Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
SŁOWACKI, CZYLI ONE MAN SHOW O PRZEMOCY NA UKRAINIE
Reżyser Michał Zadara lubi skrajności. Robi monumentalne inscenizacje albo małe projekty z pogranicza offu. Teraz wziął się znów za jeden z wielkich romantycznych dramatów – ale opowie o nim na dużej scenie samodzielnie, z gitarą, mikrofonem, flamastrem i białą płachtą papieru. Jak reżyser poradzi sobie bez aktorów? Warto zobaczyć w Teatrze Studio.
„Sen srebrny Salomei” Juliusza Słowackiego to tutaj powieść o okrucieństwie, etnicznej i klasowej przemocy na terenie dzisiejszej Ukrainy. Tło historyczne dramatu – koliszczyznę 1768 r., powstanie ruskich chłopów przeciw pańszczyźnie i konfederacji barskiej oraz jego tłumienie – Zadara ukazuje jako ludobójstwo na skalę dwudziestowieczną. Reżyser widzi dramat Słowackiego jako makabryczną, przewrotną i ponurą komedię, bo w końcu historię miłosnego pięciokąta – możnej księżniczki Wiśniowieckiej, szlacheckiej pary Salomei i Leona, zbuntowanego Kozaka Semenki i lojalnego Sawy. Choć sztuka ma skończyć się małżeństwem, jak uFredry, to rozgrywa się na tle trupów. A finałowa sprawiedliwość jest parodią samej siebie.
Zpięciu aktów dramatu Zadara robi 1,5 godziny
Nie „teatr jednego aktora”, bo aktorem nie jest, a jeśli chwilami aktorstwo markuje, to podkreśla ironię tego gestu. Każe np. wyobrazić sobie na swoim miejscu Marlona Brando albo Liv Ullmann. Zadara jednak czasem tak bardzo gra, że nie jest aktorem, że aż się nim staje, z nie za dobrym skutkiem. Między piętrami ironii reżysera performera można się pogubić. Bezsprzecznie mocną sceniczną osobowością jest za to Wacław Zimpel – odpowiedzialny za muzykę na żywo jedyny sceniczny partner Zadary, dający tu równoległy koncert.
Kiedy ostatnio czytaliście „Sen srebrny Salomei”? Gdy wystawia romantyków, Zadara zakłada, że Polacy tak naprawdę nie znają ich tekstów. Przypomnijmy: wyreżyserował wielkie „Dziady” Mickiewicza bez skrótów w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Brał się też za Słowackiego – wPowszechnym zrobił „Lillę Wenedę” i „Fantazego” (2015), w krakowskim Starym Teatrze „Księdza Marka” (2005).
Oile przy „Dziadach” Zadara chciał wykazać, że nie są koniecznie o polskim patriotyzmie, to Słowackiego, postrzeganego stereotypowo jako oderwanego poetę, pokazuje jako pisarza politycznego. W „Śnie…” mówi nie tylko o historii, lecz także o teatrze. Buduje nie tyle spójną estetyczną propozycję potencjalnej inscenizacji, co teatr wyobraźni. Poleca widzom postawić sobie przed oczami to kręcącą się „obrotówkę”, to odjeżdżające karety czy stosy trupów na scenie.
„Snowi...” najbliżej jednak do wykładu performatywnego. Artysta opisuje dramatyczne konflikty, realia ikonteksty, wktórych działają postaci. Rozrysowuje się tu społeczne antagonizmy, zaznacza daty i liczby, awydarzenia z polskiej historii XVIII w. porównuje do późniejszych z dziejów powszechnych, jak wojna secesyjna. W swoim laboratorium Zadara odziera dramat Słowackiego z poezji, więcej opowiada, niż recytuje – zostawia jednak kilka makabrycznych, fantastycznie rozbuchanych obrazów, świadectw spektakularnej literackiej wyobraźni.