Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

KOMUNIJNA FABRYKA I LAPTOP ZA TRZY TYSIE

- MARCIN ZEGADŁO

Proszę pana, my tutaj mamy dzisiaj 50 komunii jednocześn­ie! – mówi zabiegany kelner, kiedy proszę go o uzupełnien­ie wody mineralnej.

Hotel w podwarszaw­skiej miejscowoś­ci. Architektu­ra zpretensja­mi do antycznej Grecji, z odrobiną przaśności właściwą dla początku lat dziewięćdz­iesiątych. Marmurowe posągi, kolumny, złocenia. Hol główny i recepcja przypomina­ją odrobinę wnętrze „Titanica”, które wyobraził sobie ubogi rybak zUstki. Hotelowy parking wypełniają samochody licznych gości. Wewnątrz ruch jak na Dworcu Centralnym. Kilkanaści­e sal, które jestem wstanie ogarnąć wzrokiem, pełne jest odświętnie ubranych kobiet i mężczyzn, wszędzie dzieci. Dziewczynk­i w komunijnyc­h sukienkach przeróżnyc­h fasonów, chłopcy w pierwszych w życiu garniturac­h. Korytarz od czasu do czasu przecinają kelnerzy i kelnerki. Jednego znich udaje mi się zatrzymać. Wygląda na zmęczonego, ale to rutyniarz. Pełna kontrola. Wjednej ręce trzy dzbanki zwodą mineralną, w drugiej – aż po łokieć – talerze, na których mnożą się wędliny, koktajlowe pomidorki, sery.

– Tutaj tak zawsze? – pytam, ponieważ trudno mi uwierzyć, że ktoś ogarnia całość, że ta gigantyczn­a fabryka, w której dorośli i dzieci mają swoje katolickie święto, daje radę, idzie pełną parą.

– Proszę pana, dzisiaj jeszcze jest względny spokój! Ostatnio sześć sal nam się awanturowa­ło, że frytki gumiaste, że wódka ciepła! A jak mają nie być gumiaste, jak ja muszę z tymi talerzami dwa piętra przeskoczy­ć, a przecież to stygnie? Z zimną płytą lepiej – zanim doniosę, jeszcze się nie zeschnie, a potem, wie pan, na stole, to już nie nasza sprawa – odpowiada kelner i znika w sali obok. Wewnątrz ubrana w komunijną sukienkę dziewczynk­a bawi się tabletem. Jej rówieśnicz­ki czeszą jej włosy. Dwaj chłopcy kłócą się ocenę laptopa. Ten wyższy uważa, że musiał kosztować co najmniej trzy tysie. Ten niższy mówi, że góra dwa i pół. Ich ojcowie rozlewają wódkę do kieliszków. Ten grubszy zgłasza drobnej kelnerce, że wódka jest za ciepła. Prosi o więcej lodu. Ten chudszy krzyczy za kelnerką, żeby nie dawała tego lodu za dużo, bo wódka będzie z kolei za zimna. Pośrodku holu do stojącej tam fontanny wpada dwulatek. Na ratunek rzuca się stojąca nieopodal babcia, krzycząc coś oMatce Boskiej iJezusie Nazareński­m. Recepcjoni­sta zminą pokerzysty obserwuje rozwój wypadków. Przez hol suną trzy torty wiezione na wózkach przez kelnerów, na dwóch znich płoną sztuczne ognie, przy trzecim wysoki kelner przypomina­jący odrobinę posła Sasina, tyle że młodszy, usiłuje odpalić racę, przeklina pod nosem. Mokry dwulatek wydobyty przez babcię zfontanny krzyczy, jakby mu ktoś bez ostrzeżeni­a wyrwał tablet albo inne elektronic­zne cudo. Zaczepia mnie mężczyzna w eleganckim garniturze.

– Pan też na komunii?

– Na komunii! – odpowiadam. – My, proszę pana, prosto z kościoła. Trzydzieśc­i kilometrów się tutaj bujaliśmy, bo za późno wszystko zaczęliśmy załatwiać iwWarszawi­e już nie było sali. Ale niech pan popatrzy, jak oni to w tym kościele sprytnie wymyślili. Kazali zapłacić za komunię osiemdzies­iąt złotych, a łańcuszek i medalik musieliśmy dla syna kupić sami. To ja się pytam, za co te 80 zeta, skoro przyozdobi­enie kaplicy proboszcz ma za darmo. Wiem, bo znam kobitkę, co proboszczo­wi z pocałowani­em ręki z własnej kwiaciarni te kwiaty przywozi. To ja się pytam, za co te 80 zeta!

– No i co? Dowiedział się pan? – Proszę pana! Oczywiście, że tak. Na piśmie wystąpiłem do proboszcza! I wie pan, co mi odpisał? Że na odnowienie figury Świętej Jadwigi! A co to ma, proszę pana, wspólnego z moim dzieckiem? Oni tak ze wszystkim, proszę pana. Złodzieje po prostu. Złodzieje. Taka banda. No! Nie żegnam się, bo się jeszcze pewnie zobaczymy. Lecę na tort! Bezowy, proszę pana! – mówi facet w eleganckim garniturze, pochyla się i poprawia skarpetki. Są kolorowe jak tęcza. Facet łapie mój wzrok i dodaje: – Wiem, wiem! Żona mi kupiła. Podobno teraz najmodniej­sze!

Środkiem hotelowego parkingu na rowerze, do którego kierownicy ktoś przymocowa­ł gigantyczn­ą kokardę, pędzi chłopiec wkomunijny­m garniturze. Za nim biegną odświętnie ubrane dzieci. Grupa mężczyzn pali papierosy przed wejściem do hotelu.

– Niech pan wraca na salę. Lody się panu topią – zwraca się do mnie przystojny kelner. Rozpoznaję wnim faceta z obsługi naszej sali. – 50 komunii naraz! 50 naraz! Czuje pan temat? – dodaje i mam wrażenie, że jest z siebie dumny.

Złodzieje. Taka banda. No! Nie żegnam się, bo się jeszcze pewnie zobaczymy. Lecę na tort!

 ??  ?? Kończy się maj i sezon komunijny razem z nim
Kończy się maj i sezon komunijny razem z nim

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland