Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Panie Ziółko, wyprowadzka
Czy zniknie sklep zielarski ze Starej Ochoty? Prowadzi go niepełnosprawny farmaceuta. Splot różnych przypadków w czasie epidemii sprawił, że musi się wyprowadzić z miejskiego lokalu.
Farmaceuta Jacek Andrzejak razem z mamą prowadzi przy Słupeckiej na Starej Ochocie sklep zielarski. Pan Jacek jest osobą z niepełnosprawnością, porusza się o lasce. Zatrudnia dwóch niepełnosprawnych pracowników.
Zniweczenie 10 lat pracy
Teoretycznie sklep zielarski nie powinien już działać. Pan Jacek miał wyprowadzić się z piętnastometrowego miejskiego lokalu do końca kwietnia. Podnajmował go za zgodą urzędu dzielnicy od krawcowej, która działa po sąsiedzku. W związku z wybuchem epidemii koronawirusa krawcowa przyspieszyła decyzję o przejściu na emeryturę. Pan Jacek dowiedział się o tym 7 kwietnia. Kilka dni później napisał pismo do burmistrz dzielnicy Katarzyny Łęgiewicz (PO) z prośbą o najem lokalu. „Obecnie zatrudniamy dwie osoby niepełnosprawne i nikogo nie zwalniamy pomimo epidemii. Utrata lokalu wiązałaby się z koniecznością likwidacji firmy, zwolnieniem pracowników i zniweczeniem 10 lat pracy” – czytamy w piśmie do burmistrz.
Odpowiedziała mu wiceburmistrz Ewa Kacprzak-Szymańska: Nie ma możliwości zmiany strony umowy najmu z dotychczasowego najemcy na podnajemcę lokalu, bo – zgodnie z zarządzeniem prezydenta miasta – miejskie lokale wynajmowane są na podstawie konkursów. Pan Jacek, owszem, może w nim wziąć udział. Problem polega na tym, że nie wiadomo, kiedy się odbędzie. Na razie wszystkie konkursy z powodu epidemii zostały wstrzymane. Czyli Jacek Andrzejak
ma się wyprowadzić. A lokal i tak będzie stał pusty, bo konkursów nie ma. Takie są procedury.
– Rozumiem przepisy. Ale może przynajmniej mógłbym zostać tutaj do czasu ogłoszenia konkursu i w nim wystartować. W czasie epidemii i tak nie wynajmę niczego innego. Wszystko przecież stanęło – mówi pan Jacek.
„Formalności muszą się dopełnić”
Kiedy rozmawiamy w sklepie, do środka co chwilę zagląda ktoś z sąsiadów, wita się z panem Jackiem. Przechodzień – mężczyzna w przyłbicy – opowiada o sąsiedzkiej petycji. W internecie sąsiedzi piszą o Jacku Andrzejaku czule per „Pan Ziółko”. List do wiceburmistrz Kacprzak-Szymańskiej napisał mieszkający w pobliżu Jan Truszczyński, były ambasador Polski przy Unii Europejskiej. Rzeczniczkę Ochoty Monikę Beuth-Lutyk pytam, czy możliwe są jakieś doraźne działania, które pozwolą panu Jackowi na zostanie w lokalu do ogłoszenia konkursu. Przywołuję przykład sprzed kilku tygodni: pod koniec marca w ratuszu słyszeliśmy, że urzędnicy nie mogą obniżać czynszów w miejskich lokalach użytkowych z powodu koronawirusa, bo te były ustalone w wyniku konkursów i przetargów. Jednak znaleziono na to sposób: prezydent wydał odpowiednie zarządzenie pozwalające na obniżkę.
Rzeczniczka odpowiada: – Obecnie nie ma prawnej możliwości, że podnajmujący wchodzi z automatu w najem. Mamy związane ręce, formalności muszą się dopełnić. Wiem, że to źle brzmi, ale takie są procedury. Dodaje, że dzielnica planuje ogłosić na ten lokal konkurs profilowany, czyli określi usługi, które będzie można w nim prowadzić. Ma to pomóc właśnie drobnym przedsiębiorcom.
– Wiem, że urzędnicy nie mają złej woli. Ta sytuacja pokazuje, że jak się pisze procedury, to nie wszystko można przewidzieć – stwierdza Ingeborga Janikowska-Lipszyc, była radna Ochoty i działaczka stowarzyszenia Ochocianie, które współrządzi dzielnicą. Dodaje: – Wychowałam się na Słupeckiej. Pana Jacka kojarzę od czasów nastoletnich. Jego sklep jest ważnym miejscem w tej części Starej Ochoty. Tworzy mikrokosmos ulicy – małe sklepiki i drobne usługi.
Wieczorem w poniedziałek pan Jacek poinformował nas, że w ciągu dnia odebrał telefon z urzędu dzielnicy. – Usłyszałem, że to niestandardowa sytuacja, więc urzędnicy będą szukać niestandardowych rozwiązań i być może uda się podpisać krótkoterminową umowę – relacjonuje.
l