Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Dom rodzinny na jachcie
– Nasz jacht jest jak trzypokojowe mieszkanie. Wzięliśmy na niego kredyt, który spłacimy za 20 lat – mówią Ania i Bartek Dawidowscy. Z dwójką małych dzieci od pięciu lat żyją na wodzie, podróżując po Karaibach.
Przygoda i życie
Ania i Bartek nie poznali się na wodzie. Ani w powietrzu. Choć on jest pilotem samolotów pasażerskich. Ani na Giełdzie Papierów Wartościowych, gdzie ona, ekonomistka, doradzała spółkom. Pierwszy raz spotkali się 11 lat temu na nartach we Włoszech. To tam Bartek zaprosił Anię na swój rejs na Karaiby. Zgodziła się, choć nigdy wcześniej nie żeglowała. Spodobało się. Na tyle, że zostali parą. – Od razu mi powiedział, że chce mieszkać na łodzi – wspomina Ania.
Kilka miesięcy później rozmawiają o planach na przyszłość. Ona: – Chcesz mieć dzieci? On: – Tak, ale tylko na łodzi. Co ty na to? Ona: – OK. On: – Czy mam to odebrać jako oświadczyny? Ona: – Może być.
– Wyszło na to, że to ja mu się oświadczyłam – śmieje się Ania. Był ślub. I podróż na Florydę, gdzie upatrzyli sobie trimaran – trzykadłubowy jacht. Ich przyszły dom. 24 m wysokości, tyle co siedmiopiętrowy budynek. 15 m długości, 12 m szerokości. – Jest jak trzypokojowe mieszkanie. Kupiliśmy go za mniej niż połowę ceny, bo nadawał się tylko do generalnego remontu – opowiada Bartek. Przez miesiąc, po 16 godzin na dobę, przygotowywali jacht do rejsu przez Atlantyk. Potem przepłynęli nim do stoczni w Szczecinie. Tam przez rok był całkowicie przebudowany.
LUKSUSOWO I EKOLOGICZNIE
W tym czasie urodziło im się dwóch chłopców. Dziś Kuba ma 6,5 roku, a Julian 5 lat. Ania z Bartkiem wyprowadzili się z domu w Warszawie. Ona zrezygnowała z udziałów w firmie. On nadal jest pilotem. – Mam elastyczny grafik i sam decyduję, kiedy latam – opowiada Bartek.
We wrześniu 2015 r. jacht był gotowy. Zabrali ubrania, książki, naczynia, gitarę, perkusję i wprowadzili się na pokład. – Czułam, że chcę wyjść ze strefy komfortu, jaką się ma na lądzie. Gdy poznałam Bartka, wiedziałam, że to zrobimy. To jest nasz sposób na życie: totalna wolność, ciągła podróż, samowystarczalny dom – ekscytuje się Ania.
Zmywarka, kuchenka, lodówka, zamrażarka – to w kuchni, w środkowym kadłubie. W pozostałych – pokoje. Ten kolorowy, z zabawkami i pluszakami – dla chłopców. Z dużym łóżkiem, komodami i lustrem na ścianie – to sypialnia Ani i Bartka. Są jeszcze dwie łazienki, małe biuro z miejscem na laptop, drukarkę i dron oraz salon z narożną sofą i kilka schowków (z pralką, dodatkową lodówką czy łóżkiem dla gości).
Jacht jest ekologiczny i samowystarczalny. Energię generuje z baterii słonecznych. Rocznie zużywa ok. 600 litrów paliwa. Dawidowscy silnik włączają głównie podczas manewrów w porcie. Na morzu płyną pod żaglami. – Nie musimy kupować wody, bo korzystamy z morskiej, która przechodzi przez system odsalania i mineralizacji. Smakuje lepiej niż butelkowana – zachwala Bartek.
