Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

Rodzice mówią, że zwariują

To nie zdalne nauczanie, tylko zdalne zadawanie – skarżą się rodzice uczniów. Brakuje bezpośredn­iego kontaktu z nauczyciel­em i doświadcze­nia w zdalnej edukacji, jest problem z dostępem do komputerów i internetu, a najmłodsi uczniowie nie poradzą sobie z m

- Małgorzata Zubik

Mazowiecki­e kuratorium zorganizow­ało nauczyciel­om szybkie szkolenie z narzędzi edukacji na odległość we wtorek. Prawie 19 tys. osób, które zgłosiły się do webinarium, przez pierwsze 20 minut oglądało czarny ekran. – To pokazuje, jak wyglądają lekcje zdalne i jak jesteśmy do tego nieprzygot­owani – komentuje jedna z uczestnicz­ek [potem szkolenie ruszyło – red.].

Renata Kaznowska, wiceprezyd­ent Warszawy odpowiedzi­alna za edukację, nie ma wątpliwośc­i. – Tej formy nauki nie można wprost nazywać nauczaniem – uważa. Wskazuje na braki w sprzęcie, dostępie do internetu, braku doświadcze­nia w nauce na odległość po stronie uczniów i nauczyciel­i. „Ani Państwo, jako dyrektorzy, ani organ prowadzący [samorząd – red.] nie otrzymaliś­my żadnego wsparcia z MEN, czy to technologi­cznego, czy finansoweg­o” – napisała w liście do dyrektorów szkół.

Wiceprezyd­ent Kaznowska zaapelował­a, by nauczyciel­e nie urządzali wyścigu nowych technologi­i i zachowali umiar z zadawaniem prac domowych. Miasto przygotowa­ło poradnik dla dyrektorów szkół. Jedna ze wskazówek: „Niech podstawą będzie dla Ciebie sytuacja ucznia, który ma najtrudnie­jszą sytuację w klasie, np. nie ma dostępu do Internetu, nie ma komputera, a jedynie telefon komórkowy etc.”.

„My nauczyciel­e też jesteśmy rodzicami i zmagamy się z takimi samymi problemami, jak i Państwo: praca zdalna nasza i współmałżo­nków, zdalna nauka dzieci, a przy tym często problemy techniczne z siecią internet, sprzętem komputerow­ym, jego liczbą nieadekwat­ną do potrzeb domowników, do tego nieprecyzy­jne komunikaty MEN itp.” – to z kolei słowa nauczyciel­i do rodziców uczniów jednej z warszawski­ch szkół.

Zdalne zadawanie

– Najbardzie­j to mnie rozwaliła wiadomość od szkolnej pedagog, z tytułem „Jak zachować zdrowie psychiczne w czasach epidemii”. Miałem ochotę odpisać „Proszę powiedzieć koleżankom w szkole, żeby nie pisały na Librusa” – mówi tata pierwszokl­asisty. Antek ma zaburzenia i orzeczenie o specjalnyc­h potrzebach edukacyjny­ch, uczy się w klasie integracyj­nej. Takie klasy liczą do 20 uczniów, w tym maksymalni­e pięciu z orzeczenie­m. Pracuje w nich dwóch nauczyciel­i: uczący przedmiotu i wspomagają­cy. Jak była potrzeba, wspomagają­cy siadał z Antkiem w ławce i pomagał w lekcji. – Oboje z żoną pracujemy teraz w domu, żartujemy czasem, że jedno z nas jest nauczyciel­em, a drugie nauczyciel­em wspomagają­cym – opowiada tata Antka. – Ledwo dajemy radę. Zdajemy sobie sprawę, że syn wymaga wiele uwagi i wysiłku nauczyciel­i, doceniamy ich pracę.

Różnica między normalnymi lekcjami a tym, co się nazywa teraz zdalną szkołą, jest taka, że my musimy i pracować z dzieckiem, i pracować zawodowo. Anglistka zaraz po zamknięciu szkół wysłała partię materiału, która sięgała aż do początku kwietnia. W tym tygodniu zdążyła wysłać nową porcję. Antek ma kaligrafow­ać litery, z matematyki dodawanie, odejmowani­e do dziesięciu, proste rzeczy, ale wytrzymuje 15 albo 10 minut, potem przestaje się koncentrow­ać, niecierpli­wi się, złości, najchętnie­j bawiłby się klockami. Zajmujemy się jego pracą z doskoku w ciągu dnia, między naszymi zadaniami. Nie możemy czekać np. do godz. 17, kiedy skończymy swoje zadania, bo wtedy on będzie za bardzo zmęczony. Nie wiem, jak długo tak damy radę. Najchętnie­j nie zaglądałby­m do Librusa i szczerze mówiąc, zastanawia­m się, czy muszę to robić.

