Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Plaga zastępstw, odwoływane lekcje
Jest połowa września, a w wielu szkołach chaos.
Rodzice relacjonują, że plany lekcji zmieniają się co parę dni, na porządku dziennym są zastępstwa. W szkołach średnich lekcje, na które uczniowie szykują się wieczorem, rano są często odwoływane. Mamy kolejną odsłonę kryzysu kadrowego.
– W liceum córki brakuje polonisty. Drugiego września przyszła nauczycielka, która miała pierwszą lekcję z klasą córki i po pierwszym dniu zrezygnowała z pracy. Od tamtej pory są zastępstwa – opowiada pan Marcin, tata licealistki. To sytuacja z LO im. Banacha.
Podstawówka na Szobera nadal szuka matematyka, fizyka i pedagoga do pracy z uczniem z trudnościami, o specjalnych potrzebach edukacyjnych, podstawówka na Mokotowie wychowawcy świetlicy, inna nauczyciela do zerówki. Przedszkola ciągle nie mają wychowawców dla całych oddziałów dzieci.
Chaos w planach lekcji
Podobnych przykładów jest mnóstwo. Dwa tygodnie po rozpoczęciu roku szkolnego z długo wyczekiwanymi lekcjami stacjonarnymi w wielu szkołach panuje chaos. Rodzice relacjonują, że plany lekcji są wciąż w budowie albo zmieniają się co parę dni. Zastępstwa są na porządku dziennym, a w szkołach ponadpodstawowych lekcje, na które dzieci szykują się wieczorem, rano są często po prostu odwoływane. Uczniowie dwóch techników na Ochocie pokazują plany lekcji. Są ekstremalnie nierównomierne. Jednego dnia cztery lekcje i to z religią, innego 10 lekcji. Rekord, który widzieliśmy, to 11 lekcji z ostatnim dzwonkiem przed godz. 18.
Adam Leszczyński, prof. Uniwersytetu SWPS, dziennikarz OKO Press, opisuje na Facebooku: „Byłem na zebraniu w szkole syna. Druga klasa, przyzwoite liceum. Szkoła jest w stanie katastrofy. Nauczycieli nie ma, są ciągłe zmiany planów, lekcje trzy razy w tygodniu zaczynają się o godz. 7.10, raz o 11.30, a raz trwają od 8 do 17. Połowa zajęć to chaotycznie organizowane zastępstwa. Rodzice nie rozumieją. Cytaty są dosłowne. Rodzic: „Dzieci mają ogromne zaległości. Będziemy musieli wydawać pieniądze na korepetycje przed maturą. Pani wie, ile to kosztuje?”. Wychowawczyni: „Rozkładam ręce. Trzeba myśleć pozytywnie. Młodzi nauczyciele nie chcą pracować za dwa tysiące. Niektórzy matematycy pracują od 7 do 17.30 bez okienka”. „Jestem fanem publicznej edukacji, moje dzieci chodziły (i chodzą) do publicznych placówek, ale na serio zastanawiam się nad przeniesieniem syna do szkoły niepublicznej. Tak, wiem, że to wina PiS i piszę to bez ironii – destrukcję instytucji publicznych zafundowanych nam przez tę władzę będziemy odrabiać przez lata”.
Problem z kadrą mają jednak nie tylko publiczne placówki. Niepubliczne również. – Klasa ma komplet nauczycieli, ale zbierany na raty. Pani od biologii będzie dopiero od przyszłego tygodnia. Fizykę przez pierwsze dwa tygodnie uczniowie mieli z nauczycielem z Wrocławia i były to lekcje online. Teraz jest emerytowany profesor z Uniwersytetu Warszawskiego. Niestety, nie daje sobie rady z młodzieżą – opowiada mama dziecka z prywatnej szkoły pod Warszawą.
Problem z kadrą coraz większy
Problemy z kadrą nauczycielską opisujemy w Warszawie od kilku lat. Banki pracy w kuratoriach są pełne ofert nawet we wrześniu. Aktualnie na Mazowszu jest blisko 1,4 tys. ofert pracy dla nauczycieli. W samej Warszawie ponad 750.
– Sytuacja jest trudna, jak wszędzie – mówi anonimowo dyrektorka podstawówki na obrzeżach Warszawy. Pilnie potrzebuje m.in. matematyka. – Dziesięć lat temu było odwrotnie. To nauczyciele szukali pracy, można było wybrać najlepszych, przynajmniej wydawało nam się, że takich wybieramy. W tej chwili bierzemy każdego. Brakuje szczególnie matematyków, fizyków, nauczycieli specjalistów do wspomagania dzieci z orzeczeniami o specjalnych potrzebach edukacyjnych. Uważam, że i tak jestem w dobrej sytuacji, pokleiłam braki. Wszystkie przedmioty są obsadzone.
Jakim kosztem? Nauczyciele „przedmiotowcy”, czyli wszyscy, którzy uczą w kl. IV-VIII, godzą się na pracę na 1,5 etatu (więcej zgodnie z przepisami nie mogą). – Większość tak pracuje i klasy mam zabezpieczone. Brakuje mi jednak nauczycieli do zindywidualizowanych ścieżek nauczania. Oświata jest elastyczna, bardzo dużo wytrzyma, ale jak długo jeszcze, nie wiem – mówi dyrektorka.
Dokuczliwy brak nauczycieli zaczął się wraz ze zmianami systemu edukacji wprowadzanymi przez rząd PiS. Ich twarzą była ówczesna minister edukacji Anna Zalewska, to ona wdrażała likwidację gimnazjów. Posypały się budowane przez lata zespoły pedagogów uczących gimnazjalistów. Nie wszyscy przeszli do innych szkół. Część nie odnalazła się w pracy z uczniami podstawówek, część zrezygnowała z pracy w publicznej oświacie albo zmieniła zawód.
Nauczyciele przedmiotów takich jak np. fizyka, chemia, biologia oraz języków obcych innych niż angielski, którzy w gimnazjach mieli bez problemu etat, znaleźli się w trudnej sytuacji. W podstawówkach często całego etatu dla nich nie ma. Nie każda podstawówka jest w stanie zapewnić 18 godzin „przy tablicy”. By tyle wyrobić, ucząc fizyki albo chemii, która jest w programie klas siódmych i ósmych, potrzeba w sumie dziewięciu oddziałów. Wiele szkół tylu nie ma. Do pełnego etatu nauczyciel musi dorobić. Tak w Warszawie pojawiła się duża grupa „nauczycieli objazdowych”. Dwa lata temu w dwóch szkołach pracowało 2,3 tys. nauczycieli warszawskich (oświata publiczna). To nie zachęca do pracy w szkole. Niektórzy zrezygnowali z pracy w zawodzie, młodzi nie chcą uczyć. Braki w kadrze dyrektorzy próbują wypełniać, zatrudniając nauczycieli emerytów i spoza Warszawy, bo warszawiacy znajdują atrakcyjniejsze i lepiej płatne zajęcia.
Szkoła w stanie katastrofy. Nauczycieli nie ma, są ciągłe zmiany planów, lekcje trzy razy w tygodniu zaczynają się o godz. 7.10, raz o 11.30, a raz trwają od 8 do 17. Połowa zajęć to chaotycznie organizowane zastępstwa – napisał na Facebooku rodzic licealisty