Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
PUSTYNIA TRANSPORTOWA BEZ PKS-ÓW
Wokół Warszawy dramatycznie pogarsza się sytuacja pasażerów dojeżdżających autobusami. Z początkiem lipca przestały działać sprywatyzowane kilka lat temu PKS-y wMińsku Maz., Ostrołęce i Ciechanowie, wcześniej to samo spotkało mieszkańców Przasnysza. Coraz większe problemy ma samorządowy PKS wGrójcu, który na wakacje zawiesza blisko 30 połączeń.
Pustynia transportowa otacza stolicę w promieniu 40–50 km. Pasażerowie z tych regionów nie mają wyboru i żeby dojechać do pracy, sklepu czy do lekarza, przesiadają się do kupowanych tanim kosztem kilkunastoletnich samochodów. Ich rzeka będzie się wlewać na stołeczne ulice przez nowe trasy wylotowe. Dla warszawiaków oznacza to jeszcze więcej spalin, korków i problemów z parkowaniem.
Dlatego trzeba bić na alarm, by problemem w końcu na poważnie zainteresowały się rząd i władze województwa, które poprzestają na dotowaniu Kolei Mazowieckich i WKD (ponad 300 mln zł rocznie). Posłowie i senatorowie Prawa i Sprawiedliwości w kilka tygodni przepchnęli przez parlament ustawę o centralnym porcie komunikacyjnym w Baranowie z nowym lotniskiem i infrastrukturą za dziesiątki miliardów złotych, ale od lat nie ma przepisów o finansowaniu i działaniu transportu autobusowego na poziomie gmin ipowiatów.
Takie regulacje bez odgórnych przepisów potrafił wypracować Zarząd Transportu Miejskiego. Dzięki temu waglomeracji warszawskiej przybywa linii lokalnych (najnowsza L42 ruszyła wczoraj wokół Konstancina-Jeziorny), poprawia się standard taboru, a nawet tanieją bilety. Jednocześnie pogłębia się przepaść między Warszawą i bliższymi miejscowościami a tzw. pasem rdzy, do którego dołącza właśnie nie tak odległy przecież Grójec. Wiceprezes miejscowego PKS Wiesław Celejewski powiedział portalowi Transport-publiczny.pl: „Przyszłość widzę w czarnych barwach. Przez szereg lat obniżaliśmy koszty działalności, oszczędzając na płacach i wymianie taboru. Nie jesteśmy wstanie dłużej dokładać do tego interesu”.
Już zimą Karol Trammer na łamach dwumiesięcznika „Z biegiem szyn” pisał o setkach zawieszonych kursów mazowieckich PKS-ów i całych gminach pozbawionych autobusów. Potem działacze Partii Razem pikietowali przed siedzibą sejmiku Mazowsza. Ostatnio zaś OPZZ iFundacja „Nowe Spojrzenie” alarmowały: „Stan transportu publicznego na Mazowszu jest krytyczny”. Wzywali urząd marszałkowski do powołania wojewódzkiego organizatora transportu, który ustalałby przebieg tras, spójną taryfę biletową izamawiałby kursy uprzewoźników.
Wiosną z własną inicjatywą wyszedł mazowiecki radny Platformy Obywatelskiej Krzysztof Strzałkowski. Namawia, by organizację transportu autobusowego w miejsce upadających PKS-ów wzięły na siebie Koleje Mazowieckie. WNiemczech, Francji, Austrii czy Szwajcarii pasażerowie z małych miejscowości dojeżdżają autobusami kolejowych przewoźników do pociągów i po przesiadce jadą nimi do większych miast. Nieoczekiwanie reakcje władz Mazowsza, w tym marszałka Adama Struzika (PSL), były, oględnie mówiąc, wstrzemięźliwe.
Radny Strzałkowski twierdzi, że „przebija się przez mur niedasizmu” i trwają analizy. W skali całego województwa na komunikację autobusową powiązaną z pociągami potrzeba na początek przynajmniej 100 mln zł rocznie. Pieniądze byłyby przekazywane gminom ipowiatom, które ustalą trasy, rozkłady jazdy i podpiszą umowy z przewoźnikami. Tak od 2008 r. województwo dotuje gminne przedszkola, żłobki czy drogi lokalne. Decyzje trzeba podjąć pilnie, żeby od 1 września uczniowie mieli czym dojechać na lekcje. Strzałkowski podkreśla, że może to być historyczny moment, wktórym ludzie zobaczą, do czego im służy samorząd. Przekonuje, że teraz niewielu mieszkańców widzi różnicę między wojewodą a marszałkiem. Rzeczywiście, w kwestii upadających PKS-ów obaj skapitulowali.