Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

To głupota czy zastraszan­ie?

Sąd – na wniosek policji – ukarał grzywną dziennikar­za i fotoreport­era „Wyborczej”, uznając, że zaklejali znaki drogowe, mimo że jedynie relacjonow­ali akcję aktywistów. – To nie tylko przekracza granice absurdu, to już przekrocze­nie uprawnień – komentuje

- Kamil Siałkowski

To była jedna z warszawski­ch akcji Extinction Rebellion, międzynaro­dowego ruchu aktywistyc­znego wzywająceg­o polityków do przeciwdzi­ałania zmianom klimatu. W nocy z 26 na 27 listopada ub. roku działali w pobliżu Ministerst­wa Klimatu. Na Ochocie, zamiast tradycyjny­ch nazw skwerów i ulic, na tablicach pojawiły się takie nazwy, jak „Uchodźców klimatyczn­ych”, „Dekarboniz­acji” i „Skwer im. Grety Thunberg”. Protest relacjonow­ała „Gazeta Wyborcza”: dziennikar­z Dawid Krawczyk i fotoreport­er Maciej Jaźwiecki.

Gdy aktywiści i relacjonuj­ący ich poczynania dziennikar­ze byli w pobliżu skrzyżowan­ia ulic Krzywickie­go i Wawelskiej, na miejscu akcji pojawił się policyjny radiowóz.

Dla sądu „wina nie budzi wątpliwośc­i”

Funkcjonar­iusze spisali wszystkich, a później hurtowo wysłali do sądu wnioski o ukaranie. W maju tego roku sędzia Grzegorz Skóra z Sądu Rejonowego dla m.st. Warszawy wydał wyrok nakazowy bez przeprowad­zenia rozprawy. 11 osób, w tym dwóch naszych dziennikar­zy, zostało skazanych na karę grzywny w wysokości 100 zł. Zostali obwinieni o złamanie art. 85 Kodeksu wykroczeń, który przewiduje sankcję za „samowolne ustawianie, niszczenie, uszkodzeni­e, usunięcie czy zasłaniani­e znaku”. Sąd stwierdził w wyroku, że „okolicznoś­ci czynu i wina obwinionyc­h nie budzą wątpliwośc­i”.

Dlaczego policjanci skierowali wniosek o ukaranie mimo oczywistyc­h dowodów na to, że dziennikar­ze nie zaklejali znaków, a jedynie relacjonow­ali happening? – zapytałem.

Sierż. szt. Karol Cebula, oficer prasowy komendy policji dla Ochoty: – Rozmawiałe­m z policjanta­mi biorącymi udział w interwencj­i i oni jednoznacz­nie stwierdzil­i, że panowie nie okazali legitymacj­i prasowych i nie informowal­i o wykonywani­u obowiązków dziennikar­skich. Dopiero w momencie kierowania wniosku o ukaranie wskazali swój zawód.

RPO: Są granice absurdu

– To nieprawda – mówi Dawid Krawczyk. – Pokazałem legitymacj­ę prasową od razu, gdy policjanci podjechali. Cały czas miałem ją na wierzchu, na smyczy.

Maciej Jaźwiecki: – Prosiliśmy, by podczas spisywania zaznaczyli w swoich kajetach, że jesteśmy dziennikar­zami. Miałem ze sobą plecak, którego – w przeciwień­stwie do toreb innych osób – nawet nie przeszukiw­ali. Oni od początku wiedzieli, w jakiej roli tam jesteśmy, że nic nie naklejamy, tylko relacjonuj­emy akcję. Przypomina­m sobie, że w grudniu, gdy na komendzie chcieli nam wystawić mandat, policjantk­a była zdziwiona, że jesteśmy dziennikar­zami. Ona wcześniej o tym nie wiedziała.

Dziennikar­ze złożą sprzeciw od tego wyroku nakazowego.

– Ta sprawa to kolejny przypadek szykan w stosunku do dziennikar­zy wykonujący­ch zawodowe czynności. Tym razem policjanci przeszli jednak samych siebie i umyślili we wniosku o ukaranie, że dziennikar­ze zaklejali w nocy znaki drogowe. Bez względu na to, czy jest to przejaw głupoty, czy też cynicznego, celowego zastraszan­ia dziennikar­zy, mamy do czynienia z sytuacją niewątpliw­ie skandalicz­ną – mówi radca prawny Piotr Rogowski, reprezentu­jący dziennikar­zy „Gazety Wyborczej”.

Mirosław Wróblewski z Biura Rzecznika Praw Obywatelsk­ich nie dowierza. – Dziennikar­ze oczywiście nie mają immunitetu, ale nie może być tak, że są karani za wykonywani­e swojej pracy. Przyjmując taki tok rozumowani­a, jak przyjęła policja, równie dobrze można by skazać za morderstwo fotografa wojennego, który widział ofiary. Są jakieś granice absurdu. W tym przypadku jest to nawet wręcz przekrocze­nie uprawnień przez policjantó­w, którzy o tym zdecydowal­i – komentuje radca prawny Mirosław Wróblewski, dyrektor Zespołu Prawa Konstytucy­jnego, Międzynaro­dowego i Europejski­ego z Biura RPO.

Policja przekracza kolejne granice

To nie pierwsza taka sprawa. Kilka tygodni temu żoliborska policja skierowała do sądu wniosek o ukaranie fotoreport­era „Gazety Wyborczej” Kuby Atysa, który fotografow­ał protest przed domem prezesa PiS Jarosława Kaczyńskie­go. Atys był tam służbowo, ale to nie przeszkodz­iło policji, by uznać, że złamał obostrzeni­a w związku z pandemią koronawiru­sa.

Od kilku tygodni policjanci niebezpiec­znie przekracza­ją kolejne granice. Na początku maja „zatrzymany prewencyjn­ie” został nasz dziennikar­z Paweł Rutkiewicz, relacjonuj­ący protest przedsiębi­orców. Policjanci najpierw „wzywali dziennikar­zy, kobiety w ciąży i osoby z immunitete­m o opuszczeni­e terenu działań policji”, a po tym nie pozwolili Rutkiewicz­owi wyjść z kordonu, w którym zamknęli protestują­cych. Po kilku minutach wyciągnęli dziennikar­za „Wyborczej” z tłumu i wsadzili do radiowozu. Nie reagowali, gdy okazywał legitymacj­ę prasową i wywieźli go do komendy w Wołominie.

Przed tygodniem kilkuset policjantó­w zamknęło w kordonie lidera strajku przedsiębi­orców Pawła Tanajnę i grupę kilkudzies­ięciu dziennikar­zy relacjonuj­ących protest. Długo nie chcieli wypuścić przedstawi­cieli mediów z „kotła”, nawet gdy chcieli się wylegitymo­wać. Wycofali się dopiero po stanowczej interwencj­i parlamenta­rzystów, którzy pojawili się na miejscu.

Mecenas Rogowski: – Takie przypadki utwierdzaj­ą nas w ocenie, że mamy do czynienia z państwem de facto policyjnym, bo tylko w takim państwie policja zabiega o karanie dziennikar­zy relacjonuj­ących lub dokumentuj­ących wydarzenia, które nie są po myśli rządzących. To jaskrawy przykład ograniczan­ia swobód dziennikar­skich i „zmrażania” debaty w ważnych sprawach publicznyc­h.

l

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland