Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

Iemy, jak długo to potrwa

-

rzata Dworak i dodaje: – Oprócz pracownikó­w, których zatrudniam­y, to takie gabinety jak nasz utrzymują techników i całe ich pracownie. To my im dajemy możliwość zarabiania pieniędzy. Z nas żyją również hurtownie, które nas zaopatrują, i ich pracownicy. Cała branża to system naczyń połączonyc­h. Jeśli teraz rząd nie doceni wagi problemów, gdy tylko sytuacja się unormuje, grozi nam kolejna fala emigracji i utrata młodej, dobrze wyszkolone­j kadry.

100 TYSIĘCY ULOTEK W MAGAZYNIE

Robert Składowski prowadzi drukarnię cyfrową na Okęciu. W obecne miejsce przeniósł się w 2006 roku. Razem z nim firma liczyła wówczas trzech pracownikó­w, ale od tamtej pory biznes ruszył z kopyta, a początkowo niewielki, parterowy budynek powiększył się o piętro. U góry powstały biura, a na dole została produkcja. – Gdyby odwiedził mnie pan trzy tygodnie temu, to byłby tu taki harmider, że nie moglibyśmy rozmawiać – stwierdza Składowski, stojąc obok plotera do bannerów.

Teraz, pięć dni po tym, jak w Polsce ogłoszono stan epidemii koronawiru­sa, w pomieszcze­niach produkcyjn­ych jest pusto. W magazynowy­m zalegają paczki z plakatami, których w warunkach epidemii nikt nie będzie rozwieszać, i ulotkami, których nikt nie będzie rozdawać. Tych ostatnich zalega w paczkach aż 100 tysięcy!

Dzień po tym, jak premier Mateusz Morawiecki ogłosił zamknięcie szkół, zlecenia wycofali wszyscy klienci. Łączna wartość zleceń wynosiła ponad 200 tys. zł. To prawie tyle, ile średnie miesięczne obroty firmy (250 tys. zł). Niedługo trzeba wypłacić pracowniko­m pensje, opłacić ZUS, zapłacić za media, leasingi i raty kredytów.

Ilu pracownikó­w Skłodowski zatrudnia w drukarni? – Łącznie 14 osób – odpowiada. Wszystkich pracownikó­w potrafi wymienić z imienia. Wie też, że wielu z nich martwi się o przyszłość firmy w dobie koronawiru­sa.

– Jedna z pań, która pracuje u mnie 15 lat, spytała mnie ostatnio, co będzie dalej – przyznaje.

– I co pan odpowiedzi­ał?

– Prawdę. Że nie wiem. Bo największy­m dramatem nas, przedsiębi­orców, jest fakt, że nikt nie wie, kiedy to się skończy.

Składowski, oprócz tego, że prowadzi biznes, od pięciu lat jest prezesem Ogólnopols­kiej Federacji Przedsiębi­orców i Pracodawcó­w. Codziennie odbiera po kilkanaści­e telefonów od innych przedsiębi­orców, którzy też nie wiedzą, co dalej. Często dużo większych niż on sam. – Bez względu na wielkość firmy, bez względu na obroty i liczbę zatrudnion­ych pracownikó­w, wszyscy przedsiębi­orcy mają te same obawy. Może to zabrzmi brutalnie, ale uważam, że koronawiru­s odsłonił słabość naszej gospodarki. Że nie jesteśmy żadnymi „tygrysami Europy”. Może są firmy, które potrafią zgromadzić kapitał na zapas, ale większość żyje z miesiąca na miesiąc. Jak przeciętny Kowalski.

– Czy jest jakaś data graniczna, do której pańska firma da radę funkcjonow­ać, jeśli epidemia się nie skończy? – pytam.

– 10 kwietnia. Wtedy muszę wypłacić pensje – odpowiada przedsiębi­orca i dodaje: – Nikt nie zna jutra. Najgorsze w sytuacji małych przedsiębi­orstw jest to, że nie wiemy, jak długo ta sytuacja potrwa, jakie finalnie będą propozycje rządu, kogo obejmą, czy tylko mikrofirmy, czy wszystkich? I czy tzw. tarczy antykryzys­owej wystarczy na wszystkie bolączki przedsiębi­orców.

l

 ?? FOT. MACIEK JAŹWIECKI / AGENCJA GAZETA ?? • Dzień po tym, jak premier ogłosił zamknięcie szkół, zlecenia wycofali wszyscy klienci. Łączna ich wartość wynosiła ponad 200 tys. zł. To prawie tyle, ile średnie miesięczne obroty firmy, które wynoszą 250 tys. zł
FOT. MACIEK JAŹWIECKI / AGENCJA GAZETA • Dzień po tym, jak premier ogłosił zamknięcie szkół, zlecenia wycofali wszyscy klienci. Łączna ich wartość wynosiła ponad 200 tys. zł. To prawie tyle, ile średnie miesięczne obroty firmy, które wynoszą 250 tys. zł

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland