Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Kompromitacja Legii
Frustracja przy Łazienkowskiej sięga szczytu. Po najwyższej od 40 lat porażce piłkarzy Legii zelżyli jej kibice. Na stadionie Legii wygrać może już niemal każdy. Obiekt przy Łazienkowskiej dawno nie jest niemożliwą do zdobycia twierdzą, ale statystyka z obecnego sezonu jest dla mistrzów Polski kompromitująca. Z ośmiu meczów u siebie przegrali aż pięć.
Wniedzielę aż 4:1 ograła Legię Wisła Płock – ta sama, który wtym sezonie nie wygrała żadnego z pięciu meczów, ta, która ledwo wystaje ponad strefę spadkową, awostatniej kolejce przegrała 1:3 z przeciętną Arką Gdynia. Ostatni raz 1:4 u siebie Legia przegrała w1972 r. z Górnikiem Zabrze.
Niewiele trzeba było, by zaskoczyć Legię. Jej piłkarze popełniali masę strat, nie potrafili podać dokładnie piłki nawet na odległość kilku metrów, za przeciwnikami biegali ospale, ociężale. Wisła już do przerwy wbiła jej dwa gole. W 11. min bramkę zdobył Ricardinho, a tuż przed przerwą strzałem z rzutu wolnego prowadzenie podwyższył Dominik Furman – były piłkarz Legii, oddany bez żalu do Wisły.
Nowy trener Legii Ricardo Sa Pinto wściekał się przy ławce, gestykulował, bił brawo, krzyczał na sędziego, ale na grę swoich piłkarzy nie miał żadnego wpływu, bo po przerwie Legia była jeszcze słabsza i zasłużenie straciła kolejne gole – znów trafił Ricardinho, aw73. min z rzutu karnego Nico Varela.
Honorowego gola Carlitosa z 83. min prezes Legii Dariusz Mioduski już nie widział. Wściekły wyszedł z loży po czwartym golu. Podobnie zresztą jak część fanów z trybun. Ci, którzy zostali, lżyli piłkarzy i władze klubu.
Po meczu wygwizdali piłkarzy i przywołali ich do siebie. Ci przez dziesięć minut wysłuchiwali żalów. Herszt fanów wymachiwał rękoma i wykrzykiwał pretensje prosto wtwarz graczy – najpierw Arkadiuszowi Malarzowi, a potem – również wściekłych – Arturowi Jędrzejczykowi i Miroslavowi Radoviciowi.
Reszta zawodników stała za nimi ze spuszczonymi głowami, jedynie się przyglądając. Najwidoczniej rozmowa nie przyniosła porozumienia – skończyło się kłótnią, zawodnicy z boiska schodzili pod ochroną, przy akompaniamencie gwizdów i okrzyków: „wyp…”.