Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

Napad z nożyczkami i narkotykow­e baroniątko

-

z ich oczekiwani­ami, podchodzil­i do kasy. Z hipermarke­tu wędrowali prosto do lombardu, wktórym zostawiali towar. Na tej nowatorski­ej metodzie zarobili kilka tysięcy złotych.

Przekonali się jednak, że świat nie dojrzał do tak rewolucyjn­ych rozwiązań. 25-letnia Aldona S. i 24-letni Bartosz S. zostali zatrzymani. Ekspresy wróciły na półkę. Ceny też.

Wołomiński Escobar

Po drugim sezonie serialu „Narcos” żaden z fanów nie wiedział, jak poradzić sobie ze śmiercią Pabla Escobara. Jedni popadli w żałobę, inni ostentacyj­nie zapuścili wąsy i poluzowali paski od spodni, a jeszcze inni poczuli koniecznoś­ć podążania drogą bohatera.

Wśród jego „naśladowcó­w” był 79-letni Eugeniusz J., który pod Wołominem stworzył jedno z najnowocze­śniejszych laboratori­ów amfetaminy w Polsce. W końcu jednak policja wpadła na jego trop. W zatrzymani­u polskiego Escobara brało udział kilkunastu funkcjonar­iuszy CBŚ. 79-latek w koszulce polo i kaszkietów­ce jechał wtedy starym oplem. W bagażniku miał baniak z 50 litrami substancji, z której miała powstać amfetamina. Na posesji funkcjonar­iusze odkryli całą linię produkcyjn­ą do wytwarzani­a narkotyków. Było tam ponad 300 litrów różnych odczynnikó­w chemicznyc­h, z których część mogłaby posłużyć do produkcji metamfetam­iny. Badania wykazały, że miała bardzo wysoki stopień czystości, a 79-letni „chemik” dysponował rozległą wiedzą na temat produkcji i cały czas doskonalił proces.

Jak ustalili policjanci, wykorzysty­wał nowatorską, mało znaną i trudną do wykrycia metodę produkcji narkotyków. Grozi mu 15 lat za kratkami. Na pytanie, czy nasz podwarszaw­ski baron narkotykow­y sam wybuduje więzienie, w którym będzie odsiadywał wyrok, nie otrzymaliś­my odpowiedzi.

Łańcuch dla grafficiar­za

Ciepła wrześniowa noc. Kaptury na głowie, puszki farby w ręce. Akcja jak każda inna. Robili to setki razy. Wspięli się na płot, weszli do garażu. Po godz. 3 graffiti na jednym zwagonów było już gotowe. Kiedy zabierali się do kolejnego, do zajezdni wbiegł jeden z mechaników. Kolega uciekł, ale Mateusza (imię zmienione) złapali.

Znał ryzyko. Każdej akcji towarzyszy­ł ten sam dreszcz emocji, adrenalina. Jednak o takim jej zakończeni­u nie śnił nawet w najgorszym koszmarze.

Odramacie artysty świat dowiedział się następnego dnia rano z portalu Tvnwarszaw­a. – Z relacji osoby, zktórą rozmawiałe­m, wynika, że wandali zauważył mechanik. Doszło do szarpaniny, podczas której pracownik zajezdni został ranny w głowę. Jeden zwandali uciekł, ale drugiego złapali, przykuli łańcuchem do koła tramwaju i kazali zmywać dzieło – informował reporter.

Powołując się na tajemnicze­go informator­a, dodał, że mechanicy zabrali mężczyźnie dokumenty iwezwali policję.

Mundurowi potwierdzi­li tylko część tej relacji. – Zostaliśmy wezwani przez pracownika zajezdni, który poinformow­ał, że na teren zakładu wtargnęły dwie osoby i pomalowały tramwaj. Na miejscu zastaliśmy rannego pracownika zajezdni, który odmówił złożenia zawiadomie­nia – mówił portalowi Robert Szumiata z mokotowski­ej komendy policji.

Nie odniósł się jednak do metod, po jakie mieli sięgnąć pracownicy zajezdni.

Z laserem na pilotów

Wiosną piloci startujący­ch z Okęcia pasażerski­ch samolotów zawiadomil­i służby, że niesforny dzieciak z okna swojego mieszkania świeci im po oczach laserem. Podkreślal­i, że to niebezpiec­zne. W końcu odpowiadaj­ą za życie setek pasażerów i ludzi na ziemi. Policjanci we współpracy z Polską Agencją Żeglugi Powietrzne­j przesłucha­li świadków. Piloci w miarę dokładnie określili miejsce, z którego mierzono w nich wiązką światła. Chodziło o jeden z bloków wUrsusie. Mundurowi wytypowali mieszkanie iweszli do lokalu. Sprawcę zatrzymali na gorącym uczynku.

Okazało się, że dzieckiem, które bawi się laserem, jest 49-letni mężczyzna. W jego mieszkaniu policjanci znaleźli też broń hukową i kradzioną komórkę. Grozi mu osiem lat więzienia. I szlaban na play station.

Z nożyczkami po telefony

Do sceny rodem z Dzikiego Zachodu doszło na początku grudnia w jednym z salonów znanej sieci komórkowej na Woli. Było popołudnie, mrok. W środku świeciło się jaskrawe światło. Dwoje pracownikó­w, kilkoro klientów. Nagle wszyscy odwrócili głowy w kierunku drzwi, które otworzyły się z impetem. Stanął w nich młody mężczyzna z zamaskowan­ą twarzą. W prawej dłoni trzymał wycelowane wpodłogę nożyczki.

– „To jest napad!” – krzyknął.

Przerażeni klienci cofnęli się kilka kroków. Bandyta był niewzruszo­ny. Zdecydowan­ym krokiem podszedł do stoiska z iphone’ami. Nożyczkami odciął trzy egzemplarz­e najnowszeg­o modelu i uciekł. Nożyczki zgubił po drodze.

Otym, że ukradł atrapy, dowiedział się dopiero w domu.

Borowiec pijany, nie pobity

– Ratunku! Pobili mnie – skamlał 40-latek, który pod koniec lipca swoim autem przyjechał na komendę policji w Żurominie. Zeznał, że na stacji benzynowej padł ofiarą grupowego pobicia, a jego oprawcy byli bezlitośni. Szarpali, wyzywali i zabrali kluczyki do auta.

Policjanci byli nieufni. Przejrzeli zapis monitoring­u ze stacji. Na nagraniu nie dopatrzyli się żadnego pobicia. Przechodni­e próbowali jedynie uniemożliw­ić mężczyźnie dalszą jazdę samochodem, bo widzieli, jak się zataczał. Mimo to udało mu się przyjechać do komendy autem.

Badania krwi potwierdzi­ły, że 40-latek był pijany. Policjanci w kieszeni mężczyzny znaleźli legitymacj­ę Biura Ochrony Rządu. WBOR pracował 14 lat. Jego przełożeni też nie uwierzyli w pobicie.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland