Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Rozwodzimy się, a co z psem?
Były mąż zaskoczył Martę, kiedy zdecydował się na rozwód. Kilka miesięcy wcześniej adoptowali psa. Nie żyją już razem, ale on musiał zobowiązać się u notariusza, że będzie płacił za utrzymanie kundelka.
– Teraz zastanawiam się, czy on naprawdę chciał tego psa, czy tylko podobała mu się taka fantazja o psie: idziemy sobie za rączkę na spacer w trójkę i jest miło. A pies to dużo więcej, niż widać w parku – mówi Karola, 26-letnia rekruterka z Warszawy. Nakarmić, wyprowadzić, zawieźć do weterynarza, umówić do behawiorystki, zaprowadzić na zajęcia z psiego fitnessu – to tylko kilka punktów z listy psich obowiązków, które zajmują Karoli kilkanaście godzin w tygodniu.
Psa Frania adoptowała wspólnie z partnerem prawie dwa lata temu, jeszcze przed zaręczynami. W styczniu złożyła pozew o rozwód. Czeka na rozprawę, ale to tylko formalność. Małżeństwo trwało zaledwie kilka miesięcy, więc nie mają za wiele wspólnego majątku do podziału. O psa nie będą się kłócić.
NA ZAWSZE RAZEM
Franio nie narzeka na brak energii, według Karoli to border collie zaklęty w ciele kundelka. Na spacer umówiliśmy się w parku Sapera na Powiślu – tutaj Frania jeszcze nie było, co widać po tym, jak ekscytuje się nowymi zapachami. Karola przyznaje, że gdyby była psem to pewnie właśnie takim jak Franio – jego portret wytatuowała sobie na przedramieniu. Energiczna, zdecydowana, pewna siebie. Na przestrzeni blisko dwóch lat przeżyła tyle, ile inni mieszczą zazwyczaj w dwóch dekadach. Zakochała się, adoptowała psa, zaręczyła, wzięła ślub, a teraz bierze rozwód. – Adoptowaliśmy Frania, bo byliśmy przekonani, że już na zawsze będziemy razem – mówi.
Udało jej się wspólnie z byłym partnerem zbudować stabilne warunki do opieki nad Franiem. Chociaż od początku różnili się w podejściu do zwierząt. – Dla niego pies to był pies. A dla mnie członek rodziny i tak go od początku zamierzałam traktować – przyznaje Karola.
JAK PODZIELIĆ SIĘ OPIEKĄ NAD PSEM
Przed rozwodem zdecydowali się na separację, która utwierdziła Karolę w tym, że chce formalnie zakończyć małżeństwo. Umówili się na rozmowę, żeby ustalić szczegóły rozstania. Jeden z tematów na liście: pies. – Jak podzielimy się opieką? I nie dając mu czasu na reakcję, od razu zapytałam: wolisz tydzień w tydzień czy miesiąc w miesiąc? A on na to: Ale przecież to jest twój pies – relacjonuje Karola. – To mi złamało serce – mówi wprost i przyznaje, że żadne kłamstwa nie zabolały ją tak, jak ta odpowiedź.
Wizja samodzielnej opieki nad Franiem z początku ją przerażała. Koszty utrzymania psa, a potrafią one sięgać nawet tysiąca złotych miesięcznie, spadły wyłącznie na nią. Jej więź z psem zacieśniła się jednak jeszcze bardziej. – Dużo płakałam po rozstaniu, a on wtedy wchodził na mnie, kładł łapkę i zlizywał mi łzy z oczu – mówi z uśmiechem.
Były mąż Karoli odwiedził Frania kilka razy, ale teraz to już jasne, że nie zamierza być zaangażowany w opiekę nad nim.
ALIMENTY NA PSA
Ciemnobrązowa Lula w parku Skaryszewskim patrzy na rudą wiewiórkę kilka sekund, napina mięśnie i bacznie obserwuje.
Roman i Ela myśleli o adopcji psa prawie rok. Od początku opieką podzielili się jasno – Roman spaceruje z rana, Ela popołudniami. Kiedy ona wyjeżdża do pracy, a podróżuje często, on zajmuje się psem, ale uczenie komend, wychowanie leżało zawsze po jej stronie.
Dlatego to właśnie ona bardziej zżyła się z Lulą. Kiedy półtora roku temu Roman zaskoczył ją rozmową o rozwodzie, nie kłócili się o psa. Było dla nich jasne, że zostanie z Elą. Miała jednak poczucie, że byłoby niesprawiedliwe, gdyby cała odpowiedzialność za opiekę nad psem, którego adoptowali wspólnie, spadła na nią – również odpowiedzialność finansowa.
Dlatego zaproponowała, żeby podpisali umowę notarialną. Roman się zgodził. – Chciałam, żeby mój były mąż zobowiązał się płacić dożywotnio połowę kosztów utrzymania Luli. Potrzebowałam wtedy tej pewności, że nie zostanę z tym sama – tłumaczy Ela. Samodzielna opieka nad Lulą i tak zrewolucjonizowała jej grafik. Kiedy teraz wyjeżdża na dłużej, musi dodać do planu podróży kilkaset kilometrów trasy
do domu rodziców, gdzie zostawia psa. Relacje z byłym mężem na tyle się poprawiły, że podczas krótszych wyjazdów Eli bierze Lulę do siebie – mają nawet wspólny grafik, który edytują online.
Ela nie nazywa tego podziału kosztów alimentami, chociaż w zasadzie tak właśnie to działa. Za wszystkie koszty związane z utrzymaniem psa zbiera paragony, później robi im zdjęcia, przesyła i rozliczają się na koniec miesiąca. System działa podobno bardzo sprawnie.
Ela: – Teraz mamy poprawne relacje, ale wtedy kiedy podpisywaliśmy tę umowę, byłam wkurzona na sytuację. Zostałam zaskoczona decyzją o rozwodzie, więc wolałam mieć wszystkie postanowienia na papierze.
SPOTYKAJĄ SIĘ NA SPACERACH
Marta i Daniel dwa tygodnie temu byli u psiego okulisty. Podeszli do recepcji, a suczka Kiki, jak zawsze spokojna, nie odstępowała ich na krok. – To kto jest właścicielem? – zapytała kobieta w rejestracji. Cisza. Przerwał ją w końcu Daniel. – Marta. Kiki jest Marty – odpowiedział. pamięta rozmowę, w której pojawił się temat rozstania. – Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy: przecież Kiki to jest jego pies, nie mogę mu go zabrać. Poczułam taki niewyobrażalny ból – opowiada. Perspektywa utraty kontaktu ze zwierzęciem była dla niej przerażająca, ale Daniel szybko ją uspokoił. – Kiki bardziej cię pokochała, możesz ją wziąć – powiedział jej partner.
Przez kilka tygodni od wyprowadzki Marty Daniel unikał kontaktu. Ale w końcu przełamał się i napisał wiadomość: „Co słychać u Kiki?”. Umówili się, że pies zostaje u Marty, ale Daniel będzie miał z nim kontakt. Marta: – Taki pies, przynajmniej dla nas, jest jak dziecko. Ciężko z nim zerwać kontakt z dnia na dzień.
Marta i Daniel nie myślą o tym, żeby do siebie wrócić. Spotykali się już po rozstaniu z innymi osobami, ale mają świadomość, że pies, którym wspólnie zajmowali się, kiedy byli ze sobą, połączył ich na dłużej, niż trwał ich związek, co jednak czasem potrafi być emocjonalnym wyzwaniem. Marta: – Zaczęłam się z kimś spotykać i pamiętam, jak ta osoba przytulała Kiki, bawiła się z nią. Miałam takie dziwne nieprzyjemne uczucie, jakbym robiła coś złego. W końcu ciągle mam poczucie, że Kiki należy do Daniela.
W SĄDZIE ZWIERZĘTA JAK RZECZY
Nie ma takiego tygodnia, żeby ktoś nie zadzwonił do kancelarii ze sprawą dotyczącą opieki nad zwierzęciem po rozstaniu lub rozwodzie
Ela, Marta ani Karola nie musiały spierać się opiekę nad psami w sądzie. Udało im się z byłymi partnerami dojść do porozumienia. Coraz częściej jednak sądy muszą rozstrzygać spory o zwierzę między skłóconymi parami. – Nie ma takiego tygodnia, żeby ktoś nie zadzwonił do kancelarii ze sprawą dotyczącą opieki nad zwierzęciem po rozstaniu lub rozwodzie – przyznaje Karolina Kuszlewicz, adwokatka specjalizująca się w sprawach z udziałem zwierząt. Kiedy 10 lat temu zaczynała pracę, takie telefony były rzadkością. Większość tematów, którymi zajmowała się, to były sprawy karne dotyczące przemocy wobec zwierząt. Około 3 lat temu zaczęło pojawiać się jednak więcej spraw, w których zwierzęta są częścią relacji rodzinnych.
Rozstająca się para, która nie potrafi dojść do porozumienia w sprawie opieki nad zwierzęciem, usłyszy jednak od adwokatki, że najlepiej, aby sprawę rozwiązać podczas mediacji, a nie na sali sądowej. – W polskim prawie nie ma regulacji dotyczących zwierząt, które przypominałyby te zapisy z Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, które dotyczą dzieci. Staram się, żebyśmy ustalili rozwiązanie odpowiednie dla zwierzęcia. Zawsze trzeba brać pod uwagę to, jaką relację ma zwierzę z opiekunem. Również wtedy, kiedy sprawa jednak wyląduje na sali sądowej – mówi Kuszlewicz.
Mimo że coraz więcej osób deklaruje wprost, że zwierzęta są dla nich członkami rodziny, to sądy często traktują zwierzę jak rzecz, kolejny składnik majątku do podziału. – Ustawa o ochronie zwierząt już w pierwszym artykule mówi jasno, że zwierzę nie jest rzeczą, tylko istotą czującą, zdolną do odczuwania cierpienia. Ale zaraz później, że w sprawach nieuregulowanych w ustawie należy stosować wobec zwierząt odpowiednio przepisy dotyczące rzeczy. To jednak niejedyne rozwiązanie podczas sporu sądowego – zaznacza Kuszlewicz.
Kiedy do jej kancelarii trafiają osoby, które starają się o opiekę nad zwierzęciem, Kuszlewicz skupia się w swojej argumentacji na relacji, jaką udało się zbudować między zwierzęciem a człowiekiem. – Mamy już pierwsze wyroki sądów, w których relacja między człowiekiem a zwierzęciem potraktowana została jako dobro osobiste. W sporze o zwierzę, żywą istotę, powinniśmy badać właśnie kwestię realnej więzi, a nie tylko formalnej własności, wpisanym np. do książeczki szczepień psa, czy dokumentach adopcji. To ostatnie ma znaczenie, ale moim zdaniem drugorzędne wobec więzi rodzinnych na linii człowiek-zwierzę – podkreśla Kuszlewicz.
KAROLINA KUSZLEWICZ adwokatka specjalizująca się w prawach zwierząt