Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
ZAKAZ HANDLU – CZAS, START!
Nie mam wcale ambicji ani potrzeby, by wszystko rozumieć. W szczególności nie mam aspiracji, by rozumieć każde zjawisko społeczne i ludzkie zachowanie, doszukując się w nim – często bezpodstawnie – logiki i sensu. W świecie, wktórym absurd goni absurd, a o zaistnieniu każdego z nich można się dowiedzieć niemal w czasie rzeczywistym, trzeba umieć czasem machnąć ręką i przyznać: „nie ogarniam”.
Zdarzają się jednak i takie fenomeny, które – choć może błahe i nieistotne dla świata – budzą moją fascynację tak wielką, że jednak chciałbym je pojąć. Jednym znich jest reakcja polskiego społeczeństwa na każdą wiadomość, że oto przez jeden dzień sklepy będą zamknięte. Dla wielu ludzi zdaje się to być komunikat porównywalny z informacją o zbliżającej się wojnie lub apokalipsie. Ruszają więc do sklepu wprzeddzień owego końca konsumpcyjnego świata i gromadzą zapasy. Niestraszne im tłumy, kolejki, stracony czas – byle tylko zdążyć przed ogołoceniem półek przez równie jak oni przezornych współobywateli iwspółobywatelki. Byle wziąć ostatnie dwa kilo cukru (na jeden dzień?, poważnie?), zgrzewkę mleka, bochenków jak dla pułku wojska ( jak wojna, to wojna!).
Nie wiem, skąd się to bierze. Czy z rzeczywistej niemożliwości zrobienia zakupów w inny dzień tygodnia, której nie zauważam, bo sam jej nie doświadczam? Czy z przyzwyczajenia do weekendowego rytuału – spaceru po alejkach sklepowych zamiast parkowych – na którego dokonanie wwyniku wprowadzenia niehandlowych niedziel nagle pozostaje dwa razy mniej czasu niż dotąd? A może z – przekazywanej z pokolenia na pokolenie, zagnieżdżonej w niełatwej polskiej historii pełnej okresów niedoboru – obawy, że czegoś zabraknie, więc trzeba się na każdy wypadek zabezpieczyć?
Nie wiem. Irzecz nie wtym, bym się od takich postaw odcinał czy – co gorsza – nimi pogardzał. Po prostu nie rozumiem. To tym trudniejsze, że przecież wyjątków od zakazu handlu będzie wcale niemało: gdyby nagle przyszli niespodziewani goście itrzeba było dokupić ciasteczek czy napojów, uda się to bez większego problemu: czy to w sklepie osiedlowym, sieci opartej nafranczyzie, czy na stacji benzynowej. Wdużych miastach, takich jak Warszawa, zakaz niedzielnego handlu nie ograniczy wnajmniejszym choćby stopniu dostępu do podstawowych produktów.
Można się zresztą spodziewać, że Polki iPolacy uruchomią również swoje nieprzebrane pokłady kreatywności iwmig okaże się, że ów dostęp do produktów spożywczych będzie jeszcze łatwiejszy, niż się dziś wydaje. Szynka sprzedawana na poczcie, chleb w kwiaciarni, sery wsklepach z pamiątkami, rozbudowywane punkty w szpitalach, handel w autobusach… Wyobraźnia podsuwa wiele możliwości.
Amoże – po kilku niedzielach bez handlu – jednak się do nowej sytuacji przyzwyczaimy, przestaniemy impulsywnie zapełniać spiżarnie, nauczymy się funkcjonować inaczej? Może znajdziemy więcej czasu na spacer po parku? Kto wie, może spotkamy tam nawet kasjerkę lub magazyniera z pobliskiego supermarketu i zamienimy z nim parę zdań na temat inny niż sposób zapłaty za zakupy? I zauważymy, że od jednego dnia wolnego od otwartych sklepów w tygodniu nie zawali się ani polska gospodarka, ani świat, ani nasze życie. A życie sporej części pracowników ipracownic handlu znacząco zyska na jakości.