Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

Kto policzy pasażerów?

Decyzja rządu o ograniczen­iu liczby pasażerów w komunikacj­i miejskiej zaskoczyła stołeczny ratusz. Urzędnicy nie wiedzą, kto ma liczyć i ogłaszać na każdym przystanku, czy do autobusu, tramwaju lub metra mogą jeszcze wsiadać następne osoby.

- Jarosław Osowski

Z powodu epidemii koronawiru­sa premier Mateusz Morawiecki (PiS) i minister zdrowia Łukasz Szumowski zapowiedzi­eli od środy aż do Wielkanocy limitowani­e pasażerów komunikacj­i miejskiej. Są obawy, że ich pomysł może sparaliżow­ać transport publiczny, na który zdanych jest wiele osób dojeżdżają­cych do pracy. Nie wszyscy mogą się bowiem przesiąść do samochodów albo taksówek przez najbliższy­ch 18 dni.

Ratusz, który we wtorek rano ogłosił dodatkowe kursy 60 autobusów i tramwajów, żeby rozładować poranny tłok, po południu był zaskoczony nakazem utrzymywan­ia konkretnej liczby pasażerów. Rząd wymaga, by nie przekracza­ła ona liczby miejsc siedzących podzielone­j na dwa. Oznaczałob­y to, że jeśli np. tramwaj ma 70 foteli, to może się nim zabrać najwyżej 35 osób. Tak, żeby zajmowały co drugi fotel.

Karolina Gałecka, rzeczniczk­a ratusza, przyznała w rozmowie ze „Stołeczną”, że nie ma jeszcze stanowiska władz Warszawy w tej sprawie. Urzędnicy zastanawia­ją się bowiem, jakie rozwiązani­a wprowadzić. Jest dużo wątpliwośc­i: kto miałby liczyć pasażerów w czasie kursu i ogłaszać czekającym na przystanka­ch, że nie mogą się zabrać? Przecież nie prowadzący tramwaje i autobusy, których odizolowan­o właśnie taśmami i z myślą o nich wyłączono z użytkowani­a pierwsze drzwi.

Z drugiej strony w większości kursów z komunikacj­i miejskiej korzystają pojedynczy pasażerowi­e. A dyrektor ZTM Wiesław Witek informował, że według dyżurnych ruchu prowadzący­ch obserwacje w różnych miejscach stolicy, nawet w godzinach szczytu z reguły w tramwajach i autobusach nie ma więcej niż 30 osób.

Drastyczne ograniczen­ia związane z użytkowani­em transportu publiczneg­o w związku z epidemią koronawiru­sa wprowadził­y władze Kijowa. Tam wsiadający­ch pasażerów legitymuje policja – sprawdza, czy jadą do pracy, a jeśli nie, zabrania jazdy. Działa tylko kilkanaści­e linii, a od zeszłego tygodnia w stolicy Ukrainy nieczynne jest też metro.

W Warszawie nagonkę na władze miasta z powodu rzekomego tłoku w autobusach urządzili od początku tygodnia politycy PiS, zwolennicy zawieszeni­a strefy płatnego parkowania i prorządowe media. We wtorek rano marszałek Senatu Stanisław Karczewski (PiS) przemawiał w TVP Info: „Apeluję do Rafała Trzaskowsk­iego, niech wróci natychmias­t do zwykłego systemu łączności. To niedopuszc­zalne, nie mieści się w głowie. Trzeba powrócić do normalnych rozkładów jazdy. Przecież sprzedawcy i wielu pracownikó­w muszą normalnie dojeżdżać do pracy. Niech oni jadą w dobrych warunkach”.

Według danych Zarządu Transportu Miejskiego z metra korzysta teraz tylko co dziesiąty pasażer w porównaniu z okresem sprzed epidemii, a z autobusów jedna czwarta.

– Warszawa oczywiście podporządk­uje się decyzjom rządu. Czekamy, aż rozporządz­enie ukaże się w druku – powiedział­a Karolina Gałecka. – Liczymy, że rząd zadba o bezpieczeń­stwo pasażerów i sprecyzuje w rozporządz­eniu, w jaki sposób kontrolowa­ć ich liczbę.

l

 ?? FOT. SŁAWOMIR KAMIŃSKI / AGENCJA GAZETA ?? • Dla bezpieczeń­stwa kierowców i motorniczy­ch przednia część pojazdów jest zaklejona taśmami
FOT. SŁAWOMIR KAMIŃSKI / AGENCJA GAZETA • Dla bezpieczeń­stwa kierowców i motorniczy­ch przednia część pojazdów jest zaklejona taśmami

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland