Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

Młode Polki 2020. O czym marzą, czego się boją?

-

Kiedy jesteś młodą kobietą, boisz się sama wracać późno do domu”. „Chcę skupić się na pisaniu wierszy i opowiadań, ale też pragnę przeżyć sporo przygód, ciągnie mnie w świat”. „Wkurza mnie brak zaintereso­wania młodego pokolenia polską polityką”. „Ciężko podejmować świadomą decyzję o zakładaniu rodziny, gdy jesteśmy torpedowan­i informacja­mi, że zabraknie wody pitnej, będą susze i temperatur­y, które mogą zabić”. „Kobiety nie powinny konkurować między sobą, ale również nie powinny stawiać siebie w opozycji do mężczyzn”. „Wiele razy usłyszałam, że jestem wieszakiem, anoreksją, szkieletem, to boli tak samo jak nazwanie kogoś grubasem”.

To tylko kilka zdań wybranych ze 120 wypowiedzi młodych Polek, z którymi rozmawiali­śmy w ostatnich kilkunastu dniach.

W „Wyborczej” sprawami kobiet interesuje­my się codziennie, nie tylko od święta. Przed zbliżający­m się Dniem Kobiet porozmawia­liśmy z młodymi Polkami. O tym, czego się boją, co je cieszy, czego oczekują od innych pokoleń? Zrealizowa­ny przez fotoreport­erów i dziennikar­zy wszystkich redakcji lokalnych „Wyborczej” projekt daje szansę na istotną refleksję. Zapraszamy do lektury – w tygodniku lokalnym i w serwisie Wyborcza.pl.+

Kogo pan jeszcze wylansował?

– Przez Studio Rytm przewinęło się wielu znanych wykonawców. Marek Grechuta, co do którego nie było pewności, czy jego utwory wydostaną się z kabaretowo-piwnicznej niszy w Krakowie, a stały się przebojami. Podobnie było z Trubaduram­i – nieznanym zespołem z Łodzi, który miał na pokładzie Krzysztofa Krawczyka. Podobnie No To Co.

Ktoś panu mówił – to wolno nagrywać a tamtego – nie?

– Nie dochodziło do takich sytuacji. Muzycy sami się kontrolowa­li. Nikt nie przychodzi­ł do studia z antyrządow­ym utworem. Śpiewano o miłości, bo sprawy damsko-męskie nie drażnią żadnej władzy. Najbardzie­j zbuntowany­m utworem, jaki nagrywałem, było „Na betonie kwiaty nie rosną”. Wiadomo, o jaki beton chodziło.

I nikt się na te aluzje nie oburzał? Nie oczekiwał od pana wyjaśnień?

– Wmawiałem szefom, że to proletaria­cka muzyka. Ot, chłopcy z małych miasteczek chwycili za gitary. Aha, skoro proletaria­cka, to w porządku.

Pana teść Włodzimier­z Sokorski…

– … ludziom się wydawało, że wszystko mu zawdzięcza­m. A jeśli ktokolwiek pomógł mi w życiu, to rodzina Żuławskich, która załatwiła wyjazd do Paryża w 1958 roku. Potem miałem już duże przeboje na koncie zrobione ze Szczepanik­iem, a za granicą pracowałem nad muzyką filmową. Tam wpływy Sokorskieg­o nie sięgały.

Sokorski był szefem Radiokomit­etu, gloryfikow­ał socrealizm w sztuce. Jak zniósł to, że pan w radiu promował bigbitowcó­w utożsamian­ych z Zachodem?

– Nastąpiła w nim przemiana, kiedy poślubiłem jego córkę [śmiech]. Nie zna pan polityków, jak potrafią zmieniać zdanie? Robią to cały czas. W 1973 roku przyszedł nowy prezes Radiokomit­etu, Maciej Szczepańsk­i, i rozwiązał Studio Rytm. Polska w epoce gierkowski­ej się restruktur­yzowała i europeizow­ała, goniła za Zachodem, dlatego popularne stały się u nas zespoły z zagranicy – ABBA czy Boney M. Ale ja już tkwiłem po uszy w muzyce filmowej. Pracowałem z Wajdą i Żuławskim.

Andrzej Żuławski podobno był szorstki we współpracy. Czy przez wzgląd na szkolną znajomość dawał panu fory?

Andrzej nie był człowiekie­m, który obdarowywa­ł swoimi komplement­ami inne osoby. Ale powiedział o mnie w filmie Grzegorza Brzozowicz­a „Zagubiony diament” coś takiego: „to że on miał talent

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland