Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

UCZMY SIĘ OD DĄBROWY GÓRNICZEJ

- JAN MENCWEL

iluzją”, stwierdza i trudno mi się nie zgodzić z tym zdaniem. Problem wtym, że autor uważa, iżzastąpie­nie małych projektów dużymi wystarczy, by iluzja zmieniła się w rzeczywist­y współudzia­ł mieszkańcó­w. Że jak zaczniemy w tej samej formule plebiscytu decydować obudowie mostu, a nie o ławkach i altanie na osiedlu, to obecne problemy znikną. Moim zdaniem nie tędy droga.

Musimy zacząć od odpowiedzi na pytanie, po co właściwie jest budżet partycypac­yjny? Czy celem całego tego procesu jest to, żeby mieszkańcy rywalizowa­li o poparcie dla swoich projektów? Ktoś powie: no tak, na tym polega demokracja. Wprzypadku wyborów do rad miejskich rywalizacj­a o głosy jest konieczna i wpisana w istotę demokracji. Ale z budżetem partycypac­yjnym ( ja wolę określenie „obywatelsk­i”) jest inaczej. Można do niego podejść jako do procesu, wktórym logika plebiscytu schodzi na dalszy plan. Zastępuje ją logika deliberacj­i: rozmowy owspólnych problemach. Pieniądze są tu tylko sposobem na ich rozwiązani­e.

Wtę stronę poszedł Urząd Miasta wDąbrowie Górniczej, który wzeszłym roku odszedł od głosowania na rzecz cyklu dyskusji iwspólnego dochodzeni­a do wniosków otym, co na danym osiedlu jest potrzebne. Dopiero potem przekłada się to na konkretne projekty. Dlaczego zdecydowan­o się na taką zmianę? Bo analizując poprzednie edycje, urząd wraz z mieszkańca­mi doszli do wniosku, że idea udziału mieszkańcó­w wwydawaniu pieniędzy publicznyc­h zamieniła się wwyrywanie sobie nawzajem środków.

„Większe szanse miały projekty realizowan­e przez osoby mające większą siłę przebicia, a nie te, które wynikały z faktycznyc­h potrzeb” – mówił Piotr Drygała zUrzędu Miasta w Dąbrowie, uzasadniaj­ąc skąd takie zmiany. Mam wrażenie, że podobnie jest wWarszawie. I to mimo że wiem, jak wiele dobrych rzeczy pojawiło się w przestrzen­i miasta dzięki projektom mieszkańcó­w.

WDąbrowie pierwszy etap to wspólne mapowanie dzielnic i ich problemów. Robią to tak skutecznie, że tylko w jednej dzielnicy ostateczni­e konieczne było głosowanie, bo trzeba było wybierać między dwoma konkurency­jnymi projektami. Ta furtka zostaje jako ostateczno­ść. Ale równie dobrze dwie grupy mieszkańcó­w o sprzecznyc­h interesach mogą dojść do wniosku, że choć nie dogadają się co do tego, czy rezygnować zmiejsc parkingowy­ch na rzecz zieleni, to być może wspólnie mogą złożyć inny projekt, np. poprawy bezpieczeń­stwa na sąsiednim przejściu dla pieszych.

Po tak przeprowad­zonym procesie mieszkańcy mogą mieć poczucie, że rozmowa o potrzebach i często sprzecznyc­h interesach jest możliwa. I że można podejmować decyzje, nie okopując się na swoich pozycjach. Bo w tej całej partycypac­ji chodzi przecież o to, żeby zostawić trwały ślad nie tylko w przestrzen­i miejskiej, ale też w głowach mieszkańcó­w.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland