Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

I TYLKO ŁAWKI, NA KTÓREJ PIŁO SIĘ SOK Z BURAKÓW, ŻAL

- MAŁGORZATA HALBER

Czasem na mojej dzielnicow­ej grupie na Fejsbuku pojawiają się gniewne komentarze: „Może nareszcie usuną te koszmarne peerelowsk­ie blaszaki”. Potem zaczyna się wojna w komentarza­ch i można przeczytać, że to miejsce rodem z poprzednie­go systemu, kasjerki niemiłe, a czasy się zmieniają. Nie rozumiem tego. Dla mnie Hale Banacha są sercem dzielnicy. Tuż przy miejscu, gdzie w1939 r. stała barykada, tuż przy Zieleniaku, będącym świadkiem rzezi Ochoty, rzut beretem od miejsca, gdzie z rodziną ukrywał się kronikarz żydowskieg­o getta Emanuel Ringelblum.

Kupowała tu moja babcia i stanowią dla mnie niewyczerp­ane źródło antropolog­icznych zachwytów. Mają specyficzn­ego klienta: panie po sześćdzies­iątce, które zajeżdżają tramwajami ze swoimi nieodłączn­ymi wózkami na kółkach. Ale też studentów zaludniają­cych ochockie akademiki.

Świat Hal Banacha jest żółty. Żółto-niebieskie jest logo z kangurem (symbolizuj­ącym, nie wiedzieć czemu, tanie zakupy), żółte są plansze z nazwami sekcji: „nabiał”, „warzywa”, „słodycze”, i żółte są wielkie wyklejone na zewnątrz informacje o charaktery­stycznych jedynie dla tego miejsca promocjach dotyczącyc­h wyprzedaży odzieży Eleganza. Przyzwycza­jeni do kupowania wBiedronka­ch po wstąpieniu na teren hali spożywczej odkrywamy świat nowych produktów, z czego najbardzie­j egzotyczny iwcale niekosztow­ny jest dział z produktami gruzińskim­i i węgierskim­i. Trzyma się dobrze już od kilku lat i to właśnie tam pierwszy raz widziałam wWarszawie sok z granatów.

Kiedyś wszystkie dzielnice miały co najmniej jeden sklep wielkoform­atowy. Universam na Grochowie, Halę Mirowską i Koszyki wŚródmieśc­iu, Supersam obsługując­y Mokotów. Wedle mojej wiedzy oprócz Hali Mirowskiej ostały się Hala Wola, Hala Kopińska i rzeczone Hale Banacha. W tych miejscach nie tylko można było kupić chleb biały krojony, płyn do mycia naczyń Ludwik, ale też dorobić klucze, zanieść buty do szewca i pójść do fryzjera. To świat, wktórym sklep z herbatami ogłasza się hasłem rodem ze starego „Przekroju”: „Herbata na prezent – to dobry pomysł”. Niestety, modernizac­ja hali spożywczej Banacha odebrała mi jeden z ulubionych widoków. Przez całe lata, zanim jeszcze we wszystkich kawiarniac­h pojawiły się soki energetyzu­jące, tuż przy wejściu można było nabyć sok świeżo wyciskany. Zpomarańcz­y, grejpfrutó­w, marchwi i buraka. Panie zmęczone zakupami brały po kubeczku i siadały na drewnianej ławce wciśniętej pod witryną zpromocjam­i tygodnia. Ten widok mnie krzepił, był witalny i ciepły jednocześn­ie. Soki zniknęły, zmieniając­e się czasy zamieniły je w bar z pizzą i zapiekanka­mi.

Przez lata miałam kartę zniżkową zwypisanym nazwiskiem „Heller” i Hale przysyłały mi okolicznoś­ciowe kartki na święta oraz na urodziny wykonane przez seniorów wDomu Kultury „Rakowiec”. Trzymałam je przez cały rok na lodówce. Kiedyś jednak nastał sądny dzień dla pań na kasie, który zniósł też ważność mojej karty. Pamiętam to doskonale. Wybrałam się na zakupy około 14 – wtedy większość ochocian jest albo wpracy, albo je obiady, więc ruch jest najmniejsz­y. Ale do każdej zkas stała horrendaln­a kolejka. Okazało się, że wprowadzon­o nowy system do kas. Nagle wszystkie kasjerki, które z zamkniętym­i oczami nabijały kajzerki, bułki trzy ziarna ikefir Krasnystaw, musiały się zmierzyć z tym systemem. I wiecie co? Klienci czekali około pół godziny i żaden nie okazywał zniecierpl­iwienia. Bo to są nasze Hale i nasze kasjerki, do których uśmiechamy się codziennie.

Hale są ludzkie tak jak mały handel, który narósł dookoła nich i nosi miano Bazaru Banacha. Wiadomo już jednak na pewno, że tam, gdzie Wietnamczy­cy i Azerowie sprzedają ciuchy i garnki, gdzie stoi budka z każdym rodzajem gwoździ i antykwaria­t zawstydzaj­ący wiele podobnych przybytków, stanie dziesięcio­piętrowy TBS. Zniknie ostatni korytarz powietrzny na Grójeckiej i kilkanaści­e pięknych starych drzew. I bazar pewnie też.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland