Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Zbigniew Rawicz
Był jednym z najbardziej lubianych piosenkarzy ubiegłego stulecia. Cieszył się ogólną sympatią. Gdyby żył, w lutym tego roku obchodziłby setną rocznicę urodzin.
Ciężka choroba postępująca w szybkim tempie mimo troskliwej pomocy lekarskiej uniemożliwiła Mu dalszą karierę. Odszedł 27 sierpnia 1966 r., mając zaledwie 54 lata.
Nazywano Go polskim Tino Rossim. Barwą głosu, ciepłem i interpretacją przypominał włoskiego śpiewaka, nie naśladując go. Szlachetne warunki zewnętrzne, kultura i urok osobisty, a przede wszystkim piękny timbre głosu o lirycznym brzmieniu, sprawił, że z miejsca stał się ulubieńcem publiczności. Przez ćwierć wieku śpiewał piosenki, które porywały i zachwycały fanów. Przyniosły mu uznanie, rozgłos i sławę.
Ze szczególnym upodobaniem śpiewał piosenki włoskie, takie jak „Torna piccina mia”, „Non ti scerdar”, „Buon giorno tristezza” czy „Romantica”, a także najpiękniejsze piosenki Modugna. Z innych zapamiętałem w Jego wykonaniu „Chanson triste” Czajkowskiego i „Walca As-dur” Brahmsa
Śpiewał je przepięknie. Z polskich piosenek szczególnym powodzeniem cieszyła się wśród Jego fanów „Serenada” Maralda, „Zapytaj gwiazd” Żuka i „Znalazłem cię” Szpilmana, a także „Dziękuję ci za wszystko” Kaczyńskiego.
Zbigniew Rawicz, którego prawdziwe nazwisko brzmiało Zbigniew Władyka, urodził się we Lwowie 2 lutego 1912 r. Zgodnie zwolą rodziców ukończył studia prawnicze, ale wciąż marzył o tym, aby zostać śpiewakiem, i dopiął swego.
Wkonserwatorium Muzycznym we Lwowie uczył się śpiewu u słynnej profesor Magdaleny Maliszewskiej-halfterowej. To ona ustawiała Mu głos, którym czarował swoich fanów.
Do Warszawy przyjechał w 1931 r., pierwszą swoją płytę nagrał wwytwórni muzycznej Syrena w 1938 r. Potem jeszcze kilka innych, które szybko się rozchodziły.
Kiedy wybuchła druga wojna światowa, walczył na froncie, a potem w szeregach Armii Krajowej w Powstaniu Warszawskim. W czasie okupacji niemieckiej koncertował na estradach kawiarni warszawskich, śpiewając piosenki dla polskiej publiczności. Oddzielny rozdział w Jego działalności artystycznej to koncerty konspiracyjne, które organizował zarówno w czasie okupacji, jak i Powstania.
Po wojnie dał parę tysięcy koncertów wkraju i za granicą, na które przychodziły tłumy.
Polskę przemierzył wzdłuż iwszerz w towarzystwie swojej żony Krystyny, która była Jego stałą akompaniatorką i doradcą artystycznym. Za granicą śpiewał w Albanii, Czechosłowacji, na Węgrzech, w Rumunii, Bułgarii i Austrii, równie entuzjastycznie przyjmowany jak w Polsce. Dużym powodzeniem cieszyły się jego płyty ze starymi szlagierami – „Pamiętasz Capri”, „Santa Lucia” i „Bolero”. Piękne, melodyjne i sentymentalne.
Łatwo wpadające w ucho rozchodziły się w błyskawicznym tempie. Nuciła je cała Polska. Taka była wtedy moda i takie zapotrzebowanie. Nagrywał je wpoznańskiej wytwórni płyt Melodia, a od roku 1948 – wwarszawskiej Muzie. Nagrał ich prawie 60. Ostatnich nagrań dokonał w czerwcu 1961 r.
Równolegle z pracą zawodową prowadził szeroko zakrojoną działalność społeczną. Czuły, wrażliwy i serdeczny organizował liczne koncerty charytatywne w szpitalach, domach opieki społecznej, w szkołach, a także dla wojska.
3 kwietnia 1961 r. w nabitej po brzegi Sali Kongresowej odbył się jubileuszowy koncert z okazji Jego 25-lecia pracy artystycznej z udziałem najwybitniejszych artystów tamtych czasów, Jego kolegów i przyjaciół. Uświetnili go: Ludwik Sempoliński, Tadeusz Fijewski, Beata Artemska, Maria Mirska, Maria Chmurkowska, Alina Janowska, Józefina Pellegrini, Barbara Rudzka, Zofia Grabińska, Danuta Kwapiszewska, Nata Lerska, Maria Woźniczko, Tadeusz Łuczaj oraz Chór Czejanda i Chór Szacha. Całość prowadził i zapowiadał Henryk Ładosz. Jubilat wystąpił wswoim repertuarze owacyjnie przyjmowany przez publiczność na stojąco. W kraju nie doczekał się ani jednej długogrającej płyty.
Za to w Stanach Zjednoczonych, dzięki Henrykowi Michalskiemu, taka płyta powstała w latach 60. ubiegłego stulecia.