Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
NA CZYM POLEGA LOJALNOŚĆ?
Prezydent zakazał sekretarzowi miasta wypowiadania się na temat zajść 24 czerwca, a sekretarz ten zakaz złamał, krytykując i podważając autorytet prezydenta, dlatego prezydent zdecydował o zwolnieniu – zeznali przed sądem bliscy współpracownicy Radosława Witkowskiego. Były sekretarz przed sądem domaga się przywrócenia do pracy
Rafał Czajkowski został zwolniony ze stanowiska sekretarza miasta na początku września ub.r. Powód: utrata zaufania przez przełożonego oraz niewykonanie polecenia. Czajkowski odwołał się do sądu pracy i żąda przywrócenia na stanowisko na takich samych warunkach. Prezydent wyklucza taką możliwość, podkreśla, że trwale utracił zaufanie do Czajkowskiego.
Chodzi owydarzenia z 24 czerwca, kiedy to manifestację Komitetu Obrony Demokracji zaatakowała Młodzież Wszechpolska. Na miejscu w chwili ataku nie było policji ani strażników miejskich. Najbliższy radiowóz straży miejskiej stał przy Łaźni, ale gdy strażnicy dostali sygnał o zdarzeniu przy Galerii Rosa, pojechali dookoła. Sprawa odbiła się szerokim echem w całej Polsce, zainteresowały się nią media ogólnopolskie, które przysłały swoje ekipy 26 czerwca. W tym dniu odbywała się sesja rady miejskiej. Jak zeznali w poniedziałek Rafał Górski, ówczesny asystent prezydenta Witkowskiego (obecnie pracownik biura prawnego UM), i Mateusz Tyczyński, dyrektor kancelarii prezydenta, na sesji prezydent wydał sekretarzowi ustny zakaz wypowiadania się w sprawie wydarzeń sprzed dwóch dni.
– Byłem inicjatorem tego polecenia. Widząc ekipy telewizji ogólnopolskich, uznałem, że lepiej będzie, aby do czasu wyjaśnienia sprawy wypowiadał się tylko prezydent. Chodziło o to, aby polityka informacyjna urzędu była spójna i żeby ograniczyć straty wizerunkowe dla miasta – mówił Mateusz Tyczyński. Zaznaczał też, że był świadkiem, gdy prezydent, odwróciwszy się do siedzącego za nim sekretarza, wydał mu zakaz wypowiadania się w sprawie zajść. Sekretarz miał przytaknąć, dając do zrozumienia, że przyjął polecenie do wiadomości.
– Dwa dni później pan sekretarz komentował do mediów zwolnienie z pracy jednego ze strażników miejskich i udzielenie nagany innemu w związku z wydarzeniami. Złamał zakaz – mówił Tyczyński. Dopytywany przez pełnomocników obu stron doprecyzował, że według jego wiedzy zakaz wypowiadania się dotyczył wydarzeń w całości, w tym także działań podejmowanych przez prezydenta wobec podwładnych, i obowiązywał nie tylko w dniu sesji, jak to utrzymywał Rafał Czajkowski, ale do chwili zakończenia wewnętrznego postępowania wyjaśniającego w urzędzie. A jak mówił przed sądem dyrektor kancelarii, sekretarz komentował w mediach także fakt zwolnienia z pracy komendanta straży miejskiej.
– Ocenił m.in., że dokument wypowiedzenia to „gniot”. I „żeby zwolnić człowieka z pracy, trzeba mieć konkretne powody. Nie wolno tego robić tylko dlatego, że ma się jakiś odmienny stan emocjonalny”. Prezydent był tymi wypowiedziami zaskoczony i rozczarowany. Wzburzyły go, bo wykraczały poza normalne pojmowanie stosunków w pracy – mówił Tyczyński i dodawał: – Lojalność nie polega na tym, że krytykuje się przełożonego publicznie, gdy można to zrobić za zamkniętymi drzwiami. Nie wiem, czy w ten sposób pan Czajkowski przygotowywał sobie grunt pod przyszłe wybory [Czajkowski ogłosił, że będzie startował na prezydenta miasta – red.], bo po tych wydarzeniach ustawiał się w kontrze do prezydenta – mówił Tyczyński.
Przed sądem zeznawała też Sylwia Kajtowska, pracownica wydziału bezpieczeństwa, zarządzania kryzysowego i ochrony, która w czasie wydarzeń była z ramienia urzędu obserwatorem. Po zajściach na Żeromskiego sporządziła notatkę i przekazała swojej przełożonej.
– Pani Górska zadzwoniła do pana Rafała, a następnie poleciła mi schować notatkę do szafy, apozostałe dokumenty dotyczące wydarzeń skserować. Pół godziny później do szefowej zadzwonił prezydent, mówiąc, że wie o notatce, i polecił ją dostarczyć wraz z resztą dokumentacji – mówiła. Pytana, czy naciskano na nią, aby notatkę zniszczyć, odpowiedziała: – Zniszczyć – nie, ale zostałam wezwana do Czesława Gąsiorowskiego [kierownika referatu ochrony i monitoringu miasta wwydziale bezpieczeństwa – red.], który pytał mnie, dlaczego napisałam to, co napisałam. Wiem, że ta rozmowa była na polecenie sekretarza, pana Czajkowskiego – mówiła pracownica urzędu.
Notatki nie ma w aktach sprawy, były sekretarz i jego pełnomocniczka podnosili, że nie znają treści dokumentu. Złożyli wniosek o ujawnienie notatki.