Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Mokotów jak Barcelona
Grupa mieszkańców Mokotowa chce, by ich dzielnica przypominała Barcelonę albo Paryż ze skwerami pośrodku skrzyżowań, prędkością obniżoną do 20 km na godz. i zamykanymi ulicami w pobliżu szkół. Radni sa przychylni.
Chcą skwerów na środku skrzyżowań
Ich celem jest „wizja zero”. Chodzi o brak śmiertelnych wypadków, na początek wśród pieszych. Walczą też o czystsze powietrze i z bałaganem parkingowym. Na Mokotowie zawiązała się inicjatywa Strefa Mieszkańców. Jej delegacja niespodziewanie zameldowała się w Pałacu Kultury na ostatnim spotkaniu komisji infrastruktury w Radzie Warszawy. Akurat był tam nowy szef biura mobilności w ratuszu Waldemar Lasek. – U nas od radnych dzielnicowych od listopada ciągle słyszymy, że przydałoby się zaprosić kogoś z biura mobilności, bo inaczej trudno będzie ruszyć ze zmianami. Jakoś się nie udało, więc przyszliśmy zaprosić pana sami – oznajmił Jerzy Książek, mieszkaniec Mokotowa.
Razem z Sylwią Jedyńską z ul. Bałuckiego pokazali radnym swój projekt. Uważają, że sytuacja w Warszawie jest bardzo niepokojąca: w zeszłym roku w wypadkach zginęło 35 osób, co prawda to najmniejsza liczba w historii, ale aż 21 było pieszymi. Podali mokotowskie przykłady z ostatnich lat: na przejściu koło szkoły przy ul. Kazimierzowskiej kierowca przejechał nauczyciela, skrzyżowanie poszerzonych ulic Wołoskiej i Racławickiej stało się jednym z najbardziej niebezpiecznych w Warszawie, przed rokiem na Puławskiej u zbiegu z al. Niepodległości w rozpędzonym aucie śmierć poniosło trzech młodych mężczyzn.
– A w Oslo w 2019 r. nie zginął ani jeden pieszy. Tak samo w Helsinkach, które obniżyły dopuszczalną prędkość z 50 do 30 km na godz. Fenomenem w skali naszego kraju jest Jaworzno, gdzie od 15 miesięcy nie mieli żadnego śmiertelnego wypadku. Tamtejszy urzędnik Tomasz Tosza powtarza: „Sorry, ale tak przebudowaliśmy nasze miasto, że szybko jeździć się u nas już nie da!”. Chcemy zaszczepić takie myślenie w Warszawie – apeluje Sylwia Jedyńska.
Jej zdaniem choć trochę do „wizji zero” mogłoby nas przybliżyć wprowadzanie stref zamieszkania, gdzie tylko się da, na bocznych ulicach, odcinkach dojazdowych i w całych kwartałach miasta. Na wjeździe staje niebieski znak informacyjny D-40. Widać na nim pieszego, dziecko z piłką pośrodku jezdni, dom, a w oddali samochód. Tutaj kierowca nie ma pierwszeństwa, może jechać najwyżej 20 km na godz., parkowanie dozwolone jest tylko w wyznaczonych miejscach.
– Mieszkałem kiedyś w Holandii i tam jest właśnie taka wizja funkcjonowania miast – wspominał Jerzy Książek.
NAJPIERW KOŁO SZKÓŁ
Na Mokotowie strefy zamieszkania ich inicjatorzy widzieliby w ponad 25 kwartałach. Zarówno w górnej części dzielnicy między Puławską, al. Niepodległości i Wołoską czy na Ksawerowie oraz w części Służewca, jak też pod skarpą: koło parków Morskie Oko i Promenada, w osiedlu przy ul. Idzikowskiego, a nawet w odległej Sadybie po obu stronach ul. Powsińskiej.
Ponieważ od czegoś trzeba zacząć, a zmiany mogą okazać się kosztowne, priorytetem mokotowian jest poprawa bezpieczeństwa na ulicach sąsiadujących ze szkołami, przedszkolami, żłobkami, punktami dziennej opieki nad seniorami, klubikami dziecięcymi i ogródkami jordanowskimi. Sylwia Jedyńska powołuje się tu na program wyborczy lewicowej merki Paryża Anne Hidalgo, która postuluje całkowite wyłączenie ruchu na ulicach przy szkołach. Przed pierwszą turą (15 marca), do stolicy Francji z poparciem dla Anne Hidalgo ruszyła liczna drużyna burmistrzów i prezydentów miast, a wśród nich Rafał Trzaskowski z Warszawy.
Czy jego ekipa odważy się na bardziej widoczne zmiany także u nas? – Plan Strefy Mieszkańców dobrze wpisuje się w wizję zmian w centrum, którą przedstawił niedawno prezydent Trzaskowski – przypomniał radny Szolc.
Delegacja z Mokotowa narzekała jednak, że na poziomie lokalnym społecznicy czują spychologię. – Rozmawialiśmy z naszym burmistrzem i radnymi, ale nie wszyscy patrzą na nasz projekt przychylnie, bo on oznacza też wydatki – mówiła Sylwia Jedyńska.
Wymieniła nazwiska pojedynczych radnych i urzędników, którzy udzielili poparcia inicjatywie Strefa Mieszkańców. Na Mokotowie są to Melania Łuczak (Miasto Jest Nasze) i Arkadiusz Skłodkowski (PiS), poza tym miejski radny Marek Szolc (Nowoczesna) czy Jacek Grunt-Mejer, pełnomocnik ratusza ds. rewitalizacji Pragi. Do tego cała lista organizacji lokalnych i ogólnomiejskich jak Lepszy Służewiec, Piesza Masa Krytyczna, Miasto Jest Nasze czy Stop Korki na Bałuckiego. Ta ostatnia grupa od wielu lat próbuje przerwać tranzyt z biurowego Służewca przez tę niewielką uliczkę na tyłach Puławskiej. Jednak urzędnicy i drugi już burmistrz Mokotowa zamawiają tylko kolejne analizy.
– Tranzyt samochodów jest tak uciążliwy dla mieszkańców, że mamy już tego dosyć. I jeszcze to parkowanie wszędzie – wyliczała Sylwia Jedyńska. Podała kontrprzykład z Barcelony, gdzie władze miasta wprowadzają program „Superblocks”: ruch w kwartałach miasta jest organizowany w ten sposób, że samochody nie mogą przejechać na wprost przez małe skrzyżowania. A na ich środku powstają skwery, place zabaw, miejsca spotkań dla mieszkańców.
CO Z PARKOWANIEM?
Tak samo jak niespodziewana była ich wizyta w miejskiej komisji infrastruktury, tak zaskakująco pozytywne okazały się reakcje większości radnych. – Jestem więcej niż przekonany, że to się uda i trzymam za państwa kciuki – oświadczył Mariusz Frankowski (PO). Dodał, że miasto mogłoby wspomóc dzielnicę także finansowo, skoro tej zimy ma oszczędności na odśnieżaniu ulic.
– Wizja zmian jest piękna – przyznał wybrany na Mokotowie radny Paweł Sawicki (Nowoczesna). – Ale z jej realizacją może być trudniej, bo nie wszyscy jej przyklasną. To jednak forma rewolucji, być może rzeczywiście nieuniknionej, ale zacznijmy ją wprowadzać etapami – apelował.
– W dzielnicy też nie mówili nam zdecydowanie „nie”, ale sugerowali, że może na początek byłaby tylko strefa „tempo 20”, a wyznaczanie legalnych miejsc parkingowych już nie, bo inni mieszkańcy byliby na to źli – przyznał Jerzy Książek. Na Mokotowie głośne były awantury o wyznaczanie woonerfu na ul. Narbutta czy projekt obywatelski, który zakładał wytyczanie pasów rowerowych i oswobodzenie chodników od parkujących samochodów na kilku ulicach, m.in. Dąbrowskiego czy Madalińskiego.
– A właśnie, co mieszkańcy zrobią ze swoimi samochodami, jeśli zabierze im się miejsca parkingowe na mniejszych ulicach. Czy na Mokotowie mamy zabezpieczone tereny rezerwowe? – zainteresowała się wiceprzewodnicząca komisji infrastruktury Agnieszka Golińska-Jaczewska (Koalicja Obywatelska).
– W strefie zamieszkania właściwie nie powinno być miejsc parkingowych, a na Mokotowie to jest jedno wielkie parkowanie po obu stronach ulic – przyznał debiutujący na spotkaniu radnych nowy dyrektor biura mobilności Waldemar Lasek. – Kiedy chodziłem do osiedlowej podstawówki na Jelonkach, nie było problemu dowożenia dzieci samochodami. Tego nie da się do końca wyeliminować, ale należy ograniczać do minimum. Teraz największym niebezpieczeństwem dla dzieci pod szkołami są ich rodzice, którzy je podwożą – podkreślał. Przyznał jednak społecznikom z Mokotowa rację co do kierunku zmian lokalnych ulic.
Mokotowianie podają przykład Barcelony, gdzie samochody nie mogą przejechać na wprost przez małe skrzyżowania. A na ich środku powstają skwery, place zabaw, miejsca spotkań dla mieszkańców.
AUTO TO ZA DROGO
– Ja sam nie mam już samochodu, bo przeliczyłem sobie, że mi się to nie opłaca. Jeździmy z żoną rowerami, hulajnogami, a w razie potrzeby taksówkami i nie wydajemy na to więcej niż 1 tys. zł miesięcznie – powiedział Jerzy Książek. Zastrzegł, że wprowadzenie stref zamieszkania nie zamyka ich jednak dla ruchu kołowego. Poza tym zmiany nie muszą obejmować głównych ulic, jak Puławska, Kazimierzowska czy Wołoska. Chyba żeby przenieść parkowanie na ich prawe pasy z ulic poprzecznych, choćby tylko na noc, np. po godz. 20.
Ten pomysł popiera Tamas Dombi, wicedyrektor Zarządu Dróg Miejskich: – Kiedy budowaliśmy drogę rowerową wzdłuż ul. Wiertniczej w Wilanowie, mieszkańcy protestowali, że likwidujemy im nielegalne miejsca parkingowe na chodniku. Do postoju przeznaczyliśmy jednak jeden z trzech pasów ruchu. Jego płynność wcale na tym nie ucierpiała, a mieszkańcom tak się to spodobało, że chcą podobnego rozwiązania na drugiej jezdni ul. Wiertniczej – mówi wicedyrektor Dombi.
– Ludzi można przekonać do parkowania dalej od domów – uważa Jerzy Książek. – Owszem stracą może 10 proc. miejsc postojowych na swoich małych uliczkach, ale zyskają znacznie więcej: mniejszy smog, nową zieleń czy wygodne przejście na chodnikach.
+