Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
NIC NIE MOŻE PRZECIEŻ WIECZNIE TRWAĆ
Sposób, w jaki Legia zagrała początek meczu w Bełchatowie, wprawił mnie w osłupienie. zamiast delikatnego rozpoznania bojem, spokojnego zaryglowania środka pola przez trzech defensywnych pomocników, wycofania się na z góry upatrzone pozycje drużyna urbana zmiażdżyła przeciwników zapomocą klasycznego blitzkriegu. Legia była jak nowy szeryf w mieście, który wchodzi do baru, nie wdaje się w niepotrzebne dyskusje, tylko łapie pierwszego z brzegu podejrzanie wyglądającego typa, wyprowadza nokautujący cios i dopiero po tym mówi „dzień dobry”. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałem tak grającą drużynę wojskowych. Wiem, że było to dawno.
Nie zamierzam ukrywać, że cenię optymizm, z którym trener Urban podchodzi do prowadzenia zespołu. Podoba mi się liczba graczy ofensywnych w składzie. Cieszę się, że wreszcie jest stosowana rotacja. U Urbana o wiele większa liczba piłkarzy ma szansę zaprezentowania swojej formy i umiejętności. Wreszcie, przynajmniej na niektórych pozycjach, zacznie się rywalizacja o miejsce w składzie. To już zaczyna być widoczne. Kiedy szansę zaczął dostawać Łukasik, nastąpiła zwyżka formy Vrdoljaka – i wydawało się, że Gol stoi na straconej pozycji. Tymczasem w Bełchatowie zagrał bardzo przyzwoicie. Nie zdziwię się, jeśli to właśnie Janusz Gol zastąpi kontuzjowanego Chorwata w Trondheim. Inna sprawa, że nieobecność Ivicy w obydwu pojedynkach z Norwegami może zadecydować o odpadnięciu Legii z LE. W starciu z tak dobrą, silną fizycznie drugą linią Rosenborga udział Vrdoljaka byłby nieoceniony.
Obawiam się, że całkiem sielankowy nastrój ostatnich tygodni, związany z pojawieniem się Jana Urbana, może wkrótce prysnąć. Sportowo Legia stanie w Norwegii przed niebywale trudnym zadaniem. Rosenborg jest niżej notowanym od Spartaka rywalem, mającym gorszych piłkarzy. Jednak jako drużyna funkcjonuje solidniej, przy użyciu skromniejszego arsenału środków. W Warszawie pokazał konsekwencje. Mimo niekorzystnego wyniku zachował spokój, by w końcówce natrzeć mocniej i uzyskać zakładany rezultat. Może gdyby Legia wykorzystała jedną z sytuacji na 2:0, to udałoby się „nadwątlić strukturę psychiczną” Norwegów i pokrzyżować im plany. Tak się nie stało, a nie sądzę, aby Rosenborg pozwolił sobie w rewanżu na taką słowiańską bylejakość jak Spartak rok temu. Legia będzie musiała wznieść się na wyżyny swoich umiejętności, by złamać solidność wikingów. W przypadku niepowodzenia atmosfera wokół drużyny może się popsuć, a to ostatnia rzecz, jakiej by w tej chwili potrzebował ten obiecujący zespół. Tak samo jak ewentualnego odejścia Jędrzejczyka w celu załatania budżetu.
Inne zagrożenie pojawia się na trybunach. Od pewnego czasu poważnie wzrasta napięcie i cokolwiek się stanie, to nie będzie to nic dobrego. Ewentualne zamknięcie trybuny północnej – o co właśnie wnioskuje policja – uderzy w klub. Zaczną się protesty, spadnie frekwencja – to wszystko było już przerabiane. Z drugiej strony jest tam parę osób, które cały czas testują służby porządkowe: odpalają race, hałasują petardami hukowymi, przerywają mecz za pomocą serpentyn z taśm kasowych. Trwa ciągła zabawa w „co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”. I to też uderza w klub, który wciąż musi płacić kary. Obawiam się że wkrótce dojdzie do poważnego przesilenia, po którym nastąpi cały ciąg złych zdarzeń. Boję się, że szczęście Jana Urbana na Łazienkowskiej nie potrwa zbyt długo – ku uciesze wrogów Legii.