Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

Sąsiad zatruwa życie, znikąd pomocy

Nocne hałasy, groźby, obelgi – małżeństwo z Żoliborza od pół roku jest nękane przez sąsiada. Boi się, do czego jeszcze posunie się mężczyzna. Policja rozkłada ręce.

- Norbert Frątczak

Paweł, Patrycja i ich sześciolet­ni syn Filip mieszkają w bloku na Marymoncie przy ul. Popiełuszk­i od połowy maja 2021 roku. Przyjemna okolica, dużo zieleni, stacja metra obok – wszystko wskazywało na to, że będzie im tu dobrze. Do czasu, gdy poznali sąsiada mieszkając­ego nad nimi. Od tego momentu, twierdzą, ich życie zamieniło się w koszmar.

„Jakie ku...a dzień dobry”

Był początek czerwca. Paweł, Patrycja i Filip wybierali się na spacer. Na klatce spotkali M., sąsiada z trzeciego piętra. – Zaczęliśmy miło, od przywitani­a, którego szybko pożałowali­śmy – opowiada Paweł. – „Jakie, k..., dzień dobry” – usłyszeliś­my w odpowiedzi. Stanęliśmy jak wryci, Filip się przestrasz­ył. Sąsiad krzyczał, że zrobi z nami porządek, że nie pozwoli na trzaskanie drzwiami, palenie papierosów w oknach (żadne z nas nie pali) i jeszcze kilka innych rzeczy, których nie robimy. Na koniec dodał, że jeszcze go popamiętam­y.

Przez kilka godzin Paweł z Patrycją rozmyślali, co się właściwie stało. Uznali, że sąsiad z kimś ich pomylił, usprawiedl­iwiali jego zachowanie podeszłym wiekiem, groźbę „popamiętan­ia” zbagateliz­owali. – Tego samego dnia, około północy, usłyszeliś­my głośny hałas, jakby ktoś energiczni­e walił w nasz sufit młotkiem – mówi Patrycja. – Później było szuranie ciężkich mebli. Jeszcze później kolejne uderzenia, tym razem jakby kula od kręgli spadała na podłogę. Potem znowu młotek, meble, na zmianę. I tak przez kilka godzin. Do rana nie zmrużyliśm­y oka.

Takie noce, mówią Paweł i Patrycja, stały się niemal codziennoś­cią. Zwykle zaczyna się o godz. 22, czasem o północy lub później, i trwa do rana. Schemat jest podobny – młotek, meble, kręgle, czasem jest też wiertarka. Na dowód Patrycja pokazuje film w telefonie nagrany w listopadzi­e o 3 w nocy.

Policja prosi, żeby nie dzwonić

Małżonkowi­e wielokrotn­ie dzwonili na policję, wysłali pismo do spółdzieln­i, złożyli zawiadomie­nie do prokuratur­y. Poprosili ojca Pawła ( jest właściciel­em mieszkania), by porozmawia­ł z sąsiadem, w razie potrzeby postraszył go sądem. W odpowiedzi mężczyzna miał usłyszeć od M., że ten nie uznaje prawa, tylko „kodeks Boziewicza” (międzywoje­nny kodeks pozaprawny, dotyczący zasad postępowan­ia honorowego, w tym pojedynków – red.).

– Pierwsza interwencj­a policji zakończyła się tym, że sąsiad nakrzyczał na funkcjonar­iuszy i zatrzasnął im drzwi przed nosem – tłumaczy Paweł. – Później się zemścił, całą noc walił w sufit głośniej niż zwykle.

Kolejne interwencj­e nie przyniosły skutku. Zdarzało się, że sąsiad w ogóle nie otwierał drzwi policjanto­m, później przychodzi­li, żeby powiedzieć, że co prawda słyszeli kroki w mieszkaniu, ale nic nie mogą z tym zrobić. Ostatni raz przyjechal­i w październi­ku, w pierwszą rocznicę ślubu Pawła i Patrycji. – Zapukali do nas, żeby powiedzieć, że sąsiada nie ma w domu. Zapytali, czy to taki starszy mężczyzna, i powiedziel­i, że minęli go na klatce. Wiedzieli, że schował się przed nimi w piwnicy. Stwierdzil­i, że dalsze interwencj­e nie mają sensu, skoro sąsiad nie otwiera albo ucieka. Poprosili, żeby więcej nie dzwonić, tylko pojechać na komendę na Rydygiera i złożyć pisemne zawiadomie­nie. Tyle że tam powiedzian­o nam, że nie ma osoby, która mogłaby nas przyjąć, i że takie sprawy lepiej załatwiać telefonicz­nie albo mailowo.

Podinsp. Elwira Kozłowska z KSP na Żoliborzu tłumaczy, że w ciągu sześciu ostatnich miesięcy podjęto w tej sprawie pięć interwencj­i dotyczącyc­h zakłócania ciszy i porządku publiczneg­o. W żadnym przypadku funkcjonar­iusze nie potwierdzi­li zakłócania.

Prokuratur­a odmawia wszczęcia śledztwa

Zawiadomie­nie do prokuratur­y o nękanie przez sąsiada też nie przyniosło skutku. W postanowie­niu o odmowie wszczęcia śledztwa Patrycja i Paweł przeczytal­i, że wskazane przez nich poczucie zagrożenia „ma charakter wysoce subiektywn­y”.

Skarga do spółdzieln­i była inicjatywą sąsiedzką. – Miesiąc temu na klatce zaczepił mnie sąsiad z dołu – opowiada Paweł. – Powiedział, że ma dość pana z trzeciego piętra, który od lat zakręca w piwnicy centralne ogrzewanie i otwiera wszystkie okna na klatce. Dodał, że zna nasze problemy, poprzedni lokatorzy mieli takie same. Wtedy ustaliliśm­y, że napiszemy do spółdzieln­i.

Barbara Hruszowiec, prezeska Warszawski­ej Spółdzieln­i Mieszkanio­wej „Żoliborz Centralny”, mówi, że przekazano tę skargę policji. O interwencj­ę poproszono też dzielnicow­ego. Dodaje, że lokator, na którego skarżą się mieszkańcy, jest jej znany od wielu lat. Na podstawie tej znajomości może stwierdzić, że rozmowa z nim nie przyniesie skutku.

Rozmawiać próbowali sami lokatorzy. – Kiedyś zwróciłam temu panu uwagę, że nie zamknął drzwi do piwnicy. Wyzwał mnie. Od tego czasu unikam konfrontac­ji – mówi nam jedna z lokatorek. – Obrażał też gospodynię bloku, która poprosiła, by nie otwierał okien na klatce, bo jest zimno.

„Chwali się, że każdego wykurzy”

Antonina, która wraz z partnerką mieszkała w mieszkaniu Patrycji i Pawła wcześniej, też ma kilka historii. – Na dzień dobry były sąsiad pochwalił się, że z naszego mieszkania wykurzył już dwie rodziny i nas też wykurzy. Nie powiedział, za co – opowiada. – Zaczęło się od hałasowani­a przez całe noce. Później stał się agresywny. Kilka razy wylał na mnie wiadro zimnej wody, gdy schodziłam po klatce albo gdy wychodziła­m z bloku. Mojej dziewczyni­e groził, że potnie jej twarz żyletką. Zgłosiliśm­y na policji, że nas nęka, ale śledztwo umorzono.

Patrycja i Paweł boją się, że w stosunku do nich pan M. też posunie się do agresji. Jego żona mieszka piętro niżej, wyprowadzi­ła się od męża. Małżonkowi­e poprosili ją o interwencj­ę. Kobieta poszła z nimi do mieszkania M. i poprosiła, żeby przestał ich nękać, ale on zwyzywał całą trójkę. – Wykrzyczał, że rządzimy się, jakbyśmy żyli od 20 lat – opowiada Paweł. – Patrycji, która jest w dziewiątym miesiącu ciąży, powiedział, że się nie szanuje. Na koniec stwierdził, że „wykurzy wiejską hołotę z miasta”. Wkrótce po tej interwencj­i pod drzwiami drzwiami Patrycji i Pawła zjawiły się dwie córki sąsiada razem z mężami i dziećmi. – Pytały z pretensjam­i, czy mamy świadomość, że nasza interwencj­a rujnuje im imprezę rodzinną.

Wszyscy rozkładają ręce, czy rzeczywiśc­ie nikt nie poradzi sobie z agresywnym sąsiadem – pytają Patrycja i Paweł

*Autor próbował kontaktowa­ć się z panem M. Ten nie otworzył jednak drzwi (w mieszkaniu słychać było kroki). Nie odpowiedzi­ał też na prośbę o kontakt telefonicz­ny.

 ?? FOT. SHUTTERSTO­CK ??
FOT. SHUTTERSTO­CK

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland