Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Elastyczni, przebojowi ZSGH
– Nie wszyscy dostają pracę marzenie i nie wszyscy czują się dobrze w korporacji. Często zmieniają firmy, by uczyć się nowych rzeczy – o absolwentach SGH opowiada Karolina Dudek, która pisze o nich doktorat
Kilka dni temu napisaliśmy o pierwszych badaniach losów absolwentów, które przeprowadziła Szkoła Główna Handlowa. Wyniki były optymistyczne – nie mieli większych problemów ze znalezieniem zatrudnienia, zwykle pracują na etatach, a nie na śmieciowych umowach. Niektórzy przyznawali się do zarobków 8,5 tys. zł na rękę, i to zaraz po studiach. Zdecydowana większość była zadowolona ze swojej kariery.
Doktorat o absolwentach SGH w Szkole Nauk Społecznych PAN pisze Karolina Dudek. Temat: „Teoria zarządzania między nauką a praktyką. Pierwsze doświadczenia profesjonalne absolwentów SGH”. Spotykała się z nimi podczas wywiadów. Badanie, które przeprowadziła uczelnia, było internetowe i anonimowe. – Wnioski, które wyciągnęłam, są nieco inne – mówi Karolina Dudek.
Spora grupa badanych przez SGH, która jest już trzy lata po studiach, podała, że w ogóle nie zmieniała pracy. Niektórzy pracują wtym samym miejscu od czasów studenckich, tyle że awansowali. – To nie jest coś, pod czym podpisaliby się moi badani – stwierdza Karolina Dudek. Przeprowadziła wywiady z trzydziestką absolwentów, którzy skończyli studia w latach 2005-10. – Uznają, że jak ktoś nie zmienia pracy przez trzy lata, to się zasiedział. Nie wyobrażają sobie siebie w jednym miejscu do emerytury. Więcej – chcą zmieniać środowisko, bo nie chcą robić tego, co już umieją. Chcą uczyć się nowych rzeczy, rozwijać.
Dodaje, że badani wymieniali mankamenty studiów w SGH – to głównie przyrost teorii i powtarzalność treści na różnych zajęciach. – Ale wszyscy zadeklarowali, że ponownie wybraliby studia w SGH – podkreśla Karolina Dudek. Cenią uczelnię za elastyczność w układaniu programu studiów.
Jej respondenci, tak jak ci badani przez uczelnię, również w dużej mierze pracowali jeszcze na studiach. Ale nie zgadza się, że to wyścig szczurów. – To pojęcie jest adekwatne do opisu rzeczywistości lat 90. Studenci często idą dziś do pracy, bo czują, że na uczelni się nie rozwijają. Mają świadomość, że sam dyplom nie zapewnia awansu społecznego. Podkreślają, że pieniądze wcale nie były dla nich najważniejsze.
A jak poradzili sobie już po studiach? – Byli tacy, którzy zwłaszcza na początku pracowali poniżej swoich kwalifikacji. „Dwa fakultety, perfekcyjny angielski. I co? Robię to, co mógłbym robić po liceum” – opowiadał ktoś. Byli też tacy, którzy robili kariery – prestiżowe stanowisko, dobre pieniądze. Ale po jakimś czasie dochodzili do wniosku, że korporacja jest nie dla nich. Szukali innej drogi.
Jej zdaniem to właśnie elastyczność charakteryzuje absolwentów SGH. Dziś robią to, jutro spróbują czegoś nowego. Nie boją się zmian. – Po SGH można myśleć: chcę być bankierem. Ale można też inaczej: chcę być antropologiem, badaczem społecznym – mówi badaczka.
Tak właśnie było zkaroliną Dudek. Na SGH skończyła zarządzanie i stosunki międzynarodowe, a na Uniwersytecie Warszawskim – antropologię. – Kiedy znajomym powiedziałam, że zamiast robić karierę w korporacji, piszę doktorat z socjologii, patrzyli na mnie tak, jakbym oznajmiła, że rezygnuję z pracy – śmieje się.
Przyznaje jednak, że kwestia finansowa nie daje jej spokoju. Pensja młodego adiunkta socjologa zaraz po doktoracie to nieco ponad 2 tys. na rękę.