Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Jóźwiak u Jakiego o grzechach reprywatyzacji
Komisja weryfikacyjna przesłuchała wczoraj byłego wiceprezydenta Warszawy Jarosława Jóźwiaka. Przedstawił się jako autor sukcesu, który co prawda nadzorował zwroty nieruchomości krótko, ale to za jego urzędowania powstała tzw. mała ustawa reprywatyzacyjna. To pierwszy tak wysoki rangą, choć były już, urzędnik ratusza, który stawił się przed komisją Patryka Jakiego. Miał zeznawać jako świadek w sprawie działek na pl. Defilad (dawne adresy to Chmielna 50, Zielna 7, Złota 17 i 19), przejęli je spadkobiercy dawnych właścicieli. Komisja tropi sprawę wniosku o grunt z lat 40., bo zamiast adwokata, który został aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa, złożył je jego formalny zastępca.
Jarosław Jóźwiak sprawy nie znał, urzędnicy zwrócili działki, zanim został wiceprezydentem. Komisja nie dowiedziała się od niego wiele. Jóźwiak powtarzał jak mantrę, że to za jego czasów wratuszu powstała tzw. mała ustawa reprywatyzacyjna, dzięki której miasto może odmawiać zwrotu szkół, przedszkoli, żłobków, parków. Gdy padły pytania o Chmielną 70, słynną „działkę Duńczyka”, która zdetonowała aferę reprywatyzacyjną, mówił, że zażądał akt po nagłośnieniu sprawy przez „Wyborczą”, ale ich nie dostał, bo dokumenty przejęło CBA. Ale wcześniej wrozmowie z gazetą nie widział problemu.
Reprywatyzacja to jego zdaniem „największa bolączka” Warszawy. – Zaniechanie klas politycznych wnieprzyjęciu ustawy reprywatyzacyjnej jest największym grzechem, przez który mamy co najmniej tysiąc powodów do dzisiejszego spotkania – mówił Jóźwiak. Dziękował Hannie Gronkiewicz-Waltz, bo „wyjednała wolę polityczną” u ówczesnej premier Ewy Kopacz do uchwalenia małej ustawy reprywatyzacyjnej.
Paweł Rabiej pytał: – Czy nigdy nie zapaliło się panu światełko, że reprywatyzacja wymyka się spod kontroli?
Nie dostał odpowiedzi. Kto jest winien afery? Nikogo z ratusza Jóźwiak nie wskazał. Ale przyznał, że urzędnicy niższego szczebla, którzy prowadzili postępowania, popełniali błędy. – Nie dochowali staranności, by zabezpieczyć interes skarbu państwa – stwierdził.
Rozprawa trwała ok. 10 godzin. Zakończyła się wystąpieniem zdenerwowanych spadkobierców. – Czuję się zaszczuty, próbuje mi się wmówić, że jestem złodziejem – mówił wnuk jednego z dawnych właścicieli Chmielnej 50. – Naszą sprawę wrzuca się do worka z aferami.