Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
BAT NA NISZCZYCIELI ZABYTKÓW
Wkompletną ruinę zmienia się opuszczony, 200letni dwór na Wyczółkach, unikatowy zabytek dzielnicy Ursynów. Stołeczny konserwator od lat nie był w stanie wymusić na właścicielu zabezpieczenia tego obiektu. Nowe prawo daje mu do ręki ciężki oręż. Zamiast dotychczasowych symbolicznych kar za zniszczenie zabytkowych budynków może obciążyć burzymurków grzywną wwysokości nawet 500 tys. zł.
To jedna ze zmian, które przyniosła nowelizacja ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami. Obowiązuje od dwóch tygodni i wywołuje gorące dyskusje. Jej część dotyczącą zieleni skrytykował stołeczny ratusz. Nowelizacja uwalnia bowiem obszary zabytkowe spod ustawy o ochronie przyrody (obecnie podlegają one tylko ustawie o ochronie zabytków). Efekt tego jest taki, że konserwatorzy zabytków nie mogą już nakładać opłat za usunięcie drzew na tych terenach i żądać rekompensaty wpostaci nasadzeń zamiennych. Ich kompetencje są tu więc mocno ograniczone.
Ale nowelizacja wprowadza również szereg przepisów długo oczekiwanych przez miłośników i obrońców zabytków. Zwraca na to uwagę na swoim facebookowym profilu stołeczny konserwator Michał Krasucki. Bardzo ważną zmianą jest objęcie ochroną obiektów już w trakcie procedury wpisywania ich do rejestru zabytków. Nieraz przecież zdarzało się, że na wiadomość owszczęciu takiego postępowania przez wojewódzkiego konserwatora właściciel budynku zarządzał jego szybką rozbiórkę. Tak stało się m.in. z parowozownią na Pradze, budynkiem koszar przy Łazienkach Królewskich czy halami fabryki w Ursusie. Korzystając z braku ochrony tych cennych obiektów, właściciele rozjechali je koparkami. Po wejściu wżycie nowelizacji ustawy już samo wszczęcie procedury wpisu budynku do rejestru daje mu ochronę.
Inną pozytywną zmianą jest możliwość przyznawania dotacji ze środków publicznych na remonty obiektów ujętych wgminnej ewidencji zabytków. Dotychczas na taką pomoc mogli liczyć tylko właściciele zabytków wpisanych do rejestru, a więc najbardziej wartościowych i objętych większą ochroną niż te z ewidencji. „Dzięki temu wWarszawie przygotujemy uchwałę, która pozwoli na wsparcie finansowe dla setek lub nawet tysięcy kamienic, które do tej pory nie mogły z naszej pomocy korzystać. Wjakimś stopniu pomoże to tym właścicielom, którzy (…) z faktu posiadania zabytku mieli wyłącznie kłopoty” – pisze Michał Krasucki. Ewidencja wiązała się dotąd tylko z ograniczeniami. Właściciele ujętych wniej budynków musieli konsultować z konserwatorem planowane przebudowy i rozbudowy, awzamian nie dostawali nic.
Na uznanie zasługuje także nowa wysokość kar za zniszczenie zabytku. Przez wiele lat grzywny z tego tytułu były tak niskie, że niektórzy właściciele nieruchomości wliczali je sobie w koszty nowych inwestycji realizowanych wmiejscu wyburzonych bez jakichkolwiek pozwoleń historycznych obiektów. Ofiarami tego procederu były m.in. stuletni dom przy elektrowni na Powiślu iprzedwojenna luksusowa willa Julisin wKonstancinie. „Potem my uruchamialiśmy postępowanie kontrolne, nakazy, postępowania egzekucyjne, czasami zgłaszaliśmy sprawę do prokuratury. Toczyło się to latami. Od teraz konserwator może wdrodze swojej decyzji nałożyć karę do 500 tys. zł. Od razu! A to już boli” – zaznacza Michał Krasucki.
Tej kary powinni się też bać właściciele zabytków, którzy systematycznie doprowadzają je do ruiny. To przypadek modrzewiowego dworu przy ul. Łączyny na Wyczółkach. Powstał w 1805 r. dla kasztelana Franciszka Krotkowskiego, potem należał m.in. do hrabiowskiej rodziny Skarbków, po II wojnie światowej został przejęty przez państwo, awlatach 90. wrócił w prywatne ręce. Od 1965 r. figuruje wrejestrze zabytków. Od dawna jest niezamieszkany. Ma dziury w dachu, częściowo zarwane sufity i podłogi, z zawilgoconych ścian odpada tynk. Stołeczny konserwator od 2009 r. przeprowadził kilka kontroli stanu dworu. Wydał szereg nakazów zabezpieczenia i remontu zabytku, od których gospodarz nieruchomości się odwoływał (ostatecznie jego skargę oddaliły Ministerstwo Kultury iwojewódzki sąd administracyjny). By przymusić go do wykonania nakazanych prac, konserwator kilkakrotnie nałożył na niego grzywny. Właściciel znów się odwołał. Od lutego 2017 r. jego zażalenie rozpatrywane jest przez Ministerstwo Kultury i nie wiadomo, kiedy nastąpi rozstrzygnięcie. Do czasu wydania decyzji przez resort prowadzone przez konserwatora postępowanie egzekucyjne wobec właściciela dworu jest zawieszone. Od 1 listopada walkę ouratowanie tego obiektu będzie kontynuował wojewódzki konserwator prof. Jakub Lewicki, który przejmie wtedy większość kompetencji stołecznego. Mam nadzieję, że wykorzysta przy tym możliwości, jakie daje nowela ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami.