Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Dobranoc, Panie Andrzeju
Można go było spotkać przy wejściu do cukierni Bliklego na Nowym Świecie, w okolicach Czytelnika na Wiejskiej, w parku przy Frascati. Wiem, wiem, to już nie są modne adresy, ale jeszcze całkiem niedawno tworzyły artystyczną mapę naszego miasta
trzymam się do dzisiaj: „Panie Maćku, niech pan unika osób niezdolnych. Można się zarazić”.
Wpierwszych reakcjach po odejściu Łapickiego nie zabrakło uwag na temat jego szczególnych relacji z kobietami. Myślę, że słowa imyśli starszego dżentelmena na ten temat trzeba przytaczać z wielką delikatnością. Należał do pokolenia przedemancypacyjnego, gdzie szarmancki wdzięk i galanteria znaczyły coś innego niż dzisiaj. Zapamiętam go otoczonego zauroczonymi damami, tym bardziej że wkrąg ten wdarłem się przed laty dość niefortunnie. W Domu Artystów Weteranów wSkolimowie odbywał się jakiś oficjalny koktajl na stojąco, kelnerzy podali bulionówki z czerwonym barszczem, aPrezes w nieskazitelnym jasnym garniturze o coś mnie spytał. Ja odpowiedziałem, wykonując przy tym zamaszysty gest, który spowodował, że buraczkowy wywar znalazł się na marynarce Prezesa. Wtym samym momencie na ułamek sekundy dostrzegłem w jego źrenicach lodowate sztylety, które po chwili zamaskowało rozbawienie i śmiech. Niestety, na podobną reakcję nie mogłem liczyć woczach pań, które rzuciły się na pomoc, by ratować wizerunek najprzystojniejszego mężczyzny powojennej Polski. Towarzysko byłem skończony.
Przykro jest żegnać się z osobami sympatycznymi. Ale akurat w przypadku Andrzeja Łapickiego mam poczucie, że przeżył piękne, spełnione życie, po którym nadszedł czas na godny odpoczynek. Kamila Łapicka podała, że umarł spokojnie we śnie. Pozostają po nim wspaniałe filmy, pamięć wielkich ról, interesujące książki i mnóstwo barwnych anegdot. Dobranoc, Panie Andrzeju.