Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Lech Kaczyński z brzozy
Twarz rzeźbiona w brzozie z Borów Tucholskich ma oczy z hebanu i rogu renifera. – Moim celem nie było wyśmianie kogokolwiek. Śmiech jest tu nie na miejscu – zapewnia Paweł Althamer, twórca rzeźby, która wczoraj na chwilę staneła przed Pałacem Prezydenckim.
– Pomnik bardzo ładny, symboliczny, wszystko się zgadza. Twarz podobna jak chyba na żadnej powstałej dotąd rzeźbie – mówi pani w średnim wieku. – Ktoś tu powiedział, że rzeźba jest żartem. Byłoby to przykre. Czekam od dwóch godzin, by ją zobaczyć, przy okazji odebrałam wejściówki na obchody miesięcznicy smoleńskiej – dodaje druga.
Były też opinie przeciwne: – Podoba mi się wizja Lecha Kaczyńskiego jako taranu, politycznej maszyny oblężniczej. A tak na poważnie, nie uwierzę, że ktoś mógłby stworzyć to na serio. Pomysł jest świetny, ale to performance, a nie chęć upamiętnienia – uważa młoda dziewczyna. Odsłonięcie rzeźby z twarzą Lecha Kaczyńskiego zgromadziło obie strony konfliktu, który zrodził się po katastrofie smoleńskiej. Czy rzeczywiście chodzi o upamiętnienie, czy jednak prowokację? – Wstępnym założeniem było wyrażenie współczucia osobom pogrążonym w żałobie. Osobom po dwóch stronach barykady, które okładają się gestami, słowami. Chciałem złagodzić konflikt, dać wyraz cierpieniu. Moją rodzinę również podzieliła katastrofa smoleńska, to bolesne – tłumaczy Althamer. I zapewnia: – Moim celem nie było wyśmiewanie kogokolwiek, nie jestem złośliwym chochlikiem, który próbuje napsocić. Śmiech jest tu nie na miejscu.
Na razie nie wiadomo, gdzie 400-kilogramowa rzeźba zostanie umieszczona na stałe.