Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Teatr powszechnej niezgody
– Mieliśmy do wyboru dwie drogi: wycofać się lub trwać. Wybraliśmy trwanie. I trwać będziemy. Bo teatr publiczny musi pełnić służbę dla widzów – mówi Paweł Łysak, dyrektor Teatru Powszechnego.
Spotykamy się w czwartek po południu w siedzibie przy ul. Zamoyskiego. Po kilku minutach rozmowę przerywa dzwonek komórki dyrektora. Pan Tomek, oświetleniowiec z teatru. Mówi, że następnego dnia nie przyjdzie do pracy, bo ma skierowanie na toksykologię w szpitalu. To czwarty pracownik, który po ostatnim ataku wymagał hospitalizacji.
Wniedzielę Teatr Powszechny pokazał spektakl „Upadanie” Árpáda Schillinga, węgierskiego reżysera iopozycjonisty. Przedstawienie w formie rodzinnej tragifarsy pokazuje mechanizm narastania prawicowego radykalizmu i przemocy w życiu publicznym. Po spektaklu, kiedy widzowie wychodzili z sali, poczuli potworny fetor. Ktoś rozlał na widowni nieznaną substancję. Na miejsce przyjechały straż pożarna i policja. Tego wieczora nikt z widowni ani pracowników nie skarżył się na kłopoty ze zdrowiem. Dopiero w ciągu kolejnych dni pracowników dopadły nudności, bóle głowy i pieczenie oczu. Na toksykologię trafili: oświetleniowiec, akustyk, specjalista od projekcji i pracownik techniczny. Wszyscy, którzy podczas spektaklu pracowali wysoko, nad głowami widzów.
Policja szuka sprawcy. Teatr ze względów bezpieczeństwa zdjął z afisza zaplanowane na kolejne dni spektakle, a dzisiejszą premierę przedstawienia „Strach zżerać duszę” przełożył na jutro.
Węgierski reżyser Árpád Schilling to współczesny dysydent. Uznawany jest za wroga prawicy, właściwie nie reżyseruje już wswoim kraju. Spektakl dobitnie pokazuje, co się dzieje, kiedy ideologia danej wspólnoty zbyt mocno skręca wprawo.
- Sytuacja wPolsce jest bardzo napięta. Musimy walczyć o podstawowe wartości, owolność wypowiedzi artystycznej ioprawa wykluczanych i marginalizowanych grup. Chodzi m.in. o kobiety, mniejszości seksualne, cudzoziemców, ale też np. kwestie ekologiczne. Walec ideologiczny się rozpędził i miażdży wszystko, co stanie mu na drodze.
- Jestem odpowiedzialny przede wszystkim za pracowników iwidzów. Moje obawy dotyczą ich bezpieczeństwa. Po wydarzeniach z maja, kiedy narodowcy zablokowali wejście do teatru i ktoś rozlał żrącą substancję w korytarzu, zwiększyliśmy środki ochrony. Przez kilka tygodni dostawaliśmy mnóstwo wulgarnych listów i mejli, odbieraliśmy telefony z pogróżkami. Że należy nam się kula w łeb, że nas spalą i że mamy się wynosić. Grożono też aktorom. To wszystko wpływa na ogólną atmosferę zagrożenia.
- Nikt. Choć wielokrotnie rozmawiałem na ten temat z zespołem. Nie jestem dyrektorem ludzkich sumień. Wprzypadku jakiegokolwiek konfliktu z własnym systemem wartości, sumieniem lub po prostu obawy dyscyplina służbowa nie obowiązuje. Szanuję poglądy moich współpracowników.
- Nie możemy dać się zastraszyć. Jestem pewien, że dopuszczenie ONR iinnych środowisk narodowych do dyskusji publicznej nie jest przypadkowe. To straszak na wszystkich, którzy nie zgadzają się z linią programową władzy. Zresztą podobne, choć mniej radykalne wformie, hasła pojawiają się też w mediach kierowanych przez rząd. Wcześniej nie były na tyle obecne.
- Wykorzystywanie rasizmu i ksenofobii do osiągnięcia efektów politycznych to igranie z ogniem. Bez wątpienia będziemy musieli za to zapłacić, a skutki mogą być katastrofalne. Również dla rządzących.
- Oni walczą ztzw. lewactwem, czyli wielokulturowością, poprawnością polityczną iotwartością. Wszystko to jest sprzeczne z twierdzeniami, że naród powinien być jednolity pod względem etnicznym i religijnym. Zarzuca się nam odbieranie Polakom powodów do dumy ze swojej przeszłości. Zdaniem środowisk prawicowych podważamy też pojęcie narodu, patriotyzmu i polskości. Utrudniamy proces konserwatywnej rewolucji.
- Kluczowym pytaniem, które sobie zadajemy, jest to, czy dana propozycja otwiera pole do dyskusji. Dialog jest najważniejszym narzędziem zmiany społecznej. Obawiam się, że przestrzeń do rozmowy jest dziś bardzo
- Po tym, co wydarzyło się w Starym Teatrze w Krakowie, Polskim wPoznaniu i Instytucie Adama Mickiewicza czy PiSF jest obawa, że instytucje kultury będą wykorzystywane jako narzędzia polityczne i że autonomia artystyczna zostanie ograniczona.
- Tak. Ale wtrąca się w ten sposób, że opowiada się za wartościami, które wtej chwili są w odwrocie. Wolność wypowiedzi, różnorodność, krytycyzm, prawa mniejszości, empatia. Fakt, że sytuacja polityczna się zaostrza, spowodował, że w sposób naturalny staliśmy się instytucją walczącą, na linii frontu. Choć ta rola wpewnym sensie została nam narzucona. Mieliśmy do wyboru dwie drogi: wycofać się lub trwać. Wybraliśmy trwanie. Itrwać będziemy. Teatr publiczny musi pełnić służbę dla widzów.