Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
JAK WYTŁUMACZYĆ TURYŚCIE WARSZAWĘ
dużych polskich miast. Rozpoznanie przyszło dopiero z czasem, gdy świadomie wybrałam je na swój dom. Od tamtej pory uważam Warszawę za najciekawsze miasto wPolsce, jedyne, wktórym przeszłość, teraźniejszość i niezrealizowana przyszłość funkcjonują obok siebie na równych prawach. Miasta, które nie wdzięczy się do przybysza, które mówi do niego zpoczątku zupełnie niezrozumiałym językiem iwymaga wysiłku, by je oswoić.
I to właśnie – jeśli ktoś chce zrozumieć Warszawę – mogłabym mu pokazać. Nie musiałby od razu zmieniać butów na odpowiednie do długich wędrówek. Przeszlibyśmy najpierw na drugą stronę ulicy, do Fotoplastikonu, gdzie zobaczyłby stolicę, jakiej już nie ma, by mógł porównać tamten wizerunek z obecnym i zrozumieć, co stało się w międzyczasie.
Potem można byłoby się cofnąć nieco na południe, wul. Emilii Plater, na przykład pod numer czternasty, iodwiedzić kapliczkę schowaną wbramie zachowanej kamienicy. Niepozorny element, wkontekście którego można opowiedzieć oIIwojnie światowej, ciągle kładącej się cieniem na tożsamości Warszawy, choćby nie wiem, jak chciało się ztego wyzwolić.
Stamtąd – na Pałac Kultury iNauki, na taras widokowy. Punkt stuprocentowo turystyczny, lecz tym razem nie ma to znaczenia – trudno wyobrazić sobie lepszą perspektywę do opowieści owidzialnym i niewidzialnym, o brakach, symbolach i międzywojennych snach o potędze, które uosabia puste miejsce po Dworcu Głównym, o nowoczesności uosabianej wlatach90. przez wieżowce, które można porównać zperspektywą Ściany Wschodniej rozciągającą się z okien po przeciwległej stronie i samodzielnie wyciągnąć wnioski. Opolskiej przedsiębiorczości z pierwszej, dzikiej ery kapitalizmu i dekrecie Bieruta, którego skutki wciąż widać dookoła. I o samym Pałacu, rzecz jasna, nie znalazł się jeszcze taki, na którym nie zrobiłby wrażenia.
Na deser – Saska Kępa, czyli zupełnie inny świat, by przypomnieć, że też mieliśmy swoich Corbusierów iGropiusów. Apotem oczywiście Muranów, osiedle-pomnik i stylistyczny dziwoląg, wktóry wpisana jest zarówno pamięć iniepamięć getta, jak iniuanse zmagań polityki zarchitekturą, począwszy od wczesnych lat powojennych do dzisiaj.
Z góry widać inaczej, więc jeśli tylko byłaby taka możliwość, naszą warszawską wycieczkę skończylibyśmy, wdrapując się na wieżę kościoła św. Augustyna, budowli znanej ze zdjęć pośród ruin. Stąd można raz jeszcze objąć wzrokiem wszystko – czerwone dachy odbudowanej Starówki, niedokończone kwartały dzielnicy projektowanej według wzorców miasta ogrodu, sylwetę Pałacu i wieżowce, bloki i budynki biurowe – kolejne warstwy w różnym stylu i z różnych epok, teraz już bardziej czytelne po doświadczeniu tyleż turystycznym, co z zakresu miejskiej archeologii.