Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Nie oddawajmy stołówek!
Mokotów chce zlikwidować stołówki szkolne, wmawiając rodzicom, że jest to w gestii dyrektorów szkół. Dzieje się to w momencie promowania akcji „Wiem, co jem”, „Podziel się posiłkiem” i coraz cięższych czasów. Niejednokrotnie stołówki przygotowują jedyny porządny posiłek dla dziecka, gdyż w domu się nie przelewa. Dlaczego Marta Widz, koordynator akcji „Wiem, co jem”, chce wmówić takie rzeczy, że przestrzeganie zasad dobrego i taniego obiadu „można narzucić ajentom lub firmom cateringowym uchwałą Rady Warszawy albo zarządzeniem p. prezydent”. Przecież catering i ajent nie zrobią nic nadzwyczajnego z niczego i nie będą dokładać do interesu z własnej kieszeni.
Dziury w budżecie gminy będą łatane kosztem tych najbiedniejszych. Za posiłki są opłaty od 4-4,5 zł. To jest koszt wsadu do garnka, a resztę opłacają gminy (prąd, gaz, woda i płace pracowników kuchni, naprawy). Jak można wmawiać rodzicom, że opłaty za posiłki nie ulegną zmianie, jeśli stołówki przejmą ajenci? Co będzie do tych garnków włożone, jeśli w cenie obiadu będą te wszystkie opłaty, które teraz ponosi gmina? Obiady w stołówkach szkolnych przygotowywane są ze świeżych surowców. Te dostarczane przez firmy cateringowe nie wiadomo jakie będą. Wszystko to, co funkcjonowało od dziesiątek lat (sami się w tym systemie wychowaliśmy), legnie w gruzach.
Wwielu miastach, gdzie zostały wprowadzone cateringi lub ajenci, zmniejsza się liczba dzieci korzystających z obiadów, bo ich po prostu nie stać na tak drogi posiłek. Gdy obiady kosztują 8-10 zł, z np. 400 dzieci obiady w szkole je tylko 80 i na dodatek są to osoby, które wspiera OPS, reszta nie może na to liczyć, przekracza bowiem limit dochodu (150zł brutto na osobę). Z państwa opiekuńczego robimy się państwem wyniszczającym przyszłość naszego kraju. Jest tu nad czym ubolewać – będzie jeszcze więcej dzieci potrzebujących pomocy, której nie dostaną.