Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
BOMBA UKRYTA W TERMOSIE
– Miesiąc wcześniej zdecydowałem, że muszę to zrobić – wyjaśniał w czasie śledztwa Waldemar O. (rocznik 1972).
Na początku października 2016 wCarrefourze przy Głębockiej kupił termos, baterie, żarówki, klej, przełącznik i przewody elektryczne oraz petardy. Wpiwnicy bloku przy ul. św. Hieronima w ciągu kilku dni stworzył z tych przedmiotów bombę domowej produkcji.
Później był już piątkowy wieczór (14 października). Krzysztof mieszkał na Bródnie, w bloku przy Turmonckiej 8. Waldemar wiedział, kiedy jego wspólnik będzie wracał do domu. Termos naszpikowany prochem zpetard dokładnie o godz. 19.52 postawił po lewej stronie drzwi mieszkania na trzecim piętrze i uciekł. Wiedział, że gdy tylko Krzysztof dotknie znaleziska, dojdzie do wybuchu. Zdziwiony 48-latek chwycił za termos o godz. 20.18. Zginął na miejscu. Weksplozji ucierpiał też Mariusz, kolega Krzysztofa, który miał mu tego wieczora naprawić komputer. Skończył w szpitalu z rozbitą głową.
Kilka dni później policyjni antyterroryści zatrzymali Waldemara O. Prokuratura przedstawiła mu zarzut zabójstwa przy użyciu materiałów wybuchowych – groziło mu od 12 lat więzienia do kary dożywotniego pozbawienia wolności. O. od początku przyznawał się do winy.
Zjego obszernych wyjaśnień wyłania się obraz toksycznej znajomości z kolegą z osiedla. Krzysztof kilka miesięcy wcześniej przyszedł z propozycją: „Kupię te spawarki do światłowodów, będą pieniądze, ruszamy”. Wzamian chciał 55 proc. udziałów w firmie. Waldemar wiedział, że Krzysztof to apodyktyczny i agresywny człowiek. Słyszał opowieści, że przez kilka dni miał wozić żonę nago w bagażniku, gdy się z nią pokłócił. Mimo tego zgodził się na spółkę.
Początkowo Krzysztof traktował go jak brata, z czasem miał zacząć znęcać się nad wspólnikiem. Waldemar z „brata” szybko stał się „pierd... konusem”. Kłócili się o pieniądze. – Krzysztof mówił, że mam u niego dług, a ja go już dawno spłaciłem – wyjaśniał oskarżony.
Nie zawiadomił policji po tym, jak Krzysztof go pobił. – Takich rzeczy się na Bródnie nie robi – mówił Waldemar O., który mieszkał tam od dziecka. Próbował popełnić samobójstwo, ale uratowała go siostra. Wkońcu wpadł na pomysł, że zbuduje bombę...
„Bródnowskie zasady”
– To nie była spontaniczna decyzja, tylko precyzyjnie zaplanowane działanie – przekonywał prokurator Lesław Bożek zProkuratury Krajowej. Domagał się skazania Waldemara O. na karę 25 lat więzienia.
Obrońcy Waldemara O. wnioskowali o najniższy wymiar kary („wdolnej granicy ustawowego zagrożenia”). – To była sprawa honorowa. Czuł, że jego rodzina jest zagrożona. Ten czyn zpewnością zasługuje na potępienie, ale musimy spojrzeć na okoliczności. Pewne rzeczy są niedostrzegalne iniezrozumiałe dla tych, którzy nie znają środowiska praskiego. To są bródnowskie zasady zachowania, że się na przykład nie idzie na policję – przemawiał adwokat Marek Małecki, który sam wychował się na Pradze.
Waldemar O. szlochał: – Byłem człowiekiem, który chciał dawać, a nie brać. Chciałbym nadal móc dawać. Nie proszę o wybaczenie, proszę o zrozumienie.
Waldemar i Krzysztof byli wspólnikami. – Znęcał się nade mną, groził mi i mojej rodzinie – tak Waldemar tłumaczył to, że jesienią 2016 r. zbudował bombę i wysadził Krzysztofa. Wczoraj sąd –nieprawomocnie –skazał go na 25 lat więzienia.
25 lat jak kara śmierci
Skład sędziowski pod przewodnictwem sędzi Małgorzaty Wasylczuk nie znalazł jednak zrozumienia dla tego, co zrobił Waldemar O. Sąd Okręgowy dla Warszawy-Pragi skazał mężczyznę na 25 lat więzienia. O. musi też zapłacić córce pokrzywdzonego 50 tys. zł zadośćuczynienia (chciała cztery razy więcej).
Sędzia sprawozdawca Ewa Grabowska uzasadniała wyrok: – Zachowanie pokrzywdzonego Krzysztofa M. nie może być okolicznością łagodzącą w ocenie czynu oskarżonego. Sąd nie widzi tu żadnych takich okoliczności. Oskarżony dopuścił się przestępstwa godnego najwyższego potępienia o znacznym stopniu społecznej szkodliwości. Stąd taka kara.
Adwokat Małecki zapowiada apelację: – Waldemar O. cierpi na poważne schorzenie trzustki, w zakładzie karnym jego stan pogarsza się z miesiąca na miesiąc. Kara 25 lat więzienia to dla niego jak kara śmierci.