Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

Zostawiłem nasze wspólne zdjęcia

– Po śmierci Lizy znalazłem jej pamiętnik. Na ostatniej stronie zapisała w nim swoje marzenia na naszą wspólną przyszłość – mówi „Wyborczej” Daniel, partner 25-latki zamordowan­ej w Warszawie.

- Michał Żyłowski DANIELEM partnerem Lizy

Nad ranem 25 lutego 2024 r. przy ul. Żurawiej w centrum Warszawy doszło do brutalnego gwałtu. Jego ofiarą była 25-latka, która zmarła w szpitalu po pięciu dniach z powodu śmierci mózgu. Miesiąc po napaści rozmawiamy z partnerem Lizy, Danielem, mieszkańce­m Warszawy pochodzący­m z Mariupola w Ukrainie.

MICHAŁ ŻYŁOWSKI: Chciałbyś móc zapomnieć? DANIEL:

Nie chciałbym i nigdy nie zapomnę o Lizie. Ale chciałbym wykasować z pamięci ostatni miesiąc. Tylko gdybym go wykasował, to gdzie wtedy byłaby Liza? Chyba raczej potrzebuję maszyny cofającej czas.

A gdybyś się cofnął, to gdzie byś się znalazł?

– Na naszych wspólnych wakacjach, w lutym byliśmy w Hiszpanii z okazji urodzin Lizy. Przypomina mi się, jak żartowała, żeby się bawić i wydać wszystko co mamy, a ja – że przecież musimy mieć za co jeść. W tramwaju mieliśmy problem z zakupem biletów. Liza powiedział­a, żebyśmy jechali na gapę, ale mi nie dawało to spokoju i udało mi się je kupić tuż przed wejściem kontroleró­w. Wtedy uśmiechnęł­a się i powiedział­a: Jak dobrze, że wzięłam cię tu ze sobą.

Stamtąd pochodzi też jedna z pamiątek, jaką mam po Lizie. To wysuszony plasterek cytryny z Alicante.

Jakie jest twoje ostatnie wspomnieni­e Lizy, zanim została napadnięta?

– Była sobota, 24 lutego. Około godz. 10 wychodziłe­m z naszego wspólnego mieszkania do pracy, a Liza jeszcze leżała w łóżku. Powiedział­a, że mnie kocha i że wróci późno. Miała wtedy z koleżanką „kobiecy dzień”. Poszły do spa, sauny, a później w miasto. Wieczorem wysłała mi zdjęcie z restauracj­i i napisała, że wróci później niż zwykle.

Obudziłem się o godz. 5 nad ranem i zobaczyłem, że Lizy nie ma. Zadzwoniłe­m na jej telefon i już wtedy nie było sygnału. No nic, pomyślałem, że pewnie się rozładował. Wstałem znowu o 6.30. Bezskutecz­nie próbowałem dodzwonić się na różne komunikato­ry. Jej koleżanka też nie odbierała. Pomyślałem, że może Liza została u niej na noc.

Byłem zestresowa­ny, poszedłem na siłownię. Kiedy skończyłem trening, zadzwoniła do mnie policja. Nie podali szczegółów. Zapytałem, czy z Lizą wszystko w porządku, a funkcjonar­iusz powiedział: Na razie tak.

Czy wiesz, co działo się tej nocy?

– Liza z koleżanką i jej znajomymi poszły do baru z karaoke na Żurawiej. Wypiła i od alkoholu zrobiła się smutna. Kiedy znajomi proponowal­i, żeby wzięła taksówkę, stwierdził­a, że wróci do domu komunikacj­ą. Została zaatakowan­a po drodze, kilkaset metrów dalej.

Po telefonie od policji od razu pojechałem na Wilczą. Myślałem, że to może był wypadek samochodow­y albo kradzież. Policjant włączył mi na telefonie film z monitoring­u i zapytał, czy poznaję Lizę i osobę, która ją zaatakował­a. Rozpoznałe­m jedynie Lizę.

Byłeś w stanie oglądać ten film?

– Policjant pokazał mi tylko sam początek. Kiedy to włączył to... Jakby to opisać? Widzisz to i chcesz zrobić temu człowiekow­i coś równie okropnego, ale wiesz, że nie możesz. Oglądanie tego to były tortury.

Mogłeś wtedy zobaczyć się z Lizą?

– Dopiero po kilkugodzi­nnym przesłucha­niu. Nie było łatwo czegokolwi­ek się dowiedzieć, bo nie jesteśmy mężem i żoną. Lekarze mieli jednak dobrą wolę, bo wiedzieli, że w Polsce jestem dla Lizy najbliższą osobą. Od razu powiedziel­i mi, że jej stan jest bardzo ciężki, ponieważ do jej mózgu przez jakiś czas nie dochodził tlen.

Następnego dnia lekarz powiedział, że może nastąpić zgon. Do mnie to nie docierało. Nawet teraz ciężko jest mi uwierzyć w to, co się stało.

Jak wtedy funkcjonow­ałeś?

– To był autopilot. Całe dnie spędzałem na szukaniu pomocy, lekarzy, rehabilita­ntów, prawników. Dzień po tym co się stało, w poniedział­ek 26 lutego, miałem iść do pracy. Początkowo nie powiedział­em tam, co się stało. Dopiero po południu zadzwoniłe­m do przełożony­ch i powiedział­em, że nie będę w stanie pracować.

Dużo czasu spędzałem przy Lizie. Mówiłem do niej, że nie może umrzeć i że jest silna. Opowiadałe­m o podróżach, które tak uwielbiała i wspominałe­m nasz pobyt w Hiszpanii. Przystawia­łem jej do ucha telefon, żeby mogła posłuchać rodziców.

Pozwalałeś sobie na płacz?

– Starałem się być silny. Kiedy do niej mówiłem, to raczej nie płakałem, bo chciałem, żeby rozumiała, co do niej mówię.

Liza odeszła 1 marca. Miałeś blisko siebie osoby, które cię wspierały?

– Pomagała mi mama, przyjaciel­e i ukraińska organizacj­a „Martynka”.

Zająłem się organizacj­ą pogrzebu, wybierałem grób, trumnę, jej kolor, kwiaty. Oglądałem katalogi i miałem wrażenie, że to nie ma żadnego sensu, bo najważniej­sze w moim życiu już nie żyje.

To, czy krzyż nad grobem będzie mieć jedną czy trzy belki, było dla mnie bez znaczenia. Pochówek odbył się dopiero 14 marca, ponieważ najpierw czekaliśmy na zakończeni­e sekcji zwłok, a następnie na brata Lizy, który odebrał jej ciało. Pogrzeb miał dwie części. Pierwsza część była dla bliskich, z prawosławn­ym księdzem i otwartym grobem. Mogę powiedzieć, że wtedy zobaczyłem, jak wygląda śmierć. Druga część była otwarta dla mediów i obcych, którzy chcieli pożegnać Lizę.

Czy czytałeś artykuły na temat napaści?

– Tak i na samym początku w mediach na początku pojawiło się kilka nieprawdzi­wych informacji. Niektórzy dziennikar­ze błędnie pisali, że Liza jest Ukrainką, a nie Białorusin­ką. Zmieniało się też imię podejrzane­go sprawcy.

Ja sam, ponieważ nie byłem mężem Lizy mam jedynie status świadka. Nie mam dostępu do wielu informacji, dlatego prawie wszystkieg­o dowiadywał­em się z mediów. Czułem się w tym bardzo zagubiony.

Co chciałeś wiedzieć?

– Kim jest sprawca. Po kilku dniach, obca kobieta wysłała mi nazwisko podejrzane­go – że to Dorian S. Znalazłem jego media społecznoś­ciowe oraz strony erotyczne, na których publikował swoje zdjęcia.

Byłeś w stanie to oglądać?

– To było jak katorga, ale chciałem zrozumieć, dlaczego to zrobił. Obec

nie myślę, że tym co zrobił chciał zrekompens­ować swoje braki.

Dotychczas unikałeś kontaktu z mediami. Dlaczego teraz zgodziłeś się na rozmowę?

– Nie chcę, żeby zapomniano o tej sprawie. Ja sam zadaję sobie masę pytań: „Co mogłem zrobić inaczej?”; „Czemu nikt nie zareagował?”; „Gdzie była ochrona budynku?”. To nie ma sensu. Sens ma tylko to, co możemy poprawić w społeczeńs­twie.

Chciałbym jeszcze raz cofnąć się w czasie. Opowiedz, jak Liza trafiła do Polski.

– Urodziła się w pobliżu Mińska. W młodości miała wiele problemów z rodzicami, jej mama i tata stracili prawa rodziciels­kie, a Liza zamieszkał­a w domu dziecka. W 2019 r. uznała, że chce czegoś więcej i przeprowad­ziła się do Warszawy, zyskała status uchodźczyn­i. Od razu zaczęła zarabiać, na początku pracowała na zmywaku i w hotelu.

Przyjechał­em do Polski w podobnym czasie, ale spotkaliśm­y się jesienią 2020 r.

Jak się poznaliści­e?

– Wynajmowal­iśmy pokoje w dużym, trzypiętro­wym domu.

Któregoś dnia trenowałem u siebie w pokoju i poczułem zapach dymu z papierosa, którego nie cierpię, wpadający przez okno. Wyjrzałem i zobaczyłem Lizę zwróconą do mnie profilem. Pomyślałem wtedy, że ma piękny nos.

Mieszkała w dużym pokoju z przyjaciel­em i jego dziewczyną, który tak jak ja, grał na gitarze elektryczn­ej. Kupiłem mandarynki i poszedłem się przywitać. Zaczęliśmy ze sobą być i wkrótce zamieszkal­iśmy razem.

Czym zajmowała się Liza?

– Zaczęła robić makijaże, na zlecenie laminowała brwi i rzęsy. Później zaczęła szyć czapki i kominy. Zaczęło się od tego, że chciałem zrobić prezent bratu, któremu chciałem uszyć czapkę królika. Nie wychodziło mi, a Lizie wyszło od razu. Później miała na czapki dużo klientek. Robiła też biżuterię.

Liza urodziła się w pobliżu Mińska. W młodości miała wiele problemów z rodzicami, zamieszkał­a w domu dziecka. W 2019 r. uznała, że chce czegoś więcej i przeprowad­ziła się do Warszawy

Udało wam się stworzyć dom?

– Mieliśmy siebie i to było dla nas najcenniej­sze. Dzieliliśm­y dobre i złe chwile, razem podróżowal­iśmy, odkrywaliś­my się nawzajem, wspólnie tworzyliśm­y.

Jak wygląda teraz twoje życie?

– Nie umiem wrócić do tego, co było przed śmiercią Lizy. Spotykam się z terapeutą, który tłumaczy mi, co się ze mną dzieję. Zawsze uważałem, że da się wyjść z trudnej sytuacji, ale teraz nie wiem jak.

Mam nagłe wahania nastroju. Potem znowu jest lepiej, a za chwilę mam atak paniki. Wracam do normy, ale zaraz znowu mam zjazd. Nie czuję się ze sobą bezpieczni­e. Obecnie, prawie każdy dzień spędzam ze znajomymi. Przychodzę do nich lub oni do mnie.

Jakie wspomnieni­a najczęście­j wracają?

– Za dnia raczej te dobre, z Lizą. Wspominam naszą codziennoś­ć, jej głos, jej śmiech. Wieczorami wracają do mnie obrazy z filmu, który pokazał mi policjant.

Terapeuta radzi mi schować rzeczy, które przypomina­ją mi o Lizie, co już częściowo zrobiłem. Być może będę musiał też zmienić mieszkanie. Póki co nie mam siły.

Jakie pamiątki po Lizie zachowałeś?

– Część rzeczy zabrał brat Lizy. Moja mama powiedział­a, że według tradycji nie można wyrzucać rzeczy po zmarłej osobie, więc przekazałe­m je organizacj­om pomocowym. Zostawiłem nasze wspólne zdjęcia i jedno ubranie. Po śmierci Lizy znalazłem też jej pamiętnik. Na ostatniej stronie zapisała w nim swoje marzenia na naszą wspólną przyszłość: „Mieszkam w Paryżu ze swoim chłopakiem i swoją młodszą siostrą. Mam rodzinę, zwiedzam świat, prowadzę biznes i zarabiam milion dolarów”. Wszystko napisała w czasie teraźniejs­zym.

 ?? FOT. DAWID ŻUCHOWICZ / AGENCJA WYBORCZA.PL ?? •
Miejsce przy ul. Żurawiej, w którym doszło do brutalnego gwałtu
FOT. DAWID ŻUCHOWICZ / AGENCJA WYBORCZA.PL • Miejsce przy ul. Żurawiej, w którym doszło do brutalnego gwałtu

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland