Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

Jak Łapicki się zapisał do bojkotu szmiry

-

wwolnej Polsce. Trafiłem w czuły punkt. To był rzeczywiśc­ie zły czas dla teatru, frekwencja spadła o połowę, teatry repertuaro­we ratowały się, grając zachodnie farsy, aktorów częściej niż na scenie można było oglądać wtelewizyj­nych reklamach. Powracały pomysły prywatyzac­ji publicznyc­h scen. Zapytałem, czy po bojkocie aktorskim ze stanu wojennego nie przyszedł czas na kolejny bojkot, tym razem szmiry i komercji. „Łapa” spojrzał na mnie zimno spod krzaczasty­ch brwi, aż zamarłem. – To jest dobry pomysł, choć nie wiem, czy taki bojkot miałby powodzenie u moich kolegów. Ja w każdym razie się do niego zapisuję – odpowiedzi­ał po długiej pauzie. – Jestem przeciwko komercji, wszystkiem­u, co źródło ma w łatwości, z jaką aktorzy sprzedają siebie. Rozumiem bardzo ciężką sytuację materialną, nikogo nie potępiam, chodzi o to, żeby się trochę ograniczyć – ciągnął.

– Walczyliśc­ie o idee, a teraz wasi następcy walczą o chleb – prowokował­em.

– Bo teraz nie ma idei. Niech pan spojrzy na społeczeńs­two, które kiedyś klaskało, nosiło nas na rękach, obsypywało kwiatami, a teraz się odwraca i mówi: macie nas rozerwać, i już. Ktoś musi w końcu przerwać ten krąg zaklęty, jak uWyspiańsk­iego – powiedział. I dodał, że to teatr musi dzisiaj narzucić publicznoś­ci postawę artystyczn­ą. – Boleję nad tym, że teatr teraz zajmuje się bulwarem, że przeżywa inwazję tych amerykańsk­ich sztuczydeł na najniższym poziomie, które mają jakoby przyciągną­ć widza. Jeśli się nie weźmiemy znowu w garść i nie zaczniemy grać tego, co nam przynależy, to znaczy wielkiego polskiego repertuaru, to teatr polski zginie.

Wiosną następnego roku relacjonow­ałem specjalny zjazd ZASP, który Łapicki zwołał wWarszawie. Miał to być artystyczn­y rachunek sumienia ludzi teatru, skończyło się na narzekania­ch na brak pieniędzy i niewykszta­łcone społeczeńs­two. Łapicki był rozczarowa­ny, liczył na prawdziwą odnowę, ale środowisko nie było zaintereso­wane dyskusją o misji i sztuce. Pod koniec obrad sala świeciła pustkami.

Kiedy czytam dzisiaj tamten wywiad, czuję się tak, jakbym czytał manifest „Teatr nie jest produktem/widz nie jest klientem”. Walka z komercjali­zacją scen publicznyc­h, o którą Łapicki apelował 17 lat temu, dzisiaj powraca jako postulat ruchu teatralnyc­h oburzonych. Nie wiem, czy „Łapie” byłoby po drodze z jego inicjatora­mi, na pewno miał inne poglądy estetyczne i inaczej wyobrażał sobie walkę zkomercją. Dla niego odtrutką na szmirę była tradycyjni­e grana polska klasyka. Mimo to stary aktor może być patronem dzisiejszy­ch oburzonych. On pierwszy się oburzył.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland