Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
NIE MÓWCIE NAM, JAK SIĘ BUNTOWAĆ
3września wAudytorium Maximum Uniwersytetu Warszawskiego odbyło się uroczyste rozpoczęcie roku szkolnego zespołu szkół Bednarska. Do wygłoszenia przemówienia gościnnego został zaproszony prof. Marcin Matczak, bardzo dobrze znany z aktywności prokonstytucyjnej oraz krytyki procesów legislacyjno-administracyjno-kadrowych w KRS i sądach. Profesor mówił o autorytecie i tradycji. Nagrodzono go brawami (klaskali rodzice, a dzieci – bo wypada). Później w internecie można było przeczytać m.in., że „ jeśli ktoś myśli, że czasy intelektualistów się skończyły, to każde wystąpienie Matczaka przeczy tej tezie. Głębia i prostota, rozumiejący odbiorców język to sposób najlepszych. Prof. Matczak jest jednym z nich”.
Odbiorcami byli „ci, co zawsze” i sporo młodzieży. Wśród nich ja. Prof. Matczak mówił owartościach, jakie są zawarte w tradycji, próbował ją zdefiniować i zrozumieć to, że często jest odrzucana przez młodzież. „Przecież proszenie o rękę to głupi konwenans, ale tak naprawdę wtedy zaskarbia się teściów, którzy mogą pomóc finansowo, jak coś nie pyknie” – mniej więcej. Fragment o tradycji był dość karkołomny, ale rozumiem, do czego zmierzał, i zgadzam się z tym. Nie jesteśmy odizolowanymi jednostkami, zawdzięczamy coś przeszłości – idee, sposób myślenia, praktyki kulturowe itd. Różnica między mną a Matczakiem polega jednak na perspektywie.
Bo mimo tego, że profesor zachęcał do myślenia, to jednak konstatował – „warto prosić o rękę”. To jest, moim zdaniem, oportunizm, na który choruje od dawien dawna opozycja. Jak to się mówi, diagnoza słuszna, recepta słaba. „Podważajcie autorytety, ale tylko jeśli sami możecie się nimi stać”, wszak bunt bez żadnej propozycji jest bezsensowny. I tu muszę przyznać, że zaśmiałem się nieprzyzwoicie głośno, gdyż sytuacja, w której profesor prawa mówi ex cathedra uczniom i uczennicom, jak należy się buntować, jest absurdalnie śmieszna. Naprawdę do legitymizacji buntu wystarczy tylko i aż samo poczucie, że dzieje się zło. Nie wszyscy wiemy, jak wygląda dobro; większość z nas nie chce nawet uchodzić za protagonistów, którzy wiedzą, czym jest dobro. Wystarczy zło zidentyfikować. Nie wszyscy sądzimy, że „opozycja liberalna” jest tym dobrem, tym autorytetem, którym trzeba zamienić autorytet Prawa i Sprawiedliwości. Więcej, my wiemy, że tak nie jest. Ale protestujemy, buntujemy się, dostajemy mandaty, wyroki, grzywny. Profesor Matczak ich nie dostaje, choć jak sugeruje, wie, czym jest dobro, w skrócie, porządek prawny „tego, co było”. Mam nieodparte wrażenie, że jest to za wysoki poziom impertynencji, nawet jak na profesora prawa. I jest to nader symptomatyczne dla „starszych” mówiących do „młodszych”. Otóż powinniśmy się dostosować do tradycji, ponieważ skoro jest tak długo kultywowana, to znaczy, że jest użyteczna. Powinniśmy nadto jeszcze mieć autorytet lub się nim stać, żeby pokonać autorytet obecny. Takie myślenie jest bardzo szkodliwe, zniechęcające iwzasadzie my naprawdę wiemy, czego chcemy, kim jesteśmy, kogo kochamy, gdzie chcemy żyć. Przestańcie tylko nam wmawiać, Matczakowie, że wy wiecie za nas lepiej, za nas pomyślicie, udzielicie rady, bo „żyliście w komunie”. Dopóki bronicie autorytetu jako totalnej figury społecznej i niekwestionowanej tradycji jako dobrej praktyki, która jest użyteczna, to nie wiecie nic. Wiele rzeczy jest użytecznych, np. czołgi czy armatki wodne. Ale użyteczność jest zrelatywizowana – wydaje mi się – do panującego autorytetu. Myśląc w ten sposób, wpadamy w błędne koło i nigdy nie wyjdziemy z tej niewdzięcznej spirali. I idąc tą logiką prof. Matczaka – PiS podmieniło autorytet z liberalnego na swój, wspierając się na potężnej tradycji. Z taką tradycją (którą definiujemy przez użyteczność) i takim pojęciem autorytetu będzie trudno.