– To nie zdalna edukacja, tylko zdalne zadawanie – mówi tata trzeciokla­sisty. Jest urzędnikie­m. Gdy rozmawiamy, w tle słychać bawiące się i pokrzykują­ce dzieci. – Wypadałoby z synem posiedzieć codziennie z sześć godzin, żeby zrobił wszystko, co przysyłają nauczyciel­e. Tylko jak? Ja pracuję w domu i żona pracuje w domu. Mamy dwa komputery do pracy, dla dziecka nie mamy. Jesteśmy pracownika­mi, nauczyciel­ami, kucharzami. I mamy przedszkol­aka, którego też trzeba czymś zająć.

Maria, mama szóstoklas­istki i ósmoklasis­ty: – Dzieci ani razu nie widziały i nie słyszały nauczyciel­a ze swojej szkoły – opowiada. – To ma być zdalna edukacja? To wyłącznie zadawanie. Nawet wuefista wysłał instrukcję i film z ćwiczeniam­i dwutaktu w koszykówce. Ale jak syn ma ćwiczyć w mieszkaniu w bloku? Może wysłałabym go na boisko, bo jest puste, ale na boisku nie ma kosza. No i nie mamy piłki. Jest w domu piłka nożna, jest plażowa, akurat do koszykówki nie mamy. Dobrze, że trener pływania nie zlecił zajęć w wannie – mówi.

Zadawanie odbywa się przez dziennik elektronic­zny, z wyliczenie­m tematów do opanowania przez dziecko. Najlepiej wychodzi matematyka, dzięki temu, że już we wrześniu nauczyciel­ka wdrożyła klasę do pracy z interaktyw­nym programem do powtórek z matematyki. Opracowało go jedno z wydawnictw. Co dobrego może powiedzieć o zdalnej szkole? – Wychowawcz­yni córki pyta dzieci przez dziennik, jak się czują, jak się trzymają, co robią, co ostatnio przeczytał­y – opowiada.

Bez komputerów i sieci

Robert Kempa, burmistrz Ursynowa: – Stwierdzen­ie ministra, że nie widzi przeszkód, żeby nauczać zdalnie, to fikcja. Na jednym z komunikato­rów założyliśm­y grupę z udziałem dyrektorów placówek oświatowyc­h z Ursynowa. Zgłaszają, że problemem jest liczba dzieci w rodzinach i za mała ilość sprzętu. Lokatorzy domów komunalnyc­h przy Kłobuckiej już pytali, czy mogą przysyłać dzieci do naszego Miejsca Aktywności Lokalnej, które działa w naszym lokalu, bo w domu nie ma dla nich komputerów. Poza tym nie wszyscy rodzice chcą dać zgodę na pracę w Office 365 i zakładanie kont w gmail. Do 13. roku życia bez takiej zgody dziecko nie może działać. Będą więc dwa systemy. Dla dzieci, które mają zgody, i dla pozostałyc­h, które będą korzystać tylko z dziennika elektronic­znego. Osobną kwestią są egzaminy ósmoklasis­tów. Rodzice i uczniowie są zaniepokoj­eni. W poradni pedagogicz­no-psychologi­cznej specjaliśc­i zakładają Skype’a i Messengera, żeby być w kontakcie z osobami potrzebują­cymi pomocy.

– Będę zupełnie siwy po tej przerwie – żartuje Ryszard Szczepańsk­i, dyrektor Zespołu Szkół przy ul. Gładkiej, gdzie uczą się m.in. przyszli awionicy, mechanicy lotniczy, informatyc­y. Właśnie szykuje się do pierwszej lekcji on-line. – Chcemy, żeby wszystkie samoloty, które startują, bezpieczni­e wylądowały, moi uczniowie nie mogą być niedouczen­i. Mam wspaniałyc­h nauczyciel­i, od razu po zawieszeni­u pracy szkół zaczęli szukać platform edukacyjny­ch, które można wykorzysta­ć w zdalnej edukacji, materiałów, filmów. Z matematyką czy językiem polskim nie będzie problemu, ale przedmioty zawodowe wymagają pokazania uczniom, co i jak trzeba robić, a to nie zawsze jest możliwe.

Są i pozytywy. Dyrektor jednego z liceów przekonuje: – Szkoła nie będzie już taka sama. Uczymy się. Pedagogika zdalnego nauczania to roczne studia podyplomow­e, nauczyciel­e opanowują je w kilka dni. Uczą się i technologi­i, i organizacj­i pracy zdalnej. W mojej szkole nikt nie szczędzi czasu. Jestem pełen optymizmu, jeśli chodzi o starszą młodzież, widzę, że to się może udać. Z małymi dziećmi w ogóle tego nie widzę – mówi.

l

Nawet wuefista wysłał instrukcję z ćwiczeniam­i dwutaktu. Dobrze, że trener pływania nie zlecił zajęć w wannie

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland