Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
BÓJ O MIEJSCA W LICEACH
Zamieszanie z naborem kandydatów do liceów. Mazowiecki kurator oświaty kazał im czekać tak długo, że część uczniów jeszcze w przeddzień rozpoczęcia roku szkolnego nie była przyjęta do żadnej szkoły. To przedsmak tego, co chętnych do nauki w ogólniakach czeka za rok
Wwyniku tzw. reformy edukacji rządu Prawa i Sprawiedliwości do liceów ruszy wtedy podwójny rocznik – absolwenci ośmioletnich szkół podstawowych i ostatni z zamykanych gimnazjów. „Hej, jest gdzieś miejsce na mat.-fiz.?” – brzmi aktualne pytanie na facebookowej grupie dla nastolatków zwarszawskich liceów. Niektóre z nich wciąż szukają miejsca: albo nigdzie nie zostały przejęte, albo wolne miejsce znalazło się w szkole, która im nie odpowiada.
– Kiedy ogłaszano listy przyjętych wrekrutacji uzupełniającej, pod szkołami był płacz – opowiada mama nastolatka. – Syn nie dostał się do żadnego liceum w pierwszym podejściu, tak samo było w drugiej turze. A zależało mu na konkretnym, ścisłym profilu.
Sytuacja rozwiązała się dopiero na początku tego tygodnia, w dniu rozpoczęcia roku szkolnego. – Po południu dostaliśmy informację, że syn został przyjęty. W końcu jest zadowolony. Kompletnie nie rozumiem, dlaczego doszło do takiej sytuacji, że dzieci były trzymane w niepewności przez całe wakacje. Do ostatniej chwili nie wiedziały, czy będą jeździć na lekcje na drugi koniec miasta, bo tam znajdzie się dla nich miejsce, czy pójdą do jakiejś niechcianej szkoły. Tak nie powinno być.
W tym roku o miejsca w warszawskich liceach, technikach i szkołach branżowych I stopnia (to zreformowane zasadnicze szkoły zawodowe) starało się 20 tys. absolwentów gimnazjów. 41 proc. to uczniowie z gmin podwarszawskich i z innych miast. Mogli wybrać osiem szkół, począwszy od tej, na której najbardziej im zależy. Szkoły ogłosiły, kto został przyjęty, akto nie, na początku lipca. Komisje rekrutacyjne brały pod uwagę wyniki egzaminu gimnazjalnego i oceny na świadectwie. Niektórzy mieli też dodatkowe punkty, np. za tytuł finalisty konkursu kuratoryjnego.
Okazało się, że ponad 1,8 tys. nastolatków nie zakwalifikowało się nigdzie. To okilkaset osób więcej niż przed rokiem. Kiedy 12 lipca miejskie Biuro Edukacji opublikowało wykaz wolnych miejsc, zaczęła się rekrutacja-bis. Niektórzy nie wiedzieli, jak się do niej zabrać: system elektronicznego naboru już nie działał, trzeba było wozić podania do każdej szkoły z osobna. Nastolatki miały na to czas do 16lipca. Potem zaczęło się czekanie. Do samego końca wakacji, bo termin opublikowania list przyjętych i nieprzyjętych uczniów przez licea i szkoły zawodowe mijał dopiero w piątek 31 sierpnia wpołudnie. Ustalił go mazowiecki kurator oświaty, podobnie jak cały harmonogram naboru. Wicedyrektor Biura Edukacji wstołecznym ratuszu Mieczysława Nowotniak komentuje: – Wzeszłym roku było podobnie. Wielokrotnie pisaliśmy do kuratorium, żeby skrócić czas oczekiwania na wyniki inie trzymać uczniów wniepewności do samego końca wakacji.
Ale monity ratusza na nic się zdały. Część nastolatków wciąż szuka
Ratusz wyliczył, że w 2019 r. do liceów i szkół zawodowych zgłosi się ponad 40 tys. nastolatków. Nie da się zbudować nowych liceów, żeby przyjąć wszystkich. Z punktu widzenia samorządu nie ma to też uzasadnienia ekonomicznego – po trzech latach jeden ze skumulowanych roczników zda maturę i opuści szkoły, a sytuacja wkońcu się unormuje.
Rafał Trzaskowski, kandydat na prezydenta Warszawy (PO iNowoczesna), ogłosił swoje pomysły na kryzys związany z kumulacją roczników: lekcje na zmiany, tworzenie filii liceów wpodstawówkach (te w Śródmieściu zaczynają wszystkie lekcje rano), a także aż 36-osobowe wolnych miejsc (31 sierpnia było ich 1,3 tys.). Kuratorium nie odpowiedziało nam wczoraj na pytanie, czy zmieni harmonogram rekrutacji. W przyszłym roku, żeby przyjąć wszystkich chętnych, warszawskie szkoły ponadpodstawowe musiałyby mieć przeszło dwa razy więcej miejsc. klasy. O takim ratunkowym, wymuszonym przez tzw. reformę edukacji Prawa i Sprawiedliwości scenariuszu wspominał zresztą wcześniej wiceprezydent stolicy Włodzimierz Paszyński.
Widmo przeładowanych klas oburzyło m.in. Jana Śpiewaka, który kandyduje na prezydenta miasta z ruchu Wygra Warszawa. „36-osobowe klasy to dramat, a nie hasło wyborcze”. Owszem, nie jest to ideał, ale mówimy tu o 15- i 16-latkach. Jestem pewna, że wielu rodziców wolałoby, żeby ich dziecko było 36. uczniem wwymarzonej klasie liceum, niż gdyby miało wylądować w kameralnej klasie przypadkowej zawodówki.