Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
MÓJ PIERWSZY MARSZ NIEPODLEGŁOŚCI. I OBY OSTATNI
Wtym roku było wyjątkowo spokojnie, cztery lata temu to dopiero dali popalić – słyszę od znajomych, którym żalę się z obecności na tegorocznym marszu narodowców. Od tych samych znajomych, których przez lata strofowałem, że skandaliczne zachowania podczas pikiet niepodległościowych są sprawką znacznej mniejszości uczestników. „Nie powinniśmy demonizować narodowców” – mawiałem. Więcej tak nie powiem.
Dotąd skutecznie unikałem Marszów Niepodległości. W tym roku miało być podobnie – najpierw relacja z odsłonięcia pomnika Ignacego Daszyńskiego, później marsz środowisk antyfaszystowskich.
Ten skończył się na placu Trzech Krzyży o 16.30. Do 17 miały być jeszcze tańce przy muzyce. „Odpuszczę” – pomyślałem i z poczuciem spełnionego obowiązku zawodowego ruszyłem w kierunku domu.
Zplacu Trzech Krzyży skręciłem wulicę Hożą. Szedłem w towarzystwie pstrokatych, rozbawionych uczestników antifowego przemarszu. Na skrzyżowaniu z Kruczą minęła mnie pierwsza biało-czerwona grupka obywateli z pokaźną flagą. Zmierzyli nieufnym wzrokiem ludzi idących przede mną, ci odpłacili się tym samym. Zawahałem się przez chwilę ipewnie bardziej z ciekawości niż zawodowej powinności zdecydowałem skręcić w Kruczą.
Z kolejnymi krokami spotykałem coraz więcej osób obwieszonych biało-czerwonymi emblematami, a okrzyki stawały się wyraźniejsze. Chyba przy skrzyżowaniu zNowogrodzką usłyszałem pierwsze: „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”.
Do Alei Jerozolimskich dotarłem chwilę przed godziną 17. Moim oczom ukazał się widok tyle efektowny, co przerażający. Szeroka ulica szczelnie zajęta przez tysiące ludzi w każdym wieku. Niemal wszyscy mają wrękach biało-czerwoną flagę, niektórzy trzymają race barwiące powietrze na czerwono. Chodnikiem suną tłumy pijanych i dopiero pijących ludzi. Niektórzy obsikują bramy, wielu rzuca szkło iśmieci pod nogi. Wśród nich dominuje moda dresowa i patriotyczna, z naszywkami wstylu: „Śmierć wrogom ojczyzny”.
Ryki, w których „Cześć i chwała bohaterom” miesza się z „Ana drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści”, przerywa huk petard. Jedna z nich wybuchła dwa metry ode mnie, ogłuszając na parę sekund.
To jednak, co uderzyło mnie najmocniej, to widok osławionych „zwykłych rodzin z dziećmi” w takim towarzystwie. Ja świadomie wybrałem, że będę relacjonował ostatnie rzędy. Ale uniesione patriotyczną okolicznością rodziny mogły przejść kilkaset metrów do przodu, do kolumny prowadzonej przez prezydenta. Tam było bezpieczniej.
„Atak na uczestników Marszu Niepodległości jest atakiem na polskie społeczeństwo” – powiedział wubiegłym roku Marek Jurek po tym, jak Guy Verhofstadt, lider frakcji liberałów w europarlamencie, nazwał uczestników ubiegłorocznego marszu faszystami, neonazistami ibiałymi suprematystami (nadal uważam te słowa za obraźliwe inieuprawnione). Po niedzielnych doświadczeniach jestem przekonany, że Jurkowi udało się obrazić wielu Polaków, równając całe społeczeństwo zagresywnymi uczestnikami Marszu Niepodległości. Mnie na pewno.