Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Było drzewo, został kikut
Sprawa dotyczy ul. Szpitalnej, jej fragmentu w sąsiedztwie skrzyżowania zMedyczną, całkiem niedaleko szpitala wojewódzkiego.
Jedne drzewa rzeczywiście zostały przycięte, jak pozwalają przepisy, czyli korony są zmniejszone nie więcej niż o jedną trzecią. Ale jest drzewo, właściwie jego resztka, którego widok powoduje głęboki smutek, ale i wściekłość ludzi.
– Strasznie to wygląda, kto to zrobił?! – komentują płocczanie.
Pień został okrzesany od dołu, czubek drzewa jest ścięty, zachowało się tylko kilka gałęzi.
– Nie zlecałam cięcia drzew przy Szpitalnej – twierdzi ogrodnik miejski Justyna Smolińska-Jegierska. – I na pewno nie pozwoliłabym na podkrzesanie. Jeśli jest to zrobione w pasie drogowym, to mogę przypuszczać, że cięcia zlecił Miejski Zarząd Dróg.
Rzeczywiście, szef MZD Tomasz Żulewski potwierdza, że to na zlecenie MZD cięcia wykonała firma Arbor, która świadczy takie usługi dla drogowców na podstawie wygranego przetargu. – I robi to profesjonalnie, amy naprawdę staramy się nie okaleczać drzew – zarzeka się Żulewski.
Jednak i jemu goły pień, prawie całkiem pozbawiony gałęzi wcale się nie spodobał, dlatego sprawę od razu zbadał.
– Firma miała za zadanie usunąć suche konary i te zasłaniające widoczność na jezdni – wyjaśnia dyrektor Żulewski. – Zpracownikami obejrzeliśmy stare zdjęcia z objazdów, jakie wykonujemy w związku z rejestrowaniem zieleni wpasach drogowych. Ina tych zlat 2014-2016 to drzewo już miało odcięty czubek. Ono jest chore i raczej nie da się go już uratować, teraz trzeba było usunąć większość gałęzi, bo były po prostu martwe. Na wiosnę wystąpimy opozwolenie na całkowite usunięcie tego drzewa.
Justyna Smolińska-Jegierska mówi, że każdy kto uważa, że rośliny na terenie gminy zostały gdzieś okaleczone lub wycięte wbrew obowiązującym przepisom, może napisać skargę do ratusza. Jeśli ma rację, to winowajcy może grozić spora kara pieniężna – jej wysokość określi biegły sądowy. – Ale trzeba udowodnić, że cięcia pozbawiły drzewo więcej niż jedną trzecią korony. – A to nie jest łatwe, bo trzeba np. mieć zdjęcia z okresu przed cięciami, dla porównania. Zresztą bywa, że takie sprawy i tak są umarzane – dodaje miejska ogrodnik.
Jako przykład podaje taką historię: właśnie na terenie gminnym pewna płocczanka jakieś 15 lat temu posadziła drzewa przed swoim domem. Pewnie chciała mieć ładne otoczenie. Ale z czasem drzewa zaczęły jej przeszkadzać, więc je po prostu wycięła. – Zgłosiliśmy to policji, ale wszystko zostało umorzone – mówi Smolińska-Jegierska. Zapewnia, że pojedzie na Szpitalną i sprawdzi, czy tam wszystko zostało wykonane zgodnie ze sztuką i przepisami.
Często energetycy demolują korony drzew, kiedy gałęzie zahaczają o przewody. W Płocku jest wiele takich kalek, którym po prostu „ucina się głowy” pod drutami, zostawiając po bokach nietknięte konary. Niestety, na energetyków podobno też nie ma rady, bo ich przepisy – jak mówi pani ogrodnik – nie kolidują z innymi aktami prawnymi.
Alarm podnieśli czytelnicy: – To były piękne drzewa, parę dni temu jakaś firma je przycinała. Żal teraz patrzeć, jak przy drodze sterczy kikut, który na pewno już nie da rady przeżyć. Czy to nie jest wbrew przepisom?