Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Dzień dobry, zastałem Ukraińca?
Marywilska na Białołęce. Dzwoni domofon. W słuchawce odzywa się męski głos z pytaniem, czy na klatce mieszkają jacyś Ukraińcy. – Ani wtej klatce, ani w tym bloku – pada odpowiedź. Kilka dni później podobna sytuacja. Tym razem do innej mieszkanki z tej samej ulicy dzwoni kobieta i też wypytuje o obywateli Ukrainy.
Na osiedlu przy ul. Skarbka z Gór widziano dwóch mężczyzn w ciemnych strojach, którzy również poszukiwali ludzi zza wschodniej granicy. To samo na Bródnie. I pod Warszawą – w Markach i Jabłonnie. Jedni mówią, że mają do przekazania jakieś zaproszenie, drudzy podają się za przedstawicieli organizacji wspierającej Ukraińców w Polsce.
Wiele takich wizyt miało miejsce na Białołęce. Mieszkańcy myśleli, że to złodzieje szukają pretekstu, aby sprawdzić, czy jest ktoś w mieszkaniu. Z roku na rok w dzielnicy rośnie liczba przestępstw. W 2017 r. odnotowano 202 kradzieże z włamaniem i 690 kradzieży, a rok później – odpowiednio 230 i 747.
Na lokalnych forach internetowych ludzie ostrzegają się przez intruzami, którzy prowadzą dziwne rozmowy przez domofon. To podobno akcja świadków Jehowy obliczona na poszerzenie grona wyznawców właśnie o obywateli Ukrainy, którzy masowo migrują do Polski wposzukiwaniu pracy. – Kiedy przeczytałem tę informację, wysłałem wiadomość do żony, żeby uważała, bo sąsiedzi piszą, że ktoś dzwoni domofonem i wypytuje o Ukraińców. Odpisała mi, że do nas też dzwonili właśnie Jehowi z pytaniem, czy ktoś wbloku mówi po ukraińsku – mówi pan Maciej, który mieszka na ul. Odkrytej.
Z podobną sytuacją spotkała się pani Małgorzata mieszkająca przy ul. Grzymalitów, która przecina Odkrytą. – W ubiegłą sobotę usłyszałam w domofonie pytanie o ludzi z Ukrainy. Wyszłam na balkon i zobaczyłem mężczyznę i kobietę. Mieli przy sobie broszury świadków Jehowy – relacjonuje.
– Świadkowie Jehowy znani są z podejmowanych starań docierania do osób mówiących różnymi językami, żeby rozmawiać z nimi o zawartej w Biblii nadziei na przyszłość. Ze względu na dużą liczbę osób mówiących językiem ukraińskim, które wostatnim czasie przebywają wPolsce, chcemy dotrzeć także do nich – przekazano nam w biurze prasowym Biura Informacji Publicznej Świadków Jehowy wPolsce, które ma siedzibę w Nadarzynie.
Pan Denys jest Ukraińcem, który mieszka wPolsce od 11 lat. Prowadzi sklep z zabawkami na Białołęce, róg ul. Berensona iSkarbka zGór. Widuje w pobliżu świadków Jehowy, którzy rozkładają tam stojaki reklamowe. Zresztą nie tylko tam. – Handluję również na bazarku w Pustelniku w Markach – mówi pan Denys. – W ostatnią sobotę świadkowie Jehowi podeszli do mnie i zapytali, czy jestem zUkrainy i czy znam dobrze ten język. Zapytałem, o co chodzi. Chcieli mnie zaprosić na spotkanie, ale nie byłem zainteresowany. Zależało im, żebym pomagał pozyskiwać nowych wiernych wśród Ukraińców, bo dobrze mówię po polsku imógłbym się przydać – relacjonuje. I dodaje, że wMarkach, gdzie mieszka, „roi się” od kaznodziejów świadków Jehowy.
Na Białołęce świadkowie Jehowy chodzą po domach, dzwonią domofonem iwypytują o obywateli Ukrainy. Ze względu na dużą liczbę osób mówiących językiem ukraińskim, które w ostatnim czasie przebywają w Polsce, chcemy dotrzeć także do nich – mówią przedstawiciele świadków Jehowy w Polsce