PILOT BARTEK, BLOGERKA ANIA
Ze Szczecina wypłynęli na zachód. Po trzech miesiącach zacumowali na Karaibach. Stąd jeszcze płynęli do Nowego Jorku i na Bahamy. Latem, gdy trwa sezon huraganowy, nie żeglują. – Zostawiamy jacht w Surinamie i wracamy na trzy miesiące do Polski – mówi Ania.
Najtrudniejsze były pierwsze dwa lata. – Psuło się wszystko. I wszystko naprawialiśmy sami. Do tego małe dzieci, trudne warunki pogodowe. Było stresująco, ale nie żałowaliśmy naszej decyzji – zapewnia Ania. Jak się utrzymują? – Kupiliśmy droższą łódkę, bo zależało nam na wygodzie. Musieliśmy zaciągnąć kredyt hipoteczny, który spłacimy za 20 lat – mówi Bartek. Co miesiąc na tydzień leci do Nowego Jorku. Pracuje w liniach lotniczych, na trasach do Europy. Dawidowscy zarabiają
też na rejsach, które organizują. Wtedy na pokład jachtu zabierają kilka osób. Mają także patronów, którzy wspierają finansowo ich produkcje wideo. Relacje z wypraw Ani i Bartka można śledzić w mediach społecznościowych. Ania prowadzi podróżniczy wideoblog SailOceans.com, na którym – jak pisze – „promują alternatywny styl życia poza systemem”.
CASTING NA NIANIĘ
– Jesteśmy wariatami, ale nie płyniemy na spontanie. Zanim wyruszyliśmy na Karaiby, czytaliśmy blogi par, które podróżują tak jak my. Zrobiliśmy kurs pierwszej pomocy. Bartek jest perfekcjonistą i wszystko skrupulatnie przygotował. Bierzemy odpowiedzialność za bezpieczeństwo naszych dzieci, ich wychowanie i edukację – mówi stanowczo Ania. Na razie chłopcy bawią się z rodzicami i nianią. To 25-letnia Kasia, która dwa lata temu wygrała „casting” z ogłoszenia Ani i Bartka. – Dostaliśmy 600 zgłoszeń. Wybraliśmy Kasię, bo zna angielski i francuski, jest żeglarką, chciała przeżyć przygodę życia i nam pomóc – mówi Ania. Teraz szukają osoby na następny rok. Dawidowscy opłacili dziewczynie bilety lotnicze w obie strony, pokrywają wszystkie wydatki podczas rejsu i płacą kieszonkowe.
DZIŚ KARAIBY, JUTRO PACYFIK
Gdy Ania z Bartkiem cumowali do brzegu na dłużej, posyłali chłopców do lokalnego przedszkola, by mieli kontakt z rówieśnikami. Co dalej? – Chcielibyśmy, żeby do końca podstawówki chłopcy uczyli się na łódce. Jesteśmy w stanie sami realizować program szkolny, zatrudnimy też kolejną opiekunkę i nauczycielkę. Słyszeliśmy o programach on-line do nauki dla dzieci – mówi Ania. W grę wchodzi też posłanie chłopców do szkoły. Normalnie 95 proc. czasu Dawidowscy spędzają zakotwiczeni przy lądzie. – Śpimy na jachcie, ale żyjemy wśród ludzi – mówią. Najbardziej zauroczyła ich Saint Lucia. – Wyspa, która zachowała charakter i nie poddała się turystycznym wymogom. Rastamański styl, natura, soczystość, zieleń i dwa Pitony, czyli wzniesienia wpisane na Listę światowego dziedzictwa UNESCO, na widok których dostaję niesamowitej energii. To nasz karaibski dom – opowiada Ania.
Bartek ma 45 lat. Ania – 37. Plany? Za kilka lat chcą popłynąć na Pacyfik. W przyszłym roku planują przepłynąć do Polski na mały remont. Jacht musi być gotowy na tak daleką wyprawę. – Tym bardziej że to podróż na co najmniej 10 lat – zapowiadają.+