Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Smog bez aut
W Warszawie średnie tygodniowe zanieczyszczenie tlenkami azotu zmalało ze 120 do 50 mikrogramów. Skąd więc weekendowy smog?
W weekend powietrze w Warszawie było fatalne, a normy WHO przekroczone wielokrotnie. W niedzielę przed południem w centrum miasta wskaźnik pyłów PM10 wyniósł 372 proc. dopuszczalnej normy, a pyłów PM2.5 – aż 540 proc. normy. Wielu mieszkańców zastanawiało się, skąd ten smog, skoro od dwóch tygodni ruch samochodowy jest mniejszy.
Zdaniem Piotra Siergieja z Polskiego Alarmu Smogowego wytłumaczenie sytuacji jest intuicyjne i prozaiczne. – Dni były ciepłe, słoneczne, noce zimne, brak wiatru. Z powodu kwarantanny ludzie więcej czasu spędzają w domu, dokładają do kotłów, rozpalają w kominkach, które też są źródłem dymu. Jeśli na terenie jednej dzielnicy odpalimy w chłodny wieczór 200-300 kominków, mamy powietrze jak w podkrakowskich wioskach – tłumaczy. Jego zdaniem weekendowe zanieczyszczenie powietrza wpisuje się w typowo wczesnowiosenny krajobraz. Jeśli nie ma wiatru, zanieczyszczenie powietrza zaczyna rosnąć w okolicach godz. 17. Około północy się zmniejsza, a o poranku znów rośnie, bo kopciuchy idą w ruch. – Ten scenariusz potwierdzają sobotnie wyniki pomiarów na stacji w dzielnicy Wawer – podkreśla Siergiej.
A co z samochodami? – Sprawdziłem stężenie tlenku azotu w stacji pomiarowej przy al. Niepodległości. W okresie od 5 do 25 marca wartości wyraźnie spadły. Średnie tygodniowe zanieczyszczenie zmalało ze 120 do 50 mikrogramów, to bardzo dużo, a wszystko dzięki obserwowanemu ograniczeniu ruchu samochodowego – mówi ekspert.
l