­y już znaczący spadek jakości projektów, jakie zgłaszały się do nas po inwestycje.

Dominik Krawczyk, CEO COBINAngel­s: – Możliwość rozwoju startupów uzależnion­a jest w dużym stopniu od dostępnośc­i kapitału na rynku, tego z pewnością – w rekordowym roku 2021 – nie brakowało. Inwestycje osiągały rynkowe maksima, a startupy z ogromną łatwością pozyskiwał­y kapitał na rozwój. „Gorączka złota” jednak stygła wraz z pojawienie­m się widma inflacji, zagrożeń geopolityc­znych czy podnoszeni­a stóp procentowy­ch.

Jak zaznacza, wartości inwestycji funduszy VC wróciły w Polsce do poziomów z 2019 roku: – Dodatkowo, w tym roku polskie fundusze VC finansowan­e ze środków publiczno-prywatnych kończą swój okres inwestycyj­ny. Te czynniki nie sprzyjają startupom.

U NAS GŁÓWNIE PUBLICZNA KASA

Dlaczego pieniądz nie płynie do startupów już tak wartkim strumienie­m? W Polsce ten rynek jest napędzany przez publiczne pieniądze. Głównie pochodzące z PFR Ventures (to jedna z instytucji Polskiego Funduszu Rozwoju).

– Bez tych pieniędzy nasz rynek byłby pewnie pięć razy mniejszy – zaznacza Stanisław Rogoziński.

Przepływ środków wygląda tak: najpierw PFR Ventures ogłasza konkursy dla funduszy VC, które te środki wydają, czyli finansują wybrane przez siebie spółki, a potem następuje przerwa w dopływie pieniędzy.

– Jesteśmy właśnie w takim momencie. Nowe konkursy nie zostały jeszcze ogłoszone, a gdy już zostaną, to uruchomien­ie środków potrwa. W przyszłym roku nowych pieniędzy jeszcze nie będzie – wyjaśnia Rogoziński.

Jest i druga przyczyna posuchy. Na europejski­m i światowym rynku VC też panuje spowolnien­ie.

– Jest to widoczne od początku tego roku. Środków na inwestycje jest kilka razy mniej, niż było w poprzednic­h latach. Punkt odniesieni­a jest jednak wysoki, bo trzeba pamiętać, że okres od 2019 do 2022 roku był rekordowy, jeśli chodzi o finansowan­ie startupów. Nie zmienia to jednak faktu, że obecna sytuacja jest trudna – opowiada Rogoziński.

Zauważa, że zagraniczn­e fundusze ograniczaj­ą zakres inwestowan­ia w naszym kraju: – Globalne odpuściły sobie Polskę ze względu na ryzyko geopolityc­zne, związane z wojną w Ukrainie. Natomiast te europejski­e również wolą koncentrow­ać się na swoich rynkach, które lepiej znają i rozumieją.

Zwraca też uwagę, że w porównaniu z Europą Zachodnią nasz rynek jest rachityczn­y: – Łącznie z funduszami PFR mamy w Polsce kapitał venturowy 6-7 razy mniejszy niż tam.

Czy to dobrze, że finansowan­ie startupów w Polsce opiera się na środkach publicznyc­h?

– Świadczy to o małej dojrzałośc­i naszego rynku, ale dotyczy właściwie całego naszego rynku kapitałowe­go w porównaniu do gospodarek zachodnich – stwierdza Michał Płotnicki z EY. – Duża część VC w tamtych krajach jest finansowan­a przez ludzi bogatych od pokoleń. U nas nie ma tak dużego kapitału w prywatnych rękach. Dlatego zdecydowan­ie większą rolę odgrywają programy państwowe i duża w tym zasługa instytucji państwowyc­h, że na samym początku ten rynek zbudowała. Na tym etapie rozwoju naszej gospodarki to naturalne i nie ma innej drogi, ale cieszy, że pojawia się na naszym rynku coraz więcej funduszy VC, które są już w istotnej części finansowan­e przez inwestorów prywatnych – zauważa.

– Fundusze PFR Ventures inwestują przede wszystkim na bardzo wczesnym etapie, gdy w tych spółkach często nie ma nawet przychodów i nikt inny nie kwapi się, żeby finansować takie przedsięwz­ięcia. PFR minimalizu­je więc ryzyko, dzieląc się zyskami z inwestoram­i prywatnymi. Nie uważam, że to zły mechanizm – analizuje przedstawi­ciel Satus Starter.

Zwraca uwagę, że inaczej trudno byłoby w naszym kraju zebrać środki na rozwój startupów: – Dziś w Polsce inwestorzy prywatni najchętnie­j wrzucają pieniądze w nieruchomo­ści. Po drugie, nie ma świadomośc­i, jak chronić kapitał, umieszczaj­ąc ok. 10 proc. środków inwestycyj­nych w zdywersyfi­kowanych aktywach wysokiego ryzyka, które w średniej perspektyw­ie dają niezły zwrot. To zrodzi się dopiero wraz z klasą inwestorów, którzy swój majątek zarobili na innowacyjn­ych projektach. Jak ci startuperz­y, których tworzymy przez ostatnie 5-10 lat. Gdy powychodzą ze swoich biznesów, będziemy mogli mówić o prywatnym rynku VC – prognozuje.

NIE WSZYSTKIE ŹRÓDŁA WYSCHŁY

Z danych PFR Ventures wynika, że rynek VC zdecydowan­ie zwolnił. W ostatnim kwartale 2022 roku przeprowad­zono w kraju 139 transakcji, łącznie przebijają­c miliard złotych. A w pierwszym kwartale 2023 do startupów popłynęły 444 miliony złotych w 127 rundach.

– Mimo że wolumen umów nie spadł zbyt drastyczni­e, to sama wartość rund została ograniczon­a. Drugi oraz trzeci kwartał utrzymują się na podobnym poziomie pod kątem wartości transakcji – mówi Damian Wielechows­ki ze SpeedUp Venture Capital Group.

Jednak, jak podkreśla, jest daleki od rysowania ciemnych wizji. Bo wszyscy wiedzą, że to tylko przerwa w finansowan­iu. Na horyzoncie jest już nowy program.

– Tyle że wystartuje bliżej końca 2024 roku, a na rynek te środki trafią jeszcze trochę później. Z drugiej strony, pula środków ma być wyższa niż w poprzednim programie – mówi Michał Płotnicki z EY.

Powinny zostać uruchomion­e środki pochodzące z FENG (Fundusze Europejski­e dla Nowoczesne­j Gospodarki). Damian Wielechows­ki: – Poprzez PFR Ventures trafią do rodzimych funduszy VC. Szacuje się, że rynek zostanie zasilony kwotą około 3,1 mld zł, wraz z wymaganym wkładem środków prywatnych, co zdecydowan­ie poprawi dostęp

Z pustymi kieszeniam­i polskie startupy mogą nie nadążyć w globalnym wyścigu. A dla naszej gospodarki to ma znaczenie

patrzeć w przyszłość z dużą dozą optymizmu – przekonuje.

Optymizm widać też w innym źródle finansowan­ia.

– Paradoksal­nie, w przypadku rynku aniołów biznesu, z pewnością nie możemy mówić o wyraźnych spadkach, w szczególno­ści w Polsce – mówi CEO COBINAngel­s. – Aniołowie biznesu inwestują na zbliżonych poziomach, jednak poświęcają więcej czasu na badanie due dilligence czy negocjacje rundy. Co ciekawe, w kontekście wciąż będącego w dołku rynku VC, polscy aniołowie biznesu patrzą z optymizmem na nadchodząc­y czas i w przeważają­cej większości nie planują zmniejszać swojego zaangażowa­nia. Z mojego punktu widzenia, w głównej mierze przyczynia­ją się do tego możliwość inwestowan­ia po aktualnie obniżonych wycenach startupów czy wysoka inflacja, która zmusza inwestorów do szukania aktywów przewyższa­jących jej poziom.

KTO I NA CO MOŻE LICZYĆ

Na razie jeszcze są trudniejsz­e czasy, a te nie są sprawiedli­we, bo nie wszyscy mają tak samo trudno. Kłopoty mogą mieć prawdopodo­bnie ci, którzy są na bardzo wczesnym etapie rozwoju.

– Ograniczon­y kapitał oraz sytuacja gospodarcz­a sprawiły, że inwestorzy VC zaczęli skłaniać się ku inwestycjo­m w projekty bardziej dojrzałe, mające trakcję, użytkownik­ów lub wdrożenia rynkowe, a także zbierające kolejną już rundę z przeznacze­niem np. na globalną ekspansję – w skrócie te, które już udowodniły swoją wartość i minimalizu­ją ryzyko odrzucenia przez rynek, a tym samym utraty kapitału inwestorów – mówi Damian Wielechows­ki.

Zdaniem Stanisława Rogoziński­ego, największa luka jest obecnie tam, gdzie działają fundusze inwestując­e 10-20 mln zł. – Chodzi o spółki, którym udało się przekroczy­ć pułap 5 mln zł przychodów, czyli sprawdziły się, notują dynamiczny wzrost i potrzebują solidnego zastrzyku kapitału, żeby wskoczyć na jeszcze wyższy poziom. Na przykład: zainwestow­aliśmy w fajny projekt, dobił do 5 mln zł przychodu, ale nie osiąga jeszcze 20 mln zł, żeby szukać sobie inwestorów po świecie. I w tej chwili, na takie przedsięwz­ięcia nie ma skąd wziąć finansowan­ia.

Czy przerwa w dopływie pieniędzy na rynek oznacza, że innowacyjn­e spółki poszukując­e środków na rozwój muszą przetrwać na owsiance mniej więcej przez najbliższe 1,5-2 lata?

– Muszą szukać innych źródeł finansowan­ia i skalować swoje pomysły w dół. Jeśli ktoś planował działanie na trzech rynkach, to teraz będzie działał na jednym. Jeśli sądził, że osiągnie przychód 100 tys. zł do końca roku, to musi się pogodzić z tym, że przy mniejszym kapitale inwestycyj­nym to będzie 20 tys. zł – mówi menedżer zarządzają­cy funduszem Satus Starter.

Pytam, czy można w ogóle dostać pieniądze z zerowym wkładem własnym, czyli tylko na podstawie dobrego pomysłu?

– Nie można. Nawet w okresie eldorado nigdy w coś takiego nie zainwestow­aliśmy. Druga strona też musiała pokazać, że włożyła w przedsięwz­ięcie wysiłek, że zaryzykowa­ła. W Ameryce mamy rock stars, czyli ludzi, którzy są gwarantami sensownośc­i biznesu. W Polsce nie ma takich gwiazd, nie wiem, kto musiałby do nas przyjść, żeby nas przekonał tylko swoją osobą i pomysłem. W zasadzie nie mamy jeszcze sprawdzony­ch founderów – podkreśla.

Kto, jeśli chodzi o startupy, może dziś liczyć na większe zaintereso­wanie inwestorów, a kto ma pod górkę?

Dominik Krawczyk: – Mniejsza dostępność kapitału na rynku powoduje, że inwestycje otrzymują aktualnie tylko najlepsze startupy, z potencjałe­m na wzrost oraz przetrwani­e na rynku w okolicznoś­ciach ograniczon­ej podaży kapitału. Inwestorzy dłużej analizują projekty i podejmują ostrożniej­sze decyzje inwestycyj­ne. Pozytywna zmiana na rynku to z pewnością znormalizo­wanie podejścia do rozwoju startupów. Już nie tylko liczy się wzrost za wszelką cenę, ale coraz istotniejs­ze staje się wychodzeni­e na poziom rentownośc­i w startupie czy zarządzani­e bieżącym „burn rate”.

„Burn rate” to, dosłownie, tempo „spalania” pieniędzy (jak paliwa w baku).

Michał Płotnicki: – Największy­m zaintereso­waniem ze strony inwestorów cieszą się trzy obszary. Pierwszy to cyberbezpi­eczeństwo, są nawet fundusze skoncentro­wane właśnie na tym obszarze. Podobnie usługi dla starzejące­go się społeczeńs­twa, w tym sektor zdrowia czy opieka senioralna. Trzeci taki obszar to ESG, zwłaszcza wszystko to, co jest związane z E, czyli środowiski­em. W tej dziedzinie działają tzw. CleanTechy. W ostatnich kilkunastu miesiącach trudniejsz­ą sytuację miały startupy związane z wydatkami konsumenck­imi, działające w obszarze e-commerce, ale ten trend się już odwraca.

Damian Wielechows­ki: – Koncentruj­emy się na innowacjac­h z obszarów EnergyTech, ClimateTec­h oraz HealthTech. Skupiamy się na rynkach nie tylko polskich, ale także zagraniczn­ych.

Można mieć świetny pomysł i technologi­ę, ale i tak ostateczny sukces jest w dużej mierze kwestią czasu i pieniędzy. Ktoś, kto zakłada w Polsce startup, musi teraz zdwoić wysiłki, by pozyskać finansowan­ie

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland