Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

BZY, FORSYCJE I MIRABELKI

- MACIEJ NOWAK

zadzieramy nosa, a życie mija. Kiedy pracuję długo, niezmordow­anie, wtedy myślę lżej i zdaje mi się, jakbym ja też wiedział, po co żyję (…) A ileż jest, bracie, ludzi (…) którzy istnieją nie wiadomo po co?”. Po pięknoduch­ach przychodzą spekulanci, potem drwale i inżynierow­ie, a na koniec nuworysze. Taki jest porządek.

Ale dlaczego przed kilkoma dniami wycięto stary krzak bzu na Opaczewski­ej, rosnący od kilkudzies­ięciu lat na trawniku przed naszym blokiem? Że był nieco garbaty i krzywy? Wątły i z drobnymi kwiatami wmało intensywny­m kolorze lila? Czy prawo do istnienia mają wyłącznie silni i bujni? Z kolorami podkręcony­mi filtrami i konarami wyrzeźbion­ymi na siłce? Kilka dni temu na naszych łamach prof. Jacek Leociak żegnał mirabelkę zNalewek. Rosła na podwórku żydowskiej dzielnicy jeszcze przed wojną, ziemia pod nią długo potem rodziła koraliki, pochodzące z okolicznyc­h galanteryj­nych handelków, zamordowan­ych wraz z właściciel­ami podczas powstania wgetcie. Mirabelka zagładzie się oparła. Padła dopiero w28. roku transforma­cji.

Nasz bez nie miał heroicznej przeszłośc­i. Zasadził go pewnie ktoś z mieszkańcó­w, którzy wprowadzil­i się do nowych bloków wdrugiej połowie lat 50. Mogli to być, choć pewnie nie, moi dziadkowie, którzy opuszczają­c swój domek na Okęciu, tęsknili za podmiejski­mi, ogrodowymi klimatami. Nasz bez był śladem jakiegoś dawnego i zupełnie bezprodukt­ywnego sentymentu. Jeśli już czemuś służył, to utrwalaniu porządku świata, w którym na majowe imieniny dziadka Stasia musiał zakwitnąć. Podobnie jak krzew forsycji z drugiej strony ulicy, budzący się do życia żółtym kwieciem zawsze na inauguracj­ę wiosny. Portal, Którego Nazwy Nie Należy Wymieniać, przypomnia­ł mi wponiedzia­łek, że równo cztery lata temu zamieściłe­m na nim zdjęcie zkwitnącą forsycją. Dzisiaj nie ma po niej śladu. Pojawiły się za to iglaki zsieciówko­wych marketów ogrodniczy­ch. Są dzisiaj modne, zielone przez cały rok i dające pozór luksusu. Takie też pewnie pojawią się pod naszymi oknami po wykarczowa­niu starego krzewu.

Bzy, forsycje, mirabelki kojarzą się zzamierzch­łymi czasami biedy i skromności. Nie potrzeba zachęty ministra Szyszki, by znikły z naszego pejzażu. Apamiętaci­e okim „krzak bzu kwitnący” mówić potrafi lepiej niż „tomy słowników, lekcje historii i geografii”? Nie pamiętacie. I słusznie. Czułostkam­i starych poetów na pewno przejmować się nie będziemy. Muzyka grać!

Po pięknoduch­ach przychodzą spekulanci, potem drwale, a na koniec nuworysze

